Rozdział V (alternatywnie)

27 5 0
                                    

~Geo

Po udanej próbie przekonania Tower'a, aby przyjechał nad morze, uznaliśmy z Groszkiem, że pójdziemy się przejść. Niestety, Muszelka się jeszcze nie obudziła. Po wcześniejszym upewnieniu, że nic się jej nie stanie, to znaczy po zamknięciu drzwi z mojego pokoju na klucz, opuściliśmy hotel. Nie mieliśmy pojęcia dokąd iść, dlatego uznaliśmy, że po prostu udamy się tam gdzie nas nogi poniosą.


- Co teraz? - spytał Groszek.

- W jakim sensie? - musiałem go wkurzyć tym pytaniem, gdyż na jego twarzy pojawił się grymas.

- Nie rżnij głupa, wiesz w jakim - odpowiedział poirytowany.

- Dopóki nie przyjedzie tamten dzban, nie jesteśmy w stanie nic zrobić. - powiedziałem.

- A późnej? - zapytał.

- Się zobaczy. Albo będziemy szukać z nim, albo poczekamy, aż sam go znajdzie. - odpowiedziałem.

Z Tower'em było o tyle dobrze, że jak chciało się komuś czegoś robić, to można było liczyć na to, że odwali to za ciebie. Niby jest to wykorzystywanie, ale on nigdy nie protestował, wręcz robił to z największą chęcią, a czasami sam wychodził z propozycją pomocy.

- Ale dzisiaj hica... - wzdychał Groszek.

- Nie przesadzaj, tylko 25 stopni. Mogłeś się lepiej ubrać na taką pogodę, a nie paradować w kurtce i długich spodniach. A co najgorsze, cały na czarno - powiedziałem.

- Nie moja wina, że zapowiadali ochłodzenie... - usprawiedliwiał się.

- Zapowiadali, ale we Włoszech... - odrzekłem z zażenowaniem.

- Dobra tam, czepiasz się... - powiedział i na tym rozmowa się urwała gdyż doszliśmy do lodziarni. Jako iż Groszkowi było niesamowicie gorąco, nie mogliśmy jej tak po prostu ominąć.

Groszek trochę przesadził, bo wziął aż 6 gałek, chociaż to i tak nic w porównaniu z tym co robił Tower w takich sytuacjach. Kiedy on kupował lody to kładli mu do kartonu, bo brał po dwie gałki z każdego smaku.

Jakimś cudem, Groszek zjadł lody przede mną, mimo iż miałem tylko 2 gałki. Szliśmy cały czas przed siebie, powoli zagłębiając się w wysypisko śmieci oraz miejsca zamieszkania tutejszych bezdomnych. Tym miejscem był park miejski. Nie zaskoczył mnie ten widok, gdyż u nas na wsi każda ulica wygląda podobnie. Na każdym rogu ochlejmordy próbujący wyłudzić pieniądze na "kierownika" i "księciunia".

Jako iż nie rozmawialiśmy z Groszkiem od dłuższego czasu, przyszedł czas na kontemplację. Pierwszy raz tego dnia spojrzałem w niebo. Było błękitne. Płynęły po nim pojedyncze chmury. niczym statki na morzu. Jedna z nich rzeczywiście przypominała żaglówkę.

Trzeba było się zastanowić nad tą całą sytuacją. Plan działania nie pojawi się sam z siebie. Niestety to zadanie nie należało do najprostszych, ponieważ jeszcze nigdy nie mieliśmy do czynienia z kimś kto chciał nas zabić. Zaskakujące było to, że przyjęliśmy to tak spokojnie. Każdy normalny by zwariował. Zapewne by nawet nie przeżył.

Cisza zaczęła się dawać Groszkowi we znaki, gdyż zaczął gwizdać. Nie było by w tym nic wyjątkowego gdyby nie to, że nie potrafił tego robić i wychodziło to bardziej jak dmuchanie. Wyglądało to według mnie bardzo śmiesznie. Z resztą nie tylko według mnie, gdyż ludzie przechodzący koło nas również parskali śmiechem.

- Możesz przestać? - spytałem się.

- Ale co? - zdziwił się Groszek.

- Udawać, że umiesz gwizdać. - powiedziałem.

Jak Muszelka Odmieniła Moje ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz