- Wiesz co? Przypominasz mi kogoś doktorku - mruknąłem siadając na kanapie naprzeciwko mojego psychologa.
Ostatnio dość sporo o nim myślałem i kurde lubię go. Bardzo. Zależy mi na nim. Wiem, że to złe i nie powinienem, ale nie mogę przestać tak o nim myśleć.
- Tak? Jestem ciekawy kogo.
- Kogoś kogo kochałem - westchnąłem głośno.
Macie takie same bujne czarne włosy. On też był wyższy. Macie podobną budowę ciała...
Alec przestań!
- To dobrze? - Zmarszczył brwi.
- Ten ktoś odszedł - urwałem - i to kolejny powód tego syfu, w który wpadłem.
- Mhm... czyli to druga bliska ci osoba, którą straciłeś w tak krótkim czasie?
Kiwnąłem głową.
- W lipcu mieliśmy brać ślub.
- Przykro mi.
- Nie musi - pokręciłem głową.
- Dlaczego odszedł? Jeśli chcesz możesz mi powiedzieć.
- Widział jak słabą mam psychikę i stwierdził, że nie chce żyć ze mną do końca życia skoro mogę nie wytrzymać i sobie coś zrobić. Może to i lepiej? Zranię mniej osób.
- Cięcie się nie jest wyjściem.
- Jak to nie?
- To jest ucieczka od problemu, a nie z niego wyjście.
- Trudno. Jestem tchórzem i to wiem. Nie musisz mnie uświadamiać. Gdybym nie był tchórzem to już by mnie tu nie było.
- Nie mów tak...
- Ale taka jest prawda - przerwałem mu, pokazując blizny na lewej ręce - To wszystko jest jego wina. Może kiedyś się wykrwawię i to się skończy.
- Rób co chcesz - westchnął. - Właściwie... czemu nazywasz mnie doktorkiem?
- Nie wiem. Tak jakoś po prostu mi do ciebie pasuje.
Zaśmiał się lekko.
- Podoba mi się.
Jak się śmieje to jest jeszcze przystojniejszy. Kurwaaaaaa przecież nie zakocham się we własnym psychologu. Alec ogarnij się!
- O czym myślisz? - Zapytał.
- O tym jak przystojny jesteś.
Gratulacje! Nie wiesz kiedy się ugryźć w język! Wspaniale! Jesteś debilem.
- Nie jestem tak przystojny jak ty.
Chwila coooooo? To mój psycholog więc ma mi pomóc, prawda? Nie sprawi mi przykrości. Nie powinien przynajmniej. Nie odepchnie mnie.
Nachyliłem się i złączyłem nasze usta w pocałunku.
Nie odwzajemnił go.
Kurwa.
Odsunął się.
Ja pierdole.
- Chyba nie powinniśmy - chrząknął.
Super.
- Sorry - mruknąłem.
Co ja sobie myślałem? Jestem pierdolonym debilem, który znowu będzie cierpiał. Zajebiście.
- Ta sytuacja... - zaczął. - Czemu to zrobiłeś?
- Bo ja wiem? Impuls chwili.
- Impuls chwili? Rozmawialiśmy o twoim problemie, a ty nagle mnie pocałowałeś!
- Bo powiedziałeś, że jestem przystojny!
- Cholera no bo jesteś! - Uniósł ręce do góry.
- Zaczynam wątpić że to ja potrzebuję psychologa.
- Po sesji z tobą chyba naprawdę będę musiał sam siebie zbadać - westchnął.
- Nikt cię nie zmusza do siedzenia ze mną.
- Wiesz co jest najgorsze? Nie potrafię zrezygnować z sesji z tobą.
- Bo?
- Dobre pytanie - westchnął. - Przestańmy mówić o mnie, bo jesteśmy tutaj żeby pomóc tobie.
- Lubię o tobie słuchać.
- A ja o tobie, no popatrz - wziął moją kartę. - Zapytam cię o coś. Ten ktoś kogo kochałeś... pomagał ci z tego wyjść?
- Nie, już ci mówiłem, że zacząłem to robić kiedy odszedł. Nawet o tym nie wie.
- Kiepska sprawa.
- No kiepska - westchnąłem.
- Sesja dobiegła końca. Przykro mi. Dokończymy innym razem, dobrze?
- Mhm - mruknąłem i wstałem z miejsca. - Do zobaczenia doktorku.
- Do zobaczenia.
Wróciłem do domu autem i zamknąłem się w pokoju. Rzuciłem żyletki daleko od siebie.
Cholera, zauroczyłem się w nim. Czy to żart? Anuluj! Ja nie mogę! Nie, cofnij! Reset!
Schowałem twarz w dłoniach i zamyśliłem się.
Tak nie może być. Muszę przestać się ciąć. Zrobię to. Dam radę. Zrobię to dla niego.
***
Dzisiaj trochę krócej, ale mam nadzieję, że się podoba. 5 komentarzy i 7 gwiazdek i wlatuje 4 rozdział! Do następnego! 💖
CZYTASZ
Help me~ Malec /AU ✔
Fiksi PenggemarMagnus Bane to najlepszy psycholog w Nowym Jorku. Sam w przeszłości borykał się z wieloma problemami, z których wyszedł zwycięsko. Teraz stara się pomóc innym. Udało się już setkami osób i wszyscy go chwalą, jednak czy podoła tak trudnemu przypadkow...