Powrót

48 8 1
                                    


  Zmuszam się, by podnieść wzrok znad trupa. Mężczyzna stojący obok mnie coś mówi, chwyta mnie, ja jednak się wyrywam. Drżę, gdy ponownie moje spojrzenie kieruje się na zwłoki. Staram się płakać, staram się wymówić choć jedno słowo. Nie mogę. Nie potrafię. Jestem w stanie tylko patrzeć na kogoś, kto kiedyś był moim bratem. Wypuszczam ze świstem powietrze i chowam głowę między rękami. To sen. Koszmar, który za chwile się skończy. Wystarczy, że uszczypnę się w ramię i wszystko zniknie, a ja obudzę się w swoim pokoju, w łóżku ze świadomością, że za kilka godzin zobaczę go.

Ktoś mnie podnosi. Krzyczę, szarpie się. Dajcie mi spokój, potrzebuję spokoju. Zdaje się, że kłócę się z mężczyzną. Na jego twarzy maluje się troska i współczucie, gdy chwyta moją rękę, przyciąga do siebie i przytula. Nie! Nie chcę płakać! Po co mam płakać, skoro to wszystko jest nieprawdą? Wyślizguję się z uścisku i ponownie podbiegam do brata. Klękam przy nim, chwytając jego zimną, bladą dłoń w swoje, pragnąc ją ogrzać. Czule głaszcze go po twarzy, mając nadzieję, że za chwile otworzy oczy, spojrzy na mnie i spyta, swoim ironicznym tonem, co robię. "Co ty wyprawiasz, jeżyku?". Mówił do mnie "jeżyku", zawsze mnie to irytowało... Ah, niech teraz te sine, bez życia usta wymówią to jedno słowo! Niech te uważne, czekoladowe oczy spojrzą na mnie kpiąco! Niech ta nieruchoma, sztywna ręka poczochra żartobliwie moje włosy. Chcę zobaczyć jak wstaje i mówi, że nic mu nie jest. Przecież on zawsze wyjdzie cało. Tak mówił. Dreszcze przechodzą mi po plecach, gdy żadna z tych rzeczy się nie dzieje. Mój brat żyje. On żyje! Żyje!Składam się w pół, czując ból w piersi. Krzyczę i krzyczę, błagając o przywrócenie mi brata. Łzy, które dotąd dzielnie powstrzymywałam, teraz spływają po moich policzkach, mocząc moją koszulkę.                                                                                      ***Dom stoi na odludziu, na małym wzniesieniu, otoczony z każdej strony lasem. Został wybudowany kilka lat temu na podobieństwo starych, ogromnych willi. W odosobnieniu od innych, równie bogatych i wielkich domów, sprawia wrażenie nawiedzonego. Zanim jednak został postawiony, był tutaj sad. Wychowywałam się wśród długich rzędów owocowych drzew, pomagałam dziadkowi zbierać jabłka, gruszki i czereśnie, z których potem babcia tworzyła pyszne dżemy, konfitury i kompoty. Do tej pory pamiętam słodki smak wyrobów. Gdy jednak dziadkowie zmarli, mój brat oświadczył, że to tutaj zbuduje swój dom. I wyburzył ten piękny sad, który był całym moim dzieciństwem i postawił wielką willę, w której zamieszkał wraz ze swoją narzeczoną. Jednakże, oprócz sadu była w pobliżu również niewielka polanka z małym jeziorkiem. Znałam ten kawałek lasu, który otaczał sad jak własną kieszeń, jako mała dziewczynka biegałam po nim i szukałam grzybów, drewna na opał lub przygody.

Teraz powoli, lecz pewnie, idę w kierunku tejże właśnie polanki. Znam tą ścieżkę, znam te drzewa, znam te krzaki i kamienie, a czuję się tutaj jak intruz. Nie odwiedzałam tego miejsca od paru lat, dróżka zdążyła zarosnąć, więc z trudem odgarniam gałęzie i odnajduję odpowiedni szlak. Wciągam powietrze, delektując się zapachem lasu. Ptaki radośnie ćwierkają nad moją głową, promienie słońca przebijają się przez korony drzew i delikatnie muskają moją skórę. Odchylam głowę, pochłaniając całą sobą nikłe ilości światła. To niesamowite, że w lesie jest równocześnie tak cicho i spokojnie jak głośno i wesoło. Świergot ptaków, szelest liści, poruszanych lekkim wiatrem, trzask gałęzi tworzą piękną kompozycję, piękniejszą niż muzyka stworzona przez ludzi. A my to niszczymy. Tak mamy - niszczymy to, co piękne.

Drzewa ustępują miejsca kwiatom we wszystkich kolorach, które uginają się lekko pod wpływem podmuchu wiatru. Na widok polany, zarośniętej i zaniedbanej, jednak nadal tej samej, na której bawiłam się jako mała dziewczynka, kąciki ust nieznacznie mi się podnoszą.

Zabrałam kiedyś tutaj brata, chcąc się pochwalić moim bezpiecznym miejscem i małym ogródkiem. Sama wyrywałam wszystkie chwasty, pilnowałam, by nic nie wyrosło bez potrzeby. Zachwycony spojrzał na mnie i stwierdził, że to najpiękniejsze miejsce jakie widział w swoim życiu. Zaśmiałam się wtedy i odparłam:

- Nie kłam, Matt! Przecież mówiłeś, że nad morzem jest przepięknie!Zaśmiał się wtedy i wziął mnie na ręce. - Tak, ale wtedy jeszcze tutaj nie byłem.

Czuję jak łzy spływają mi po policzkach, kapią z brody i lądują na źdźble trawy. Błyszczą w słońcu niczym baletnice na występie, po czym znikają w zieleni, mieszając się z poranną rosą. Drżące usta, układają się, wymawiając jedno, jedyne słowo:

- Matt... - wymawiam to imię, smakując jego brzmienie, delektując się nim. - Matt... Matt... - powtarzam coraz szybciej, tracąc dech, szlochając. - Mój brat. Mój wzrok pada na małe jeziorko na skraju polany. Kąpałam się w nim kiedyś. Mimo wszystko uśmiecham się lekko, ocieram zaczerwienione oczy, ścieram ślady łez z polików. Nadal trzęsącymi się rękoma, sięgam do guzików koszuli. Powoli, z trudem, odpinam jeden po drugim, gdy dochodzę do ostatniego, ściągam ją. To samo robię ze spodniami, butami i bielizną. Stoję naga na polanie, czując łaskotanie radosnych promyków słońca na ciele. Oddycham spokojniej, głębiej, pewniej. Podnoszę ręce do włosów, rozplatam warkocze. Kaskady długich, kręconych, ciemnobrązowych włosów spływają mi po plecach. Czuję dreszcz wzdłuż kręgosłupa, gdy ruszam w kierunku wody. Nie zatrzymując się, wchodzę do niej po łagodnym zejściu, nie zwracając uwagi na chłód przenikający kości. Idę z trudem ku głębszej wodzie. I w końcu powoli, niespiesznie się zanurzam. Orzeźwiająca, zimna ciesz mnie otacza. Ciągnie na dno, jednak szybko się wynurzam. 

To moje dzieciństwo. To przeszłość. 

Gdy stąd odejdę raz na zawsze zapomnę o niej. Nie będę więcej patrzeć za siebie. Ale teraz mam jeszcze czas. Mogę jeszcze na chwilę stać się małą dziewczynką, kąpiącą się w lecie w jeziorku na polanie i tęskniącą za zmarłym bratem. Potem będzie czas na bycie dorosłą. Na bycie odpowiedzialną. 

Na zapomnienie o tym, jaki świat jest okrutny. I piękny równocześnie. 

Zapomnę o bracie.

Zostawię go z tyłu.

I będę szła do przodu.

PajęczynyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz