|9|

1.3K 107 23
                                    

POV Andy

Uchyliłem powieki..
Leżałem u siebie w pokoju.. czyli to jednak naprawdę głupi sen!
Odetchnąłem z ulgą zamykając ponownie oczy.

-Jak się czujesz?- rozbrzmiał głos w pokoju, przez który aż podskoczyłem

-Boże, nie zauważyłem cie.. Czuje się dobrze A co?

- Po prostu pytam.. Tak w ogóle to- kiedy przyszliście I gdzie jest Ryan? - przerwałem Duffowi podnosząc się do siadu

-Właśnie nie dałeś mi dokończyć.. Ryana nie ma w domu, chciałbym o to samo zapytać ale mam inne pytanie. Dlaczego leżałeś na klatce schodowej? Dobrze wiesz że masz mieć przy sobie zawsze ten inhalator

-Jak to na klatce? Ja pierdole! - krzyknąłem rzucając się po łóżku w celu odnalezienia swojego telefonu

-Co robisz?- zapytał Jack

-Dzwonie do Ryana..- jeden sygnał.. drugi ..
Po chwili usłyszałem wibracje na swojej komodzie

-Kurwa mać!- krzyknąłem ponownie wstając z łóżka i wyjmując z szafy obojętnie jakie ciuchy

- Andy do cholery ja ciągle do Ciebie mówię! - zatrzymał mnie, zaczynając mną trząść

-Całowałem się z nim w nocy i rano chciał pogadać i ughhh źle mnie zrozumiał i myślał że to dla mnie było bez znaczenia! I uciekł.. A JA GO KOCHAM, KOCHAM GO JACK!

Nie mogłem opanować swojej złości na samego siebie.. zacząłem się trząść, płakać i zanosić.

-J-już spokojnie..
Usiądź, uspokój się A ja zadzwonię do reszty by już wracali I pójdziemy szukać Ryana

-Jack ja go naprawdę kocham.. Dlaczego teraz to zrozumiałem..- wpadłem w ramiona chłopaka, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi

-Wierzę ci Andy.. już zaraz będzie Brook z Mikey'm

Po dosłownie chwili wyparował Brook krzycząc co się stało.
Jack mu wszystko powiedział na co ten kiwał głową

-Ale miałem rację!- odezwał się w końcu A ja nie wiedziałem o czym on w ogóle pieprzy..

-Brooklyn nie czas na to! Trzeba to znaleźć nim zrobi coś głupiego - w końcu mądrze odezwał się Cobban zabierając z szafki w przedpokoju klucze od auta

Jeździliśmy już od trzech godzin autem, i nadal go nie znaleźliśmy..
Pojechaliśmy w jego wszystkie ulubione miejsca i nic..

- Dzwoniliście do niego?- zapytał Cobban robiąc chyba pięćdziesiąte kółko wokół całego miasta

-Zostawił telefon w domu..- odpowiedział za mnie Duff

-Masz go przy sobie?- zapytał na co pokiwałem głową, podając mu.
Odblokował go, zaczynając czegoś szukać.. po czym wybrał numer

- Nie odbiera- powiedział na głos Ale chyba sam do siebie bo gdy zapytałem kto- milczał..



Kolejne trzy dni minęły tak samo.. Nie jadłem.. nie piłem I nie spałem..
Nocami w domu myślałem jakie miejsca pominąłem a z samego rana ruszałem sam przeszukując dokładnie każde z miejsc..

Chłopaki również byli zmęczeni.. jeden z nich zawsze był w domu jakby wrócił, a ja biegałem jak głupi..

Tego dnia wróciłem padnięty do domu dobrze po ponad jedenastu godzinach szukania..

-Andy zostajesz w domu, nie słyszę odmowy! Prześpij się, idź pod prysznic a my jedziemy i ani mi się waż zrobić coś głupiego- powiedział Brook przytulając się do mnie
- No dobrze- odparłem z olbrzymiej bezsilności..
Wziąłem ciuchy na zmianę i poszedłem do łazienki, a chłopaki za ten czas zdążyli się zebrać i opuścić nasze mieszkanie

Rozebrałem się i wszedłem do kabiny, zamykając ją za sobą..
Puściłem gorący strumień wody, który oblewał moje całe ciało.
Uderzyłem mocno pięścią w ścianę prysznica opierając o nią głowę, pozwalając cieknąć łzom po moich policzkach.. Było ich coraz więcej lecz i tak nikt by nie zauważył ponieważ mieszały się z wodą..
Zsunąłem się po zimnej ścianie, siadając w brodziku który był pełen wody i podciągnąłem kolana aż po samą brodę..

Sam nie wiem jak długo tam siedziałem.. wyszedłem z pomieszczenia, zakładając na siebie ubrania Ryana..
Spojrzałem na zegarek- było chwilę po dwudziestej pierwszej
A co mi tam.. sprawdzę jeszcze raz..

W czarnych dresach i dużo za dużej koszulce chłopaka wyszedłem z domu, chcąc iść w jeszcze jedno miejsce..

Biegałem ile sił w nogach.. aż w końcu dotarłem na dach kilkunastu budynków dalej..
Mogliśmy na nim przesiadywać godzinami..
Rozmawialiśmy tam o wszystkim.. zmartwieniach czy pragnieniach.. lecz chyba nie wszystko sobie mówiliśmy.

Szybko podbiegłem do miejsca na małym murkiem gdzie było nasze miejsce.. Nie było go tam..

- Nie poddam się Ryan- krzyknąłem w przestrzeń, słysząc jak dźwięk odbija się od bloków..

Wracałem do domu zawiedziony, cały czas kichając.. Zajebiście jeszcze będę chory..
No może nie było to mądre by pójść mokrym na dwór ale musiałem jeszcze sprawdzić tam..

Po pięciu minutach dotarłem do naszego bloku.. I właśnie w tym momencie zapomniałem że nie zamknąłem nawet drzwi

Wszedłem do domu I słysząc trzaski w głębi mieszkania zacząłem się od razu tłumaczyć
- Wiem że miałem zostać ale nie mogę tak siedzieć bezczynnie do cholery! Ja go kocham wy nie rozumiecie!- krzyknąłem wpadając w małą histerię, trzaskając drzwiami do swojego pokoju

Położyłem się na łóżku i ponownie zacząłem szlochać.

- Ryan błagam Cię wróć.. - powiedziałem przez zęby, zaciskając mocno dłonie na koszulce chłopaka gdy nagle usłyszałem dźwięk otwieranych się drzwi..

-Brook daj mi spokój!- założyłem poduszkę A swoją głowę, zaczynając jeszcze bardziej płakać.. byłem pewien że to on.. robił tak już od kiedy Ryan nie wrócił.. Nie miałem ochoty z nim o tym rozmawiać..

Poczułem jak materac się ugina, a z moich ust uciekł kolejny szloch..
Czułem wielką gule w gardle przez którą ciężko mi się oddychało..
Sięgnąłem po omacku dłonią po inhalator który leżał na szafce nocnej starając się ignorować że Gibson siedzi obok mnie

Nagle poczułem dłoń, która zaczęła pocierać moje plecy

- Ja nie daje rady- szepnąłem odwrajac się próbując złapać powietrze..
Pierdolony koszmar ..

Never Enough | RANDY | Short StoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz