Magnetofon

6 2 0
                                    


Włożył płytę do starego, podniszczonego magnetofonu. Zamknął wieczko i nacisnął przycisk "play". Zrobił krok do tyłu, podparł boki rękami i przyglądnął się urządzeniu. Usłyszał trzask, gdy płyta zaczęła iść. Uśmiechnął się pod nosem, potarł dłońmi o siebie i usiadł w wielkim, wygodnym, lecz podartym i wiekowym fotelu. Założył nogę na nogę, złączył dłonie, głowę oparł o oparcie i przymknął oczy. Muzyka leniwie płynęła, zataczała koła, zaplatała swoje palce w jego włosy, kołysała nim. Pozwalał się jej nieść przez lata, które już minęły, przez wszystkie emocje. Kołysał się w rytm muzyki, ten sam, do którego tańczył z nią wtedy. Jego dłoń leżała na jej talii, a ona swoją delikatną dłoń położyła na jego ramieniu. Tańczyli blisko siebie, czując niemal każdą swoją emocję. Byli jednym i tylko jednym. Nogi ich same niosły przez parkiet, zręcznie omijając innych tancerzy. Patrzył na jej łagodną twarz, miękkie wargi, długie rzęsy, gdy ona tańczyła z przymkniętymi powiekami. Ufała mu.

- Ufasz mi?

- Oczywiście.

Chwycił ją mocniej i podniósł ją do góry. Zaśmiała się, ukazując rząd pięknych, białych ząbków. Obrócił się wokół swojej osi, a ona dała się mu nieść przez całą salę ze śmiechem na ustach, który otaczał wszystkich zebranych. Jej włosy falowały wokół jej głowy niczym liście poderwane wiatrem, którego podmuch właśnie sprawił, że drzwi trzasnęły z wielkim hukiem. Gwałtownie otworzył oczy, wybudzając się z półsnu. Spojrzał z rozdrażnieniem na drzwi, które były powodem, dla którego musiał pożegnać swoją ukochaną. Ze stęknięciem wstał i chwiejnym krokiem ruszył ku oknu, aby je zamknąć. Wrócił z powrotem do magnetofonu i nacisnął przycisk "next". Z głośnika wypłynęła inna melodia, równie nostalgiczna co wcześniejsza. Usiadł w fotelu w tej samej pozycji co wcześniej i ponownie zamknął oczy. Muzyka pogłaskała jego policzek, tak jak jego żona w dniu porodu, gdy trzymał ją mocno za rękę i wpatrywał się w maleńki cud na ramionach położnej. Z oczu płynęły mu łzy.

- To chłopczyk. - powiedziała pielęgniarka, uśmiechając się do niego i jego żony, ale żadne z nich tego nie widziało, wpatrzone w małego człowieczka.

Matka małego chłopczyka wyciągnęła drżące ręce ku swojemu synowi. Gdy w końcu mogła poczuć jego ciężar na swoich barkach rozpłakała się ze szczęścia. Popatrzyła na swojego męża pełnymi wzruszenia oczami, a on w odpowiedzi pocałował ją w czoło, zbyt poruszony, aby powiedzieć cokolwiek.

- Jest piękny - powiedziała kobieta, uśmiechając się do syna - Kocham cię, słoneczko.

- Ja ciebie też kocham mamo! - krzyknął chłopiec, zbiegając ze schodów - Ale dam sobie sam radę! Obiecuję!

Jego ojciec się zaśmiał, gdy usłyszał te słowa. Spojrzał na syna znad gazety i mrugnął do niego porozumiewawczo.

- Oczywiście, że dasz radę. W końcu ja cię wychowywałem! I nie martw się, postaram się, aby twoja matka nie wariowała ze strachu o ciebie. Słońce, może pójdziemy na romantyczną kolację?

- To świetny pomysł, kochanie - odparła kobieta, wchodząc do pokoju.

- Bleeeeeee! - krzyknął ich syn, ubierając równocześnie buty.

Zaśmiali się. Chłopiec podbiegł najpierw do matki, cały czas powtarzając, że jest już duży, że da sobie radę i uścisnął ją jak tylko mocno mógł. Kobiecie jednak to nie wystarczyło, nachyliła się ku niemu, nadstawiając policzek. Syn ją zrozumiał i pocałował ją. Na jej twarz wypłynął szeroki uśmiech. Chłopiec ruszył w kierunku ojca, wskoczył mu na kolana i uścisnął go mocno. Ojciec odwzajemnił ten gest i szepnął mu do ucha, żeby się świetnie bawił, żeby nie dał się starszym kolegom i żeby nie zrobił sobie krzywdy. Syn pokiwał głową na znak, że rozumie i zeskoczył mu z kolan. Podbiegł do drzwi, otworzył je i odwrócił się do rodziców, wołając:

- Kocham was!

- My ciebie też! - odparli chórem.

I drzwi trzasnęły za chłopcem, podobnie jak trzasnął wazon o podłogę zrzucony przez starego kocura, ciekawego co się kryje za tym przedmiotem. Staruszek zerwał się ze swojego fotela, przeklinając ciekawskie zwierzę pod nosem. Kot jedynie spojrzał bez zainteresowania na niego, później na swoje dzieło w postaci mnóstwa małych kawałków szkła, które kiedyś stanowiły jedną całość pod postacią pięknego wazonu, i ostentacyjnie odwrócił się tyłem. Po chwili jednak zmienił zdanie i zawrócił kierując się ku fotelowi. Wskoczył na niego i wygodnie się ułożył. Mężczyzna westchnął i spojrzał na kawałki szkła na podłodze. Machnął na nie ręką, obiecując sobie, że później je posprząta, podniósł delikatnie kota i usiadł w fotelu, kładąc zwierzę na swoich kolanach. Oparł głowę o oparcie, głaszcząc lśniące futro zwierzaka, pozwolił się dalej prowadzić muzyce, która pokierowała go ku chłopcu, który już nie był chłopcem, a mężczyzną. Siedział obok niego przy stole, a przed nimi stał wtedy jeszcze nowy magnetofon.

- Tutaj masz przycisk "play", widzisz? - spytał jego syn, patrząc na niego z uwagą - Jeśli go przyciśniesz, muzyka zacznie grać, a jeżeli drugi raz to zrobisz, przestanie.

- Wtedy to będzie wyłączone? - spytał już po raz setny, patrząc z przerażeniem na urządzenie

Wzrok jednak szybko skierował ku synowi, który mu tłumaczył, że do wyłączenia magnetofonu służy inny przycisk, ten, obok którego świeci się mała lampka na zielono jak jest włączony, a na czerwono, gdy jest wyłączony. Słuchał o tym, że przycisk "next" służy do przewijania, to taki ze strzałeczką skierowaną w prawo.

- Zróbcie sobie przerwę, moi panowie - jego żona weszła do salonu, w rękach trzymając talerz z ciastem - Synku, to świetnie, że próbujesz tacie coś wytłumaczyć, ale chyba jest za stary, żeby to zrozumieć.

- Nieprawda! Zobaczysz, że to zrozumiem, a poza tym wcale nie jestem taki stary... - odburknął, biorąc w tym samym czasie ciasto do ręki - Mmmm, pyszne!

- Mamo, nie doceniasz taty. Mmm, rzeczywiście, mamo, jesteś cudowna, to ciasto jest po prostu genialne!

- Uśmiech!

Pstryk.

- Niech młodzi się pocałują!

Pstryk.

- A teraz niech dojdą rodzice!

Pstryk.

Wszyscy byli uśmiechnięci. Wszyscy się śmiali. To był cudowny dzień. Ich synek, ich chłopiec, był mężem! Jego ojciec spojrzał w oczy swojej żonie, mówiąc "patrz, kochanie, jacy oni szczęśliwi", a ona mu odpowiedziała "my przecież też tacy byliśmy". Splotli swoje palce i czuli się wspaniale, widząc swoją synową i syna. Wtedy też właśnie powtórzyli swój taniec. Patrząc sobie w oczy, mijali inne pary. Zapatrzeni tylko w siebie. Jej śmiech niósł się przez sale, mieszając się ze śmiechem panny młodej, która wirowała ponad głowami gości w ramionach jej męża.Tak jak oni kiedyś. Szczęście i śmiech tańczyło wokół nich, oplatając ich swoimi długimi ramionami, tak, jak ogon kota właśnie owinął jego dłoń.

- I co Lecter, hm? Zostaliśmy sami. - westchnął, przecierając twarz dłonią.

Kot zeskoczył z jego kolan, a on musiał strzepnąć jego sierść z kolan. Przez dłuższą chwilę wodził wzrokiem za Lecterem, który nie mógł sobie znaleźć wygodnego miejsca i wędrował przez cały pokój. Po chwili jednak znalazł odpowiednio wygodne legowisko u stóp mężczyzny. Za oknem wyszło słońce, podobnie jak w dniu pogrzebu, kiedy składał kwiaty na jej grobie. Właśnie wtedy, gdy kładł piękne lilie na kamień, promienie dotknęły jego skóry, jakby jego ukochana chciała się z nim ostatecznie pożegnać. Płakał wtedy jak nigdy dotąd, trzymając za rękę swojego syna. Jej śmierć ich nie zbliżyła. W dniu, w którym jego syn wyjechał za granicę ze swoją rodziną, ptaki przestały śpiewać, drzewa nie były już takie zielone, niebo błękitne, a w ich wielkim domu rozbrzmiewały już tylko pojedyncze kroki.

Koloru wszystko nabierało jedynie wtedy, gdy syn przyjeżdżał do niego w odwiedziny. Wtedy czuł namiastkę szczęścia.

Ale na codzień brakowało mu bliskości rodziny...

PajęczynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz