maybe you had her maybe you lost her to another .
Wieczór ciągnął się w nieskończoność, gdy Aile siedziała na parapecie, paląc kolejnego papierosa. Na udach leżał popiół, który zamiast za oknem, znalazł się właśnie na jej skórze. Mimo, że wiatr głośno szumiał, wlatując do sypialni i taranując wszystko, co spotkał na swojej drodze, popiołu zwiać nie mógł. Słońce powoli zachodziło, na niebie można było nawet zauważyć otoczkę księżyca. Właśnie to sprawiło, że marny uśmiech dziewczyny stał się jeszcze bardziej takowy. Przejechała dwoma palcami, między którymi trzymała niedopałek, po swoich ranach na nadgarstku. Ból nie był narzędziem, którym posługiwał się tylko Hood. Ona sama też była całkiem dobra w zadawaniu sobie cierpienia. Powtarzała, że ból fizyczny może zastąpić ten, który rozsadza jej duszę, ale to nie była prawda. Czuła się lepiej, widząc bordową ciecz kapiącą wszędzie, gdzie się tylko dało; dopóki rana nie przestała krwawić, było jej lepiej. Zawsze wtedy towarzyszyło dziewczynie dziwne wrażenie wolności, ale zanim zdążyła się tym zjawiskiem nacieszyć, ból wracał. Ten z serca, który myślała, że zniknie wraz ze spływającą krwią.
Człowiek dzieli rany na dwie kategorie. Pierwszą z nich nazywamy przypadkiem. Gdy zatniemy się kartką papieru albo gdy coś kroimy, a przez zagapienie ostrze noża spotyka się z naszą skórą. Niektórzy mówią jeszcze o ugryzieniu psa, wilka czy jakiegoś zwierzaka. Inny dodają tu kilka słów o postrzałach na polowaniach. Kolejny twierdzą, że przypadkiem nazywamy uliczne bójki. Aile tym słowem nazywała każdą krzywdę, którą wyrządzał jej Calum. Siniaki, zadrapania, rany były synonimem przypadku. Krzyk, płacz, przemoc też. Każda przegrana walka również.
Druga grupa ran to ta, która mówi, że to właśnie my zadajemy sobie świadomy ból. I tu powstają miliony teorii, dlaczego jednostka zostaje zmuszona do takiego czynu. Dorośli zawsze mówią najgłośniej, że to przez głupotę, że to chęć zwrócenia na siebie uwagi. Ludzie, którzy spotkali się z autoagresją u swoich przyjaciół już widzą to inaczej. Znają problemy, które domagają się rozwiązania w sposób, który będzie przypominał o nich każdego dnia, za każdym razem, gdy spojrzą na blizny. A ci co robią sobie krzywdę? Oni wiedzą najlepiej, dlaczego to robią. Łudzą się, że ból psychiczny wyparuje z nich, gdy tylko otworzą sobie ponownie rany.
Właśnie tak twierdziła Aile. Zawsze chciała dodać do tych dwóch grup trzecią. Każdy mówi o bólu, który widać, ale nikt nie umie dobrać słów o tym siedzącym w naszym sercu, w naszych umysłach. W nas. Łatwo pokazać na człowieka palcem i powiedzieć: jaki biedny człowiek, coś mu się stało. Trudniej stwierdzić: jaki biedny człowiek, musiał mieć trudne życie. Jednak najtrudniej wyłapać tą maskę uśmiechu, którą zakładają ludzi z największymi ranami. Mało kto wyłapie żal w każdym: wszystko jest dobrze.
Spojrzała na budzik stojący na calumowym nocnym stoliku. Niebieskie cyferki układały się w godzinę dwudziestą pierwszą. Obiecał, że będzie dziś wcześniej. Jeszcze kilka miesięcy temu mogłaby dać się zabić, że się nie spóźni. Teraz była niemal pewna, że dzisiejszego wieczoru wcale nie pojawi się w domu. Znów gdzieś zniknie na całą noc, a Dea, jakby była jasnowidzem, zawsze wtedy dzwoniła i pytała się, czy Calum jest w domu. Co miała odpowiedzieć Johnson? Na początku okłamywała przyjaciółkę, że już dawno położył się spać. Jednak z ostatnimi tygodniami otwarcie mówiła, że wcale go nie ma, a ona nie ma siły dzwonić do niego i kolejny razy wysłuchiwać, że ma ważne sprawy do załatwienia. Niemal zawsze dotyczyły pracy, jednak gdy dowiedziała się od kierownika, że często zwalnia się wieczorami, już wiedziała, że szefostwo nie oczekuje od niego załatwienia jakiś durnych pozwoleń. Sam znikał gdzieś, jakby było mu dobrze z licznymi kłótniami i płaczem swojej dziewczyny.
CZYTASZ
second chance
Mystery / Thriller❝Każdy dostaje drugą szansę. Nie każdy umie ją wykorzystać.❞ © besaucy 2014-2015 / (book 1)