11

45 4 0
                                    

Anastazja nie spała całą noc. Myślała intensywnie, chodząc po pokoju, a bystre oczy Fryderyka śledziły jej ruchy, aż w końcu usnął, znużony zachowaniem swojej pani.

Dziewczyna nie mogła znaleźć dla siebie miejsca. Krążyła od biblioteczki do toaletki, do okna i z powrotem. Mięła w palcach swoją piżamę, czuła gorąc na policzkach i ucisk w żołądku. W jej myślach był tylko Albert. Kąciki jej ust wygięły się mimowolnie, gdy przypomniała sobie wszystkie uśmiechy księcia skierowane w jej stronę. Myślała też o ich wspólnej grze w szachy, w które stawała się coraz lepsza, o ich przejażdżkach konno, o szermierce, czy o przesiadywaniu pod jej ukochanym drzewem. Przypomniała sobie też bal, ich bliskość i to, jak szukała Alberta w tłumie, a on szukał jej.

Nagle przypomniało jej się, że miesięczny pobyt księcia na jej dworze miał minąć za kilka dni. I w tym momencie podjęła decyzję.

— Fryderyku, zdecydowałam. – Podbiegła do psa i złapała go za łapę, jakby pragnąc jego uwagi. Ten poderwał łeb i wpatrywał się w nią bystrymi oczami. – Wyjdę za Alberta. Tak, zostanę jego królową.

Fryderyk przekrzywił głowę, jakby nie rozumiejąc słów Anastazji, ale zaraz polizał ją po gorącym policzku, jakby dając jej do zrozumienia, że może postara się nie gryźć więcej nogawek Alberta.

Anastazja zasnęła dopiero nad ranem. Śniła o soczystych truskawkach, splecionych dłoniach i niebieskich oczach.

***

Na śniadanie wpadła spóźniona. Mimo późnej godziny, o której wstała, nie mogła sobie tego odpuścić. Chciała jak najszybciej zobaczyć Alberta. Weszła do jadalni z niespotykaną dla niej nieśmiałością. Musiała przyznać w duchu, że była zdenerwowana tym, co chciała zrobić, choć jeszcze nie wiedziała kiedy to zrobi i w jaki sposób.

— Wybaczcie mi moje spóźnienie – powiedziała Anastazja, siadając na przeciwko Alberta, który przywitał ją uśmiechem. Serce zabiło jej mocniej.

Mimo że była głodna, nie zjadła zbyt wiele. Słuchała rozmów przy stole, jednak jednym uchem jej wpadały, by drugim wylecieć. Co chwila zerkała na Alberta i peszyła się niezwykle, gdy to zauważał w obawie, że mógł odgadnąć jej myśli.

Książę za to świetnie się bawił, obserwując dziewczynę i zastanawiał się, co było przyczyną jej nietypowego dla niej zachowania. Nie wiedział jednak, że niedługo miał się o tym przekonać.

Anastazja szukała idealnego momentu, by porozmawiać z Albertem. Po śniadaniu długo się wahała. Nachodziły ją różne myśli. A co, jeśli już nie chciał się z nią ożenić? Jak powinna mu powiedzieć o swoich myślach?

— Coś cię gryzie, Anastazjo.

Anastazja zamrugała lekko speszona. Odchrząknęła.

— Skąd taki pomysł, Albercie?

Albert zamknął książkę, która właśnie czytał i poderwał się do pozycji siedzącej, gdyż wcześniej opierał się o pień drzewa. Nachylił się do Anastazji.

— Stąd, że od rana wpatrujesz się we mnie jak w obrazek. Masz jakieś pytania? Potrzebujesz na coś odpowiedzi?

To jest ten moment, pomyślała Anastazja. Lepszego nie będzie.

Zawahała się przez chwilę, ale zaraz uniosła głowę i spojrzała pewnie na mężczyznę.

— Właściwie to chciałam z tobą porozmawiać. Myślałam ostatnio...

— Książę Albercie! Książę Albercie!

Oboje poderwali głowy i zobaczyli Martę zmierzającą w ich stronę tak szybkim krokiem, na jaki pozwalały jej fałdy sukni i fartucha.

PrzekoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz