8

53 6 0
                                    

Anastazja obudziła się wcale niewyspana. Kręciła się jeszcze długo na łóżku, próbując ponownie zapaść w sen, jednak nic z tego. Fryderyk najwyraźniej też uważał, że co za dużo, to niezdrowo, dlatego teraz złapał kołdrę w zęby i ściągnął z królewny. Ta odwróciła się od niego z fuknięciem, chowając twarz w poduszce. Zaraz jednak jęknęła głośno, czując dwie pary łapek wbijających się jej w plecy, gdy pies na nią skoczył i deptał bezlitośnie. Królewna przekręciła się, zrzucając tym samym z siebie czworonoga. Posłała mu mordercze spojrzenie, jednak ten nie przejął się tym wcale i zajął się gryzieniem własnej łapki.

— I że niby ty jesteś przyjacielem człowieka? – prychnęła pod nosem.

Miała wstać, gdy nagle drzwi jej komnaty się otworzyły, a do środka zajrzała uśmiechnięta Marta.

— Och, wstała już panienka. Bardzo dobrze, proszę iść na śniadanie. Poradzi sobie panienka sama?

— Tak, dziękuję, Marto.

Kiedy drzwi trzasnęły, Anastazja mało zgrabnie zsunęła się z łóżka. Zrzuciła z siebie koszulę nocną i ubrała się w sukienkę, którą pierwszą wyciągnęła z kufra. Była z lekkiej tkaniny w kolorze bordowym. Nie chodziła w niej często, bo to nie był jej ulubiony strój, jednak teraz wcale się tym nie przejmowała. Włosy splotła w coś, co miało przypominać warkocz, bo nawet ich nie rozczesała, a gdyby nie zimna posadzka, zapomniałby o butach. Wsunęła na stopy swoje złote trzewiki, które były tak znoszone, że mało brakowało, aby w podeszwie utworzyła się dziura.

W towarzystwie Fryderyka udała się do jadalni. Na korytarzach mijała służbę, która uwijała się szybko, by jak najlepiej przygotować salę balową. Bardzo nie lubiła tej części przygotowań, bo zawsze było duże zamieszanie i dla niej to była bardzo nerwowa sytuacja, w której nie chciała uczestniczyć i starała się trzymać jak najdalej.

Z zamyśleń wyrwało ją zderzenie z czymś twardym, przez co poleciała do tyłu. Od upadku jednak uratowały ją silne ramiona, które oplotły ją w pasie.

— Najmocniej przepraszam, pani – powiedział służący, który wpadł na królewnę i pokłonił się w pas.

Ta odzyskała równowagę i skinęła tylko głową, pozwalając mu odejść.

— Jesteś cała, Anastazjo?

— Tak, dziękuję, Albercie.

Albert zaplótł ręce z tyłu, jak to miał w zwyczaju i patrzył z góry na ognistowłosą, a na jego ustach błąkał się mały uśmiech.

— Jak twoje samopoczucie dzisiaj? – zapytał.

Anastazja zerknęła na niego kątem oka.

— Dobrze, dziękuję. Mam nadzieję, że twoje nie gorzej.

Na tym skończyły się ich uprzejmości, bo dotarli do jadalni. Zajęli swoje miejsca i zabrali się za jedzenie. Przy stole panowała miła atmosfera, każdy był w dobrym humorze. Anastazja podejrzewała, że to wizja nadchodzącego balu wprawiała resztę w taki nastrój. Dziwne, że jej się to nie udzielało. Uśmiechała się jednak niemrawo i uprzejmie odpowiadała na pytania, jeśli takowe zostały jej zadane.

Szybko dokończyła swoje owoce i kiedy król jej pozwolił, wyszła z pomieszczenia. Szła przed siebie energicznym krokiem, jednak zwolniła przy sali balowej. Oglądała jak pomieszczenie nabiera więcej kolorów dzięki nowym zasłonom i kwiatom, którymi była dekorowana. Anastazja osobiście zabrałaby się za to zadanie znacznie później. Przecież bal nie miał się odbyć za godzinę, ale za kilka!

Pokręciła głową i ruszyła dalej. Zauważyła, że nie było przy niej Fryderyka. Pomyślała, że został w jadalni, czekając, aż matka poda mu pod stołem jakiś smakowity kąsek. W tym czworonogu zdecydowanie za często odzywała się dusza materialisty.

PrzekoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz