11; little lie

935 89 12
                                    

but the words i want to tell you will stay unspoken

Zjawisko względnej akceptacji towarzyszy nam na co dzień. Przecież nie zawsze głośno mówimy o sprzeciwie. Ludzie mają to do siebie, że nie lubią rozczarowywać, a chyba jeszcze bardziej tym rozczarowaniem być. Zgadzamy się na miliony rzeczy, choć naprawdę nigdy byśmy ich nie zrobili sami z siebie. Nikt nie lubi dokonywać sądów przed lustrem, gdy to właśnie my jesteśmy katami. A co, gdy jest nim nasz przyjaciel, który prawie siłą chce pokazać wszystkie nasze błędy, żebyśmy przypadkiem ich nie popełnili ponownie? Słowa kaleczą nas bardziej. To one sprawiają, że zdobywamy nowe cechy charakteru. Niektórzy zamykają się w sobie, a inni specjalnie popełniają te same gafy. Hood należał do tego drugiego gatunku ludzi, gdzie ktokolwiek mógłby go zbesztać, to i tak nie zrobiłoby to na nim najmniejszego wrażenia. Pewnie włożyłby dłonie do kieszeni i zakołysał na piętach, uśmiechając się w ten swój firmowy sposób.

Calum właśnie wjeżdżał na tą docelową drogę do Sydney w całkowitej ciszy. Clifford nie odezwał się słowem, a brunet nie chciał ciągnąć tematu Che', która robiła sobie nieświadomie coraz więcej wrogów. Prędkość spadała do tych 60km/h, gdy w końcu zielonowłosy nie wytrzymał. Odwrócił się twarzą do niego, odpinając pasy bezpieczeństwa. Jego zaciśnięte wargi wcale nie wróżyły dobrze. Cal miał już zdecydowanie dość irytującego przyjaciela, który był kolejnym obrońcą Aile. Zielone oczy świdrowały go, jakby telepatycznie chciał na sobie zwrócić uwagę. Na następnym skrzyżowaniu mu się to udało.

– Wiem, że masz jeszcze te swoje trzy pytania – mruknął, wciskając pedał gazu, gdy w końcu sygnalizacja pozwoliła mu jechać. – Czy to kolejne będzie dotyczyło pogody? Bo jeśli tak, to przez półgodziny mogę ci nawijać o słoneczku i o tym, że nie będzie deszczu w przyszłym tygodniu. No chyba, że twoja ambicja nagle wzrosła, to wtedy mogę napisać ci cały esej „o, słoneczko moje" – ironizował w dalszym ciągu, gdy ten dziki uśmiech Mike'a potęgował się w siłę. – Clifford? – żachnął.

Przejechał właśnie obok ich szkoły podstawowej, nawet pomachał starszej pani, która kiedyś była wychowawczynią. Czterech chłopców biegało po boisku, coś głośno krzycząc. W ich wieku był dokładnie taki sam. Całe dnie spędzał na kopaniu piłki z Luke'iem i Michaelem, czasem przyłączał się do nich Ashton. Kilka lat temu oddałby wszystko, żeby być już dorosłym. Teraz? Mógłby zabić za to idealne dzieciństwo z paczką przyjaciół, futbolówką pod pachą i mamą czekającą na niego w progu z gotowym obiadem. Kumple zostali, ale hobby się zmieniło. Piłkę zastąpiły uliczne sztuki walki, a ukochaną rodzicielką z szerokim uśmiechem zastąpiła smutna Ails, która ostatniej nocy napisała liścik i zniknęła na cały dzień. Gdy wróciła nawet nie raczyła odpowiedzieć, gdzie się podziewała.

A gdy nie odbierasz, wyzywam cię miliony razy, ale nadal odrzucasz połączenie. Jestem złamana, ale słowa, które chcę ci powiedzieć, pozostaną niewypowiedziane. Jestem zmęczona traceniem ciebie. Jestem zmęczona tęsknotą za tobą. Jest środek nocy i nie mogę zasnąć. Jestem zmęczona oszukiwaniem siebie.[1]

Wystarczyło, że minęli to jedno centrum handlowe wielkości dobrego hipermarketu, bo tylko takie budowało się na przedmieściach, Mike w końcu się odezwał, uśmiechając się chytrze pod nosem.

– Masz zamiar to jakoś naprawić czy pozostawisz to w rękach losu? – zakpił, zerkając we boczne lusterko, żeby upewnić się, że nikt nie będzie chciał ich wyprzedzić, bo taki manewr przy Hoodzie mógłby się skończyć wyścigiem na jednopasmówce. Gdy w odpowiedzi dostał wzruszenie ramion, ledwo się kontrolował, żeby nie uderzyć dwudziestolatka. Jego arogancki styl bycia był najbardziej irytującym sposobem wyrażania siebie na całej planecie. – Zapomniałeś języka w mordzie? – warknął.

second chanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz