12; nice true

863 82 16
                                    

but i'm telling you i wouldn't change a thing.

Zaczniemy od pożądania, bo gdy ono jest, to wszystko stoi na swoim miejscu. A skąd wiemy, że to jest właśnie miłość a nie pragnienie? Zgadujemy czy po prostu wierzymy, że tą przed nami osobę kochamy? Życie czasem pokazuje nam linię, abyśmy mogli rozróżnić te dwa uczucia. Jeżeli nie chcemy opuścić właśnie tej osoby, gdy krzyczy, płacze czy wymiotuje, to jest miłość. Przecież nikt nie chce męczyć się tylko dlatego, że pożądamy kogoś. Wiadomo, że nieraz są sytuacje, gdy tak bardzo zależy nam na kontakcie fizycznym, że przymykamy oko na wszystkie sceny, a skupiamy się na wynagrodzeniu. Tu jako przykład może postawić relację Caluma z Che', godził się na jej jakieś przemówienia, których w ogóle nie słuchał, aby w końcu zabrać to, o co mu chodziło. Pytanie tylko, jeżeli jest już pożądanie, gdzie w takim razie jest miłość? Może stanąłby w obronie tlenionej blondynki, gdyby była taka potrzeb, ale nie wiązał z nią jakiś większych planów, większych od sypiania z nią. Wood miała być tylko odskocznią, nie obiecywał jej czegokolwiek, żeby ona myślała, że ten związek kiedyś związkiem będzie. Czy ktoś powiedział, że awansuje na jego dziewczynę? Odpowiedziałaby tylko cisza.

A miłość? Padło kiedyś zdanie, że prawdziwy facet kocha swoją kobietę w ubraniu, pożąda w bieliźnie, a ubóstwia w swojej koszuli. Hood spełniał te trzy wymogi w stosunku do Aile, tyle, że nie był pewny w stu procentach pierwszej części. Łapał się na tym, że nie mógł wytłumaczyć miłości, że nie czuł jej. Tak jakby te kilka lat nic nie znaczyło, jakby bańka mydlana nie tylko pękła, ale zniknęła w kilka sekund i miała nigdy nie powrócić. Zgubił gdzieś swoje własne ja, nie mógł po prostu odnaleźć się w dzisiejszym świecie. Popełniał błędy w szybkości upadającego domina. Nie było odwrotu, nie było na to czasu. A może po prostu Cal nie chciał się cofać, bo wiedział, że nic by to nie zmieniło? Przecież nie wszyscy umieją naprawiać swoje błędy, prawda?

Jeżeli wiedziałabyś, że to ja jestem wszystkiemu winny, odeszłabyś, trzaskając drzwiami, nie dając mi nawet dojść do słowa. Gdybyś uwierzyła im, a nie mi, jednym ruchem zniszczyłabyś wszystko, na co ciężko razem pracowaliśmy. Cieszę się z tego, że nasi przyjaciele nic nie mówią. Skończyłoby się to tragicznie, nigdy byśmy tego nie odbudowali. W coś, w co wkładamy całe swoje serca, nie może zostać spisane na straty. Nie teraz. Wiem, że spierdoliłem sprawę. Wiem, że to jest tylko i wyłącznie moja wina. Znasz kłamstwa, znasz prawdę: zgadnij, co jest czym.

Przekartkowała notes, aby zatrzymać się na prawie pustej stronie. Na środku był tylko jeden wpis. Przejechała po nim palcem, żeby wziąć się za czytanie.

Masz dziwne uczucie, bo kocham cię nienawidzić tak cholernie bardzo. Ale nie myślę o odejściu, bo jesteś tą, co trzyma mnie przy oddychaniu.[1]

Aile śledząc literki, oddychała ciężko, nie mogła w to uwierzyć. W końcu zamknęła z hukiem notes i podniosła się z łóżka. Obok spał nagi Calum, który nawet nie myślał, żeby się przykryć. Ciemne włosy układały się w tą typową fryzurę po seksie, a z rozchylonych warg wydobywały się spokojne oddechy. Miała ochotę rzucić w niego tym cholernym zeszytem, ale jakoś szkoda było jej tego brudnopisu. Gdyby nie on pewnie nie wiedziała tego wszystkiego. Wciągnęła na swoje nagie ciało jego koszulkę i czyste figi, które musiała wyjąć z komody. Po cichu podeszła ponownie do łóżka i jak najdelikatniej uklękła na wysokości jego krocza tak, żeby Calum spał po między jej nogami. Chwyciła szybko swoją poduszkę i uderzyła go kilkukrotnie. Wystarczyły może jakieś trzy mocniejsze uderzenia, że chłopak podniósł się, a wtedy Aile nie utrzymała równowagi i usiadła na nim. Cal patrzył się na nią zaspanym wzrokiem, podnosząc jedną brew do góry. Nie dostał odpowiedzi, przynajmniej nie takiej, jakiej się spodziewał. Kolejny raz zamachnęła się poduszką, jednak zanim spotkała się z jego twarzą, jej nadgarstki zostały zatrzymane. Puściła nawet tą nieszczęsną poduchę, na co chłopak uśmiechnął się tylko. Usiadł w końcu i przyciągnął do swojej nagiej klatki piersiowej wyrywającą się Ails. Gdy tylko jej prawa ręka jakoś wydostała się z uścisku, przesunęła dłonią po jego nieogolonym policzku, chciał się leniwie uśmiechnąć, ale zanim zdążył to zrobić, ona go spoliczkowała. Syknął cicho, po czym szarpnął nią. Zaczęła siłować się, żeby ją puścił. Nie chciała walczyć, kiedy był nagi. Wiedziała, że kłótnie go pobudzają, więc nie zdziwiła się specjalnie, gdy poczuła, że coś zaczyna ją uwierać. Jedną sekundę później leżała już pod nim, gdy on przyciskał swoje ciało do jej. Chytry uśmiech wymalowany na twarzy wcale nie sprawiał, że było jej teraz do śmiechu.

second chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz