8; big mistake

1K 96 21
                                    

i hate everything about you. why do i love you?

Poranek nastał dziwnie szybko. Słońce wdzierało się przez zasłonięte zasłony, sprawiając, że cały pokój otulał się w kolorze brązu. Przez otwarte okna wpełznął cicho wiatr. Tym razem niczego nie stłukł, po prostu był. Jednak, gdy większość ludzi budziło się, żeby wybrać się do pracy, albo przynajmniej pójść na jej poszukiwania, Calum leżał obok śpiącej Aile przytulonej do jego boku. Dzisiejszą noc, a raczej jej część, przespała bez problemu. Nie wiedział, czy to dobry znak, czy po prostu brunetka była na tyle pijana i zmęczona, że nie miała siły zgodzić się, żeby dręczyły ją koszmary, gdzie on występował w roli głównej. Miarowy oddech upewnił go, że wszystko z nią w porządku. T-shirt lekko się podciągnął, a skopana kołdra leżała pod łóżkiem po stronie Aaliyah. Właśnie dlatego mógł podziwiać jej szczupłe nogi, które od zawsze uważał za idealne. Teraz też takie były, ale zdobiły je małe siniaki, które zaczynały już brązowieć. Widział jeszcze fragment biodra nad gumką fig. Biała skóra wręcz prosiła się o dotyk. Niepewnie to zrobił, prawie od razu kawałek powierzchni pokrył się dreszczem. Pomimo tego spała dalej, mrucząc coś niezrozumiałego i bardziej się w niego wtulając.

Ciche wibracje komórki Hooda, zmusiły go, żeby wziąć przedmiot do ręki i przeczytać smsa. Nie znał nadawcy, a czytając treść, nie chciał poznać. Odłożył z brzękiem telefon na nocny stolik i zerwał się z łóżka. Nie chciał być delikatny, ale i tak nie obudziło to dziewczyny. Szybko zmienił bieliznę, rzucając bokserki do łazienki. Wciągnął krótkie spodenki, które leżały złożone na fotelu i koszulkę, pierwszą z szuflady. Później z prędkością światła zawiązał buty, chwycił klucze i tyle go było w domu. Wybiegł, nawet nie połasił się, żeby zamknąć drzwi. Po prostu zbiegł schodami, żeby po chwili stanąć przed blokiem. Wiedział, że jest parę minut po siódmej, więc uciekający czas działał na jego niekorzyść. Pobiegł do samochodu i szybko wsiadł do środka. Pociągnął za hamulec ręczny, później wcisnął mocno sprzęgło, przekręcając kluczykiem w stacyjce. Wybrał pierwszy bieg i wyrżnął do przodu. Może nie udało mu się odpalenie auta w pięknym stylu, ale kogo by to obchodziło, gdy już zmieniał kolejny bieg, mknąc po porannych ulicach Sydney. Zsunął obie przednie szyby, pozwalając, żeby wiatr tarmosił mu włosy. Radia nie włączył, muzyka jeszcze bardziej by go nakręciła.

Kolejne nazwy ulic na tych pomarańczowych tablicach zlewały się z tłem. Piesi odskakiwali z przejścia, wyzywając go, kiedy on wciskał pedał gazu, nie przejmując się niczym. No, oprócz Luke'a. Wyświetlacz pokazywał, że jest już wpół do ósmej. Musiał zawrócić. Nie spojrzał we wsteczne lusterka, tylko od razu wykonał manewr zawracania, prawie wjeżdżając w ciężarówkę. Mimo, że to ona miała pierwszeństwo. Zaklął, mocniej ściskając kierownicę. Wyprzedził tego tira w bardzo pewny siebie sposób. Wiedział, że z nadjeżdżającym z przeciwka mercedes może doprowadzić do kolizji, więc znów dodał gazu. Skręcił gwałtownie w prawo, więc brakowało kilku metrów, żeby ciężarówka wjechała w niego. Znów w uszach dzwoniły mu klaksony. Prychnął rozzłoszczony. Przejechał może jeszcze dwa skrzyżowania, gdy gwałtownie zaparkował centralnie przed wejściem do kawiarni. Zielony szyld witał gości, mówiąc, że otworzyli o tej przeklętej wpół do ósmej i że zamkną dopiero po dwudziestej pierwszej. Wyszedł z auta, najspokojniej jak tylko umiał, i popchnął metalowe drzwi. Ludzi jeszcze nie było. Ale Luke i owszem. Stałem tyłem do lady, parząc sobie w automacie kawę. Zielona kokardka przewiązana na jego biodrach, pokazywała, że założył już swój fartuszek. Calum nawet się ucieszył, nie będzie musiał mu brudzić jego markowego ubrania.

Jednak nagle się odwrócił. Blond włosy nie sterczały jak zawsze, ale niebieskie oczy patrzyły na niego jak przez mgłę. Przetarł dłonią zmęczoną twarz i oparł się przedramionami o ladę, uśmiechając się delikatnie. Na nic innego nie było go stać.

second chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz