Prolog

708 52 11
                                    

- Sherlock! - krzyczałam. - Ej! Słuchasz mnie?
- Tak, tak. - odpowiedział brunet odrywając wzrok od papierów. - Nie musisz tak wrzeszczeć.
  Siedzieliśmy już ponad godzinę w jakimś laboratorium, ponieważ Sherlock miał jakiś cholerny powód i już prawie odgadł rozwiązanie jakiejś sprawy. John nie odstępował go na krok. Ciągle chciał pomagać, ale nie było to denerwujące, tylko miłe.
- Zaraz tu nie wytrzymam. - zeskoczyłam z blatu. - Wychodzę  na fajke. - szepnęłam do Sherlocka.
- Słyszałem to  Carter! - krzyknął Watson wskazując na mnie oskarżycielsko palcem. - Miałaś przestać!
- Coo? Ja? - Zrobiłam głupią mine kierując się ku drzwiom. - Nic takiego nie mówiłam.
- Wyjdź. - Powiedział zirytowany Holmes.
    Po wyjściu z pomieszczenia wszędzie było pusto. Poprawiłam białe włosy i ruszyłam jakimś przypadkowym kortarzem. Gdy byłam już w prawie niewidocznym miejscu, odpaliłam papierosa opierając się o ściane. Przymknęłam oczy, czując, że jestem sama.
- Wie pani, że tutaj nie wolno palić? - Usłyszałam z lewej strony, aż podskoczyłam i wypuściłam fajke z ręki, przez co wypaliłam dziure na kolanie.
- JAPIERDOLE! - Krzyknęłam dosyć głośno. - Gościu kurwa posrało Cię? O co ci kurwa chodzi?!
Dopiero po wykrzyczeniu tego spojrzałam na faceta. Przystojny brunet z papierami w ręce przyglądał mi się z lekkim zdziwieniem.
- A o to. - Wskazał na tabliczke na ścianie z napisem ,, Nie palić''. Dziwne, że wcześniej tego nie zauważyłam.
- Emm, przepraszam. Poniosło mnie... Porostu dawno nie miałam żadnego spokoju, ciągle się coś dzieje.
- W porządku. - Uśmiechnął się i podał mi rękę. - Jim Moriarty.
- Alishia Carter. - Scisnęłam jego dłoń. Facet był bardzo przystojny, dlatego nie wiem czemu nie spaliłam buraka jak zawsze.
- Czym się tutaj zajmujesz? - Spytałam patrząc na jego papiery.
- Jestem tu informatykiem. A ty co tu robisz? Czym się zajmujesz?
- Jestem tutaj bo Sherlock chciał skorzystać z labolatorium... - Urwałam na moment, zastanawiając się czy powinnam mu o tym mówić. - Tak naprawde pracuje jako... Kosmetyczka. - Pokazałam mu moje paznokcie na "dowód". Przecież nie powiem mu na pierwszym spotkaniu, że haracze i brudne sprawy to moja specjalność. Jim pewnie cisnąłby mi papierami w twarz i z krzykiem uciekł.
 
  Moriarty zamyślił się nad tym co powiedziałam. Na samo wspomnienie o Holmesie jakoś się ożywił, zaciekawił.
- Naprawde jest tutaj ten słynny detektyw?
- Tak. Ale niestety nie będzie ci go dane teraz poznać. Nikogo tam nie wpuszczają. Wyszłam stamtąd, bo sie tam wytrzymać nie da. Ciągłe siedzenie w ciszy i patrzenie jak pracuje. - Westchnęłam, udając bardzo poirytowaną.
  - Szkoda... Dużo o nim słyszałem, ale o Tobie jakoś nic. - Zaśmiał się. - Bardzo mi się fajnie z Tobą rozmawia, ale niestety muszę wracać do pracy. Zgadamy się jakoś?
Jim spojrzał na mnie z lekką nadzieją w oczach.
- Jasne. - Wzięłam długopis i zapisałam na jednym z dokumentów mój numer.
- Mam nadzieję, że niedługo się zobaczymy. - Powiedział a po chwili już go nie było.
  Wrociłam do labolatorium lekko podekscytowana nową znajomością. Mam nadzieję, że niedługo się odezwie.
- Gdzie ty byłaś tak długo? - Odezwał się siedzący John. - Nie było Cię prawie 15 minut!
- Zgubiłam się. - John chyba nie załapał, że to kłamstwo.
- Boże.. Nic Ci się nie stało? - Zapytał Watson z niepokojem. Sherlock oderwał się od pracy i dokładnie mi się przyjrzał.
- Masz lekkie rumieńce na twarzy. Po wyjściu ktoś cie wystraszył i dlatego wypaliłaś dziurę w spodniach. - Wskazał na nią. - Facet okazał się być miły, dlatego dałaś mu swój numer i z rumieńcami czekasz, aż zadzwoni. Prawda?
- Kurwa, skąd ty to wiesz? - Spytałam zdziwiona. - Tak było. Jim mnie wystraszył, a potem jakoś tak się zagadaliśmy.
- A ofiarą są Twoje nowe spodnie. - Zaśmiał się Holmes.
Ten człowiek jest niesamowity. Nie było mnie przez 15 minut, a on po jednym spokrzeniu potrafił powiedzieć, dlaczego mnie nie było. Usiadłam na fotelu, aby wszystko sobie przelustrować. Wpadłam na niego, ale na samo wspomnienie o Holmesie zachowywał się tak, jakby słyszał o wrogu wartym milion dolarów.
- Nie rozsiadaj się tak. - Sherlock zaczął zbierać swoje rzeczy. - Idziemy.
Zabrałam płaszcz i udaliśmy się do wyjścia z budynku. John od razu złapał taksówkę. Przed odjazdem zobaczyłam tylko, jak Jim wsiada z kimś do czarnego samochodu i odjeżdża z piskiem opon...

Black Game - Jim MoriartyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz