Epilog

61 6 0
                                    

Tę noc Albert spędził w komnatach Anastazji. Rozmawiali długo, aż w końcu powarkiwanie Fryderyka ustało, kiedy przyzwyczaił się do obecności gościa.

***

— Złap mnie za ramię, Anastazjo – powiedział Albert przed drzwiami jadalni.

— Dlaczego?

— Wejdziemy jako przyszła para królewska.

Anastazja uśmiechnęła się pod nosem i wykonała polecenie mężczyzny. Drzwi przed nimi się otworzyły, a oczy obecnych zwróciły się w ich stronę. Król zmarszczył brwi, ale zaraz uśmiechnął się szeroko, widząc swoją córkę u boku wybranka. Albert wskazał królewnie krzesło obok siebie.

— Czy stało się coś dobrego? – spytała królowa, zauważywszy uśmiechy, które posyłali sobie młodzi. Mogła się domyślić ich przyczyny, ale chciała, żeby zostało to powiedziane na głos.

Albert spojrzał na Anastazję i chwycił jej dłoń.

— Pobieramy się. Anastazja zostanie moją królową.

Anastazja spuściła speszona głowę. W zasadzie teraz to do niej dotarło. Poczuła motyle w brzuchu.

Nie spodziewała się żadnych wybuchów radości ze strony rodziców na tę wiadomość; w końcu planowali dla niej to wydarzenie od dawna. I nie pomyliła się. Zaczęli jedynie rozmawiać o dacie ślubu, jakby komentowali pogodę. Wiedziała, że tak wygląda królewskie życie – ustalanie małżeństw przynoszących korzyść rodowi. Jednak dla niej to było wydarzenie niezwykłe szczególnie z tego względu, że miała wyjść za kogoś, kogo naprawdę lubiła, kto dbał o nią i był dla niej.

To właśnie powiedziała później swojej matce, gdy ta siedziała na tarasie i raczyła się swoją ulubioną herbatą.

— Och, a pamiętasz jak byłaś przeciwna małżeństwu? Zupełnie jakby to było miesiąc temu.

Anastazja przewróciła oczami na słowa matki, choć uśmiech nie schodził jej z twarzy.

— Chyba nie sposób będzie o tym zapomnieć.

— Anastazjo. – Królowa zwróciła się do córki i chwyciła jej dłonie. – Musisz wiedzieć, że jestem z ciebie bardzo, bardzo dumna. Rozpiera mnie radość na widok twojego uśmiechu, gdy jesteś przy Albercie. Do ostatniej chwili wierzyłam, że on odmieni twoje podejście. Wiesz, to ja zaproponowałam księcia na twojego kandydata kierowana przeczuciem.

Anastazja ścisnęła lekko palce matki.

— Dziękuję ci, matko. Uważam za ogromne szczęście, że to właśnie Albert zostanie moim mężem. On respektuje moje zdanie i upodobania. Naprawdę nie mogłam pragnąć więcej.

I właśnie to Anastazja miała na myśli. Była wolnym, dzikim duchem, ale przez czas spędzony z księciem zaczęła doceniać obecność kogoś, przy kim jej temperament nie musiał być poskramiany, a kto go dodatkowo z niej wydobywał. Naprawdę była szczęśliwa, że tym kimś był Albert.

Ta myśl towarzyszyła jej długo – kiedy rozmawiała z Albertem, kiedy ten wracał do swojego królestwa i wiele dni potem w dniu zaślubin.

***

— Doprawdy, nigdy panience się tak nie plątały włosy jak dzisiaj – powiedziała Marta, próbując rozczesać długie włosy Anastazji. – Ale to nic. Zrobię panience takie upięcie, jakiego panienka jeszcze nigdy nie miała.

Anastazja patrzyła w swoje odbicie w lustrze w jednej z komnat w zamku rodziny Carington. Pokręciła głową.

— Wolałabym warkocz, Marto.

PrzekoraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz