IV

122 7 1
                                    

- Nie mogę jej przyjąć. - zaprzeczył członek starszyzny, z którym rozmawiała Moja matka.

- Dlaczego? Jest młoda i chcecie ją zmarnować? - pytała próbując go przekonać. Rozmowa ciągnęła się długie minuty, lecz jak do tej pory żadne spotkanie nie przyniosło skutku.

- To jest zakon, nie szkoła. Mamy zasady, których musimy przestrzegać. Nie przyjmujemy byle kogo. - wyjaśnił zostawiając nas z niczym. Matka próbowała jeszcze go przekonać, lecz na próżno. Załamana kolejną porażką chwyciła mnie za rękę i ruszyłyśmy w stronę powrotną. Kolejny smutny dzień był dla nas dobijającym, matka po raz ostatni dzisiaj przyszła by przekonać starszyznę do przyjęcia. Mimo przeczucia, że wszystko się skończyło zaczepił nas jakiś mężczyzna. Jego wygląd świadczył o tym, że jest jednym z mentorów.

- Przepraszam. Przez przypadek usłyszałem waszą rozmowę. - wyjaśnił i przeszedł do rzeczy. - Mogę ją zobaczyć podczas walki? Wtedy dowiem się co da się zrobić. - matka widząc światełko nadziei zgodziła się na "przesłuchanie" i przeszliśmy do salki poza murami zakonu. Po upływie chwili, po wykonaniu kilku ruchów małym mieczykiem treningowym mężczyzna postanowił przedyskutować decyzję o nauce. Z matką czekałyśmy na decyzję, która potem zmieniła mnie w godnego siebie wojownika posługującego się tzw. Techniką Wiatru.

Sen się skończył w łagodny sposób. Zaraz po wszystkich wspomnieniach pojawiła się ciemność. Do moich uszu dostała się ładna melodia grana na flecie. Najpierw przeciągła przechodząca w lekko skoczną. Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się wokół. Wszystko wyglądało jak wcześniej. Grota oraz on. Dźwięk dochodził od niego. Siedział przy wyjściu z groty wdmuchając powietrze do wnętrza fletu.Ta muzyka łudząco podobna do tej, którą słyszałam w dzieciństwie. Zakończył zgrabnie swoją melodię przez chwilę słuchając jak odbija się od skał i roznosi dalej.

- Jak się czujesz? - spytał Yasuo nie odwracając się. Rozciągnęłam się lekko.

- Dużo lepiej. - odparłam po raz pierwszy wysypanym głosem. Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, o czym szybko powrócił do poważnej miny. - Do kąd się udasz?

- Przed siebie - odparł wstając. - Aby nie stać w miejscu.

- Ucz mnie. - rzuciłam bez namysłu wstając z miejsca. Yasuo odwrócił się zaskoczony moją powagą. - Naucz mnie twojej techniki.

- Nie.

- Dlaczego? - spytałam podchodząc. - W zakonie mnie nie nauczą. Ty u nich się uczyłeś. Tylko ty możesz to zrobić.

- Nie rozumiesz? Nie mogę. Ehh - westchnął ciężko przecierając twarz. Widać było jego lekkie poirytowanie i złość na twarzy.

- Szukam Cię od ponad roku, a ty chcesz mnie zbyć od tak? - spytałam nie dowierzając. Yasuo odwrócił się i stanął przy ścieżce czując się nieswojo w zaistniałej sytuacji.

- To nie jest takie proste jak ci się wydaje. - powiedział cicho oddając wrażenie, że jest skomplikowane bardziej niż przypuszczam. Podeszłam do niego i położyłam dłoń na ramieniu. Ten sięgnął po katanę, lecz nie wyjął jej z pochwy. Wzięłam głęboki oddech. Staliśmy tak jakiś czas w ciszy. Napięcie jednak nie malało wraz z upływem czasu. Yasuo liczył na to, że ona odpuści, a Nagisana to, że się zgodzi.

- Muszę ruszać dalej. - rzekł pierwszy uwalniając uścisk. - Niedługo tutaj dotrą. Tobie też radzę iść.

- Pozwól mi iść z Tobą. - poprosiłam łagodnym głosem. Yasuo spojrzał na mnie wachając się nad odpowiedzią. - Proszę.. - odparłam szczerze i przyłożyłam jego dłonie do mojego czoła. To jeden z wielu gestów proszących w kulturze Ionińczyków. Nie chciałam zakończyć mojej podróży w taki sposób. Nie wtedy gdy zaczęliśmy być w tym samym bagnie. Moją męka byłaby zbyt zbyteczna by ją w ten sposób zakończyć. Czy to tak dużo, że chcę być godna w jego oczach? Chcę by był moim mistrzem?

Potomkini WiatruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz