4

71 7 0
                                    

Zegar biologiczny obudził Anastazję wcześnie rano. Na dworze już robiło się widno, więc zamiast wtulić się w miękka pierzynę i spać dalej, postanowiła już rozpocząć swój dzień. Wygrzebała się z pościeli, co zbudziło Fryderyka. Dziewczyna czuła w sobie niezużyte pokłady energii, które zamierzała teraz wykorzystać. Wciąż będąc w koszuli nocnej, zrobiła poranną gimnastykę, której uczyła ją Marta, gdy była młodsza. Z wiekiem wolała oddawać się krainie snów, niż robić przysiady.

Stała bosymi stopami na zimnej posadzce i próbowała przypomnieć sobie ćwiczenia, które kiedyś robiła systematycznie. Ostatecznie wykonała kilka podskoków i rozciągnęła ciało. Fryderyk przyglądał jej się, przekrzywiając głowę, jakby próbował odgadnąć, co jego pani wyczynia.

Anastazja rozczesała włosy i związała je rzemykiem w koński ogon. Uklęknęła przy skrzyni i z jej środka wygrzebała strój, którego nie używała od dawna. Była to lniana koszula i bawełniane spodnie. Na stopy natomiast wsunęła buty do jazdy konnej sięgające kostki. Rodzice bardzo nie lubili, kiedy tak się ubierała, szczególnie ojciec. Urodziła się kobietą, zatem jakim prawem nosiła męskie stroje? Czy mężczyźni używali wachlarzy, które przeznaczone były dla kobiet? Niemiłosiernie denerwowało ją takie gadanie. Będzie ubierała to, co jej się podoba i byłaby gotowa nawet wszcząć rewolucję. Jednak tego dnia wolała nie natknąć się na króla przynajmniej do południa.

Anastazja wyszła z komnat i udała się do kuchni, która powinna być wciąż pusta. Tak jak się spodziewała, nie zastała tam nikogo. Podeszła do skrzyni, gdzie schowane było jedzenie przeznaczone dla psa. Wyjęła z niej spory kawał mięsa i podała Fryderykowi do pyska, który czekał na to, siedząc grzecznie przed królewną. Zatopił zęby w swoim śniadaniu i wybiegł z kuchni przed Anastazją, która złapała jeszcze jabłko. Jadła je powoli, idąc w kierunku stajni. O tej porze zazwyczaj byli tam stajenni, którzy doglądali koni i zajmowali się sprzętem jeździeckim. Miała nadzieję spotkać tam Samuela, od którego oczekiwała teraz pomocy.

Weszła do stajni, zaznaczając tupaniem swoją obecność, by nie przestraszyć koni skradaniem się. Przykuła uwagę również służących, którzy przywitali ją skinieniem głowy. Nie byli osobami twardo trzymającymi się sztywnych reguł panujących na dworze rodziny królewskiej, ale i samej Anastazji to nie przeszkadzało. Przecież nie byli od niej gorsi tylko dlatego, że akurat ona urodziła się jako córka króla.

— Jest tu gdzieś Samuel? – zapytała wysokiego stajennego.

— Nie, panienko, nigdzie go nie widziałem.

— W porządku. A ty chyba dobrze radzisz sobie ze szpadą, prawda, Henryku?

— Nie najgorzej, panienko, coś tam potrafię – odparł Henryk, zabierając się za kompletowanie czystego ogłowia do odpowiednich siodeł.

— Czy w takim razie pomożesz mi? Chciałam trochę potrenować – mówiła, już idąc do miejsca, w którym znajdowały się szpady. – Czy twoje zajęcie nie cierpi zwłoki?

Henryk spojrzał na ogłowie, które trzymał w ręku i na dziewczynę w ubraniach podobnych do tych jego. Odwiesił uprząż na masę innych, które czekały na skompletowanie.

— Konie na razie sobie bez nich poradzą – uznał mężczyzna.

Anastazja uśmiechnęła się i rzuciła szpadę, którą ten zgrabnie złapał w locie. Wiedziała, że Henryk ma o wiele większe doświadczenie od niej i zamierzała teraz z tego skorzystać.

Ustawili się na drodze żwirowej, która prowadziła od stajni do lasu. Anastazja czuła się o wiele pewniej teraz, gdy wiedziała, że fałdy sukni nie zaplątają jej się między nogami. W końcu i tak doszła do wprawy, unikając tego, jednak miło było się tym nie martwić.

PrzekoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz