Dookoła mnie była ciemność. Rozglądałem się by dostrzec cokolwiek, jednak wszędzie było ciemno.
- Magnus?! - Krzyknąłem w czarną odchłań, jednak mój głos rozmył się w powietrzu od razu po wypowiedzeniu słowa.
Szedłem dalej potykając się o jakieś dziwne rzeczy. Nawet nie widziałem co to było. Brnąłem przez ciemność próbując znaleźć jakiekolwiek, choćby najmniejsze źródło światła. Nie było tu nic.
- Magnus?! - Krzyknąłem znowu, jednak nadal była cisza.
Co mogło się stać? Przecież to niemożliwe, żeby trafił w inne miejsce niż ja. Muszę go odnaleźć!
Robiąc krok za krokiem w ciemności, kompletnie nie wiedziałem gdzie idę, ani co jest na ziemi. Stawiałem coraz mniejsze kroki aż wreszcie grunt pod nogami się zapadł i zacząłem spadać w ciemną otchłań. Krzyczałem i machałem rękami we wszystkich kierunkach jednak to nie pomagało. Spadałem i krzyczałem tak długo aż zaschło mi w gardle. Wreszcie boleśnie uderzyłem o ziemię. Podniosłem się w miarę szybko i otworzyłem oczy. Natychmiast je zamknąłem, ponieważ w miejscu w którym się znalazłem widniała oślepiająca jasność. Nie byłem w stanie nic zobaczyć tak samo jak było na górze. Powoli uchyliłem oczy by przyzwyczaić się do światła, jednak to było niemożliwe. Zasłoniłem je dłońmi robiąc sobie cień i rozejrzałem się. Wszystko dookoła było białe, a w oddali znajdowała się jakaś postać.
- Magnus? - Zapytałem cicho i ruszyłem w tamtą stronę.
Tutaj szło mi się o wiele łatwiej. Droga była prosta i widoczna. Znajdując się bliżej tajemniczej osoby zorientowałem się, że to wcale nie był mój ukochany. Nie wiedziałem kto to. Postać stała odwrócona do mnie tyłem.
- Kim jesteś? - Zapytałem. - Gdzie Magnus?
- Naprawdę myślisz, że po tym co mu zrobiłeś pozwolę ci teraz z nim być? - Postać przemówiła niskim, męskim głosem.
- Co ja mu zrobiłem? To była jego decyzja.
- Nie chciał zostać sam, dlatego zrobił to z tobą - słowa nie były wypowiadane, a głos mężczyzny dziwnie pojawiał się w mojej głowie.
- Gdzie on jest?
- Nie zasługujesz na niego.
- Błagam. Kimkolwiek jesteś. Bogiem czy Diabłem błagam pozwól mi z nim być. Niczego więcej nie pragnę jak z nim być. Kocham go.
- Życie zarówno jak i śmierć nie jest instytucją do spełniania życzeń.
- Błagam. Na wszystko co dobre i złe, błagam pozwól mi z nim być. Za dużo obaj wycierpieliśmy żeby teraz nie móc być razem. Obiecaliśmy sobie przed śmiercią...
- Życie już minęło. To już nie wróci. Wszystko co zostało wypowiedziane i zrobione za życia już na zawsze tam pozostanie.
- Dlaczego więc nie pozwalasz mi się z nim spotkać przez to co zrobiliśmy? - Po policzkach spływały mi łzy.
- Jesteś złym człowiekiem Alexadrze, a Magnus jest czystym Aniołem.
- Wiem o tym, ale błagam. Ja muszę z nim być. Przepraszam za moje wszystkie złe uczynki. Ja będę tu dla niego dobry. Już nikogo nie skrzywdzę.
- Tak uważasz? A pomyślałeś o tych wszystkich, których tam zostawiłeś?
Ujrzałem pojawiające się obrazy. Dom Magnusa i Izzy, która wchodzi do niego. Rozgląda się, a potem wpada w histerię i ogromne przerażenie kiedy znajduje wielką kałużę krwi i dwa martwe ciała. Ręce jej drżą kiedy dzwoni po karetkę. Załamanym głosem mówi co się wydarzyło, a potem próbuje za wszelką cenę zatamować krwawienie, które jeszcze nie ustało. Ma całe ubranie w mojej i Magnusa krwi. Próbuje nas reanimować, ale jest już za późno. Płacze i trzęsie się nad nami dopóki nie przyjeżdża karetka. Ratownicy każą jej się odsunąć i stwierdzają zgon. Moja siostra krzyczy na całą kamienicę i płacze, że aż czuję ogromne wyrzuty sumienia. Wizja na tym się urywa.

CZYTASZ
Help me~ Malec /AU ✔
FanfictionMagnus Bane to najlepszy psycholog w Nowym Jorku. Sam w przeszłości borykał się z wieloma problemami, z których wyszedł zwycięsko. Teraz stara się pomóc innym. Udało się już setkami osób i wszyscy go chwalą, jednak czy podoła tak trudnemu przypadkow...