Rozdział 27

13 1 1
                                    

-Więc przemyślałem sobie to co mi mówiłeś i zgadzam się na to żebyś mi pomógł.- powiedziałam do stającego tyłem blondyna.

Ten z szerokim uśmiechem odwrócił się do mnie.

-Świetnie, więc bądź dzisiaj u mnie wieczorem. - powiedział wystawiając białe zęby na wierzch.

Lubiałam ten uśmiech. Choć wiedziałam że nie był tylko dla mnie.

-OK będę o dwudziestej bo wcześniej muszę się zjawić w firmie.- poinformowałam Adniego, który szedł obok mnie do stołówki.

-Też mam tam jechać.- urwał zamyślajac się. - podobno ojciec ma tam coś do załatwienia.

Skinełam głową na znak że rozumiem.

-Powiedz mi czego będziemy się uczyć? Co musisz zdać?.- zapytał mnie niebiesko oki.

-Pani powiedziała że wystarczy że będę umiała przeprowadzić z nią krótki dialog, kilka dat, miesiące, dni, i coś jeszcze.

-Czyli podstawa u ciebie leży?

-Muszę Ci przypominać, że uczę się hiszpańskiego dopiero od jakichś dwuch miesięcy?

-Nie, nie musisz, doskonale wiem.

Zaśmiał się. Weszliśmy do stołówki pierwszy raz we dwujke. Zawsze wchodziła sama lub z Loren, lecz dzisiaj było inaczej.

Wszyscy spojrzeli w nasza stronę. Poszliśmy do krótkiej już kolejki. Po niecałych pięciu minutach szliśmy do naszego stolika gdzie wszyscy już tam siedzieli razem z tą nową.

Właśnie taraz przypomniałam sobie, że dalej nie wiem jak ma na imię.

-Czekaj. - powiedziałam do blondyna łapiąc go za ramię.

-Co? - powiedział z wyrzutem bo prawie wysłała mu się herbata.

-Jak nowa ma na imię? - zapytałam marszcząc nos.

-Ty nadal nie wiesz? - pokręciłam głową przecząco na co Andy cicho się zaśmiał, westchnął. - Anastazja Collen, ale mówimy na nią An.

Pokiwałam głową.

-Wogóle dlaczego ty jej nie lubisz. - złącza gdy zaczęliśmy znowu iść w ich kierunku.

-Ja? - zaśmiałam się. - zkąd ci to przyszło do głowy?

-Przecież widzę jak się na nią patrzysz albo jaka jesteś spieta w jej obecności.

-Nie przesadzaj.

-I tak cię jeszcze o to zapytam.

Prychnełam. Rzeczywiście zawsze byłam spieta w jej obecności.

-No nareszcie jesteście. - powiedział Rye i przywitał się że mną. Tylko z nim się dziś nie widziałam.

Uprzejmie się z nim przywitałam i odstawiłam tackę z frytkami na stolik.

To była jedna z szkół na których można było znaleźć coś z FastFoodow. Nie byłam do tego przyzwyczajona. Do szkoły w której chodziłam zawsze było zdrowo. Jogurty, owoce, warzywa, różnego rodzaju sałatki i odrzywcze napoje.

-Witaj An.- powiedziałam uprzejmie siadając. W jednej chwili przy naszym stoliku zrobiło się cicho.- Co? - zapytałam wkładając frytke do buzi.

Loren przyłożyła mi rękę do czoła. Zmarszyczyłam nos i brwi.

-Gorączki niby nie ma. - powiedziała i wszyscy zaczęli się śmiać.

Mi do śmiechu nie było. Nowa się nie odzywała. Jadła grzecznie i od czasu do czasu przytakiwała.

Nadzieja bywa ostatnią |A.Fowler|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz