Stoję na krawędzi wieżowca, biorę ostatni głęboki oddech, wykorzystuje odwagę która teraz siedzi we mnie. Spoglądam poraz ostatni na dół. Wchodząc tu ujrzała w lustrze swoją trupią twarz. Moja podświadomość sama już mówiła "skończ to". Miłość przegrała, miłość zabiła, a rodzina dobiła. Czuję jak małe kawałeczki dachówki osuwają się pod moim nogami na ziemię. Czuję wzrost adrenaliny, serce wyskoczy mi zaraz z piersi. Słyszę zbliżające się kroki i znajomy mi głos. Lecz nie mam odwagi żeby się odwrócić i upewnić że to on. Mogłam spędzić z nim ostanią noc. Mogłam odpuścić wszystkim i przebaczyć wszystko. Dla jednych jestem tchórzem, że decyduje się na tak brutalny krok. Natomiast dla drugich sama nie wiem. Po prostu nie dałam rady i przegrałam bieg życiowy.
-Wiktoria! Jestem tu.
Słysze jak Michał się zbliża.
-Odsuń się, bo widok mnie w plamie krwi zapamiętasz do końca życia!
Za dużo. Zamknęłam oczy i zrobiłam krok w przód. Słyszałam krzyk zmieszany z płaczem. To były ułamki sekund, przez tą chwilę czułam się jak ptak, byłam gotowa że mogę usłyszeć łamanie wszystkim moich kości. Wszystko się skończyło.
********
-Nieeee! - usiadłam na łóżku, i przetarłam rozpalone, ale i mokre poliki od łez. Śniłam o swoim wybawieniu. Nigdy nie będę miała w sobie tyle odwagi, żeby to zrobić.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i nie wiedziałam gdzie jestem. Blask książęca oświecał pomieszczenie. Poczułam jak ktoś przewraca się na bok, w łóżku gdzie ja spałam. Spojrzałam pod kołdre i byłam w za dużej o parę rozmiarów bluzce na krótki rękaw i miałam jakieś bokserki. Poczułam ulgę, że nie zostałam wykorzystana. Z przyzwyczajenia zaczęłam błądzić dłonią po stoliku nocnym za telefonem, i przypominało mi się że dzień wcześniej nic z niego nie zostało. Wstałam powoli z łóżka, żeby nie obudzić towarzysza dzisiejszej nocy. Spojrzałam na komode, gdzie znajdował się zegarek cyfrowy. Wskazywał 3.00.
Cichutko zmierzałam w stronę drzwi.
-Wszystko okej? - pyta zachrypnięty głos.
Zastygłam. Moje przełknięcie śliny było bardzo głośne. Dostałam paraliżu i nie mogłam się ruszyć.
Słysze jak obca mi osoba wstaje z łóżka i zapala lampkę nocną. Nie potrafię się odwrócić. Nie mam w sobie tyle odwagi. Skupiłam się na myśleniu o tym, że w domu będę miała nie złe dymy, za to że uciekłam, bez jakichkolwiek próby skontaktowania się z nimi. Czuję na ramieniu, ciepły dotyk dużej dłoni. Poznaje tą dłoń, trzymała mnie kurczowo w szpitalu. Gula w gardle mi urosła, bo wiedziałam, że znowu on moje życie wypieprzy do góry nogami. Wolę wrócić do snu, ale nie wracać na jawe. Oddycham coraz szybciej, boję się spojrzeć mu w oczy.
-Wiktoria. - potrząsa moim ramieniem.
Ostatni głęboki wdech, a on przekręcił mnie tak, że stoimy teraz twarzą w twarz. Gdyby było ciemno nie byłabym na siebie wściekła, że właśnie widzi moje zaszklone przez łzy oczy. Nie mówi nic, tylko przytula mnie. Nie chcę myśleć o tym, bo nie dam rady się pozbierać, nie chcę myśleć o tym co teraz się dzieje. Wiem, że robi to wszystko z litości. Wyswobadzam się z jego objęć.
-Nawet nie pytam jak się tu znalazłam, dlaczego spaliśmy w jednym łóżku. Chcę po prostu wrócić do domu i nigdy więcej Cię nie spotkać. - Po wypowiedzeniu tego zdania, czuję ucisk w sercu, słowa padają szybciej niż myślę.
-Porozmawiamy, a trafisz pod same drzwi swojego domu.
Zbliża się do drzwi i przekręca je na klucz. Dopada mnie strach, widzę go poraz drugi, nie znam jego intencji. Mimo starań nie rozgryzłam go i boję się że zrobi mi krzywdę fizyczną.
-Zacznę. - Bierze głęboki wdech i kontynuuje - Nie chce żebyś myślała, że zrobiłem to celowo, działałaś na mnie, że słysząc Ciebie miałem ciarki na ciele. Byłaś taka słodka i niewinna. Kiedy nadchodziła noc robiła się z ciebie bezwstydna, namiętna kobieta. Nie raz chciałem, żebyś zasnęła w moich ramionach. Moja fantazja była bardziej aktywna niż kiedykolwiek. Myśl że mogę tylko poprzez wyobraźnię dotykać twoich jędrnych, słodkich ust doprowadzała mnie na skraj wytrzymania. To było tak cholernie ciężkie, myślisz że na darmo jechał bym te setki kilometrów? Nie myśl, że jesteś mi obojętna, po prostu było zajebiście. Kiedy dowiedziałem się, że te rozmowy wychodzą poza naszą dwójkę, straciłem do ciebie zaufanie i dlatego nastał dystans.
Jesteś silna, jesteś silna, nie rozpłaczesz się.
Nie dałam rady, normalnie brawo!
Ty idiotko, co ty odwaliłaś!
Byłam tak na siebie cholernie wściekła! Analizowałam jeszcze raz w głowie jego słowa i nie wiedziałam jak się do tego odnieść. Czułam się zażenowana i zdenerwowana.
-Ja... Przepraszam, ale nie potrafię przebywać z tobą w jednym otoczeniu, nie potrafię z tobą rozmawiać, nie mogę na ciebie patrzeć, nie spojrzę ci już chyba nigdy w oczy. Odbiera mi rozum przy tobie. Po naszej rozmowie w szpitalu, czułam się jak zero. Dotknęłam dna. Upadłam na nie. Uciekłam z domu, bo tam też dawali mi popalić, poszłam do kuzynki. Powiedziałam jej o wszystkim, od A do Z, a później poszłam do parku i nie wiem jakim cudem tu się znalazłam. Nawet nie wiem do cholery gdzie jestem! Rujnujesz mnie, przebywanie z tobą robi mi ogromne rany na sercu. Przez takie sytuacje do mojej krwi trafia trucizna, którą później sama się duszę. Żyłam przez twoje niespełnione obietnice, i nadzieje którymi mnie karmiłeś. Twoja osoba narobiła mi w życiu większego syfu niż miałam dotychczas. Czuję jak bym nosiła imię Zagubiona. Tak właśnie wygląda moja codzienność, myśli o tobie są zgubne. Nie potrafię wyłączyć tego procesu, a kiedy ty się pojawisz nie wiadomo skąd pogarszasz to. - Rozklejam się jak dziecko.
Wiem, że chce mnie teraz przytulić i powiedzieć że wszystko rozumie, ale wiem też że moje słowa trafiły w sedno. Chcę znowu znaleźć schronienie w jego ramionach.
-Chcę swoje ubranie i chcę wrócić do domu.
Słysząc to, odklucza zamek w drzwiach i wychodzi.
-Będę czekał na dole, jak się ogarniesz to cię odprowadze.
Nie mam pojęcia czyj to dom, i czy jest daleko od mojego. Jestem już wykończona tym ciągłym rozmnażaniem się pytań. Ich coraz więcej, a na żadne brak odpowiedzi. Znajduje swoje ubrania schludnie złożone na oparciu fotela które znajduje się przy biurku. Zrzucam odzież w którą odział mnie Michał. Zostaje przez chwilę w samej bieliźnie. Chód który otula moje ciało jest silny, dostaje gęsiej skórki, a włoski na karku stają mi dęba. Ubieram się w swoje ciuchy i pożyczam od niego bluzę, mam nadzieję że nie będzie miał mi tego za złe, ale nie moja wina że są tak chłodne noce. Wychodzę z pomieszczenia i zatrzaskuje za sobą cicho drzwi. Nie chcę zaliczyć żadnej wywrotki, ale chód na oślep w nieznanym miejscu jest ciężki. Docieram do schodów, czuję że to będzie wyzwanie. Jestem w połowie i słyszę, że drzwi od jakiegoś pokoju się otwierają. Boże co jeszcze się stanie tej nocy? Czuję się jak złodziej przyłapany na gorącym uczynku.
-Michał czy to ty? - słyszę kobiecy głos, wydaje mi się że jest jakoś po 40-stce.
Co ja mam jej odpowiedzieć? Niech ten kretyn mnie wyratuje, bo głowę mu urwe.
-Um.. Dobry wieczór, ja... - zaczęłam dukać.
-Ciociu to Wiktoria, Wiktoria to moja ciocia. Wiktoria jest moją... - Zjawił się obok mnie, i spojrzał na mnie.
-O miło mi Cię poznać kochanie! W końcu jakaś nowa partnerka dla mojego bratanka. - wydaje mi się że obdarowała mnie uśmiechem, ale nie mogę być w stuprocentach przekonana, ponieważ jest za ciemno.
Jeszcze tego brakowało, żeby jego ciotka myślała że jesteśmy razem.
-Ciociu to nie tak jak myślisz, idę ją odprowadzić, rano porozmawiamy. Idź spać.
Gdybym poznała jego ciotke w takich samych okolicznościach, ale innej sytuacji to bym się na serio śmiała. Lecz teraz w ogóle nie jest mi do śmiechu. Rzucam krótkie dobranoc, i przemykam przez resztę schodów. Dostrzegam że na ganku, leżą moje buty. To o której on musiał mnie to przynieść, skoro ona mnie nie widziała? Oh pewnie pomyśli sobie, że albo jestem panną do towarzystwa że tak późno i szybko się wymykam, albo na prawdę pomyślała że jesteśmy w związku. Przez chwilę łapie się na tym że kąciki moich ust lekko zadrżały. Z resztą nie obchodzi mnie to i wszystko co z nim związane. Wychodzimy w ciszy z tej niewielkiej posiadłości. Panuje między nami niezręczna cisza. I nagle Romeo ratuje sytuację. Trąci mnie z łokcia, prosto w mój bark. Zatrzymuje się a na mojej twarzy widnieje grymas bólu.
-Jezus jaka ty czuła jesteś na wszystko. Będziesz się tak teraz do końca życia na mnie obrażać?
-A powinnam?
-Nie.
-Więc tak będę.
Zatrzymuje się nagle, i robię to samo co on. Wiem że teraz to już tylko sekundy i damy popłynąć emocją. Podchodzi do mnie i łamie dystans. Nie czeka na moją reakcje, tylko od razu obejmuje mnie w pasie. Czuję chwilowy brak komfortu, ale kiedy daje swoje usta do zapoznania z moimi, to wali mnie to wszystko, ta cała rzeczywistość. Żyje chwilą, a to prawdopodnie nigdy się nie powtórzy. Znajduje z moim językiem wspólny rytm, idelanie ze sobą współpracują. Całujemy się w blasku księżyca. Scena jak z jakiegoś romansu. Teraz to sama sobie zazdroszczę. Przerywamy wspólnie pocałunek, żeby zaczerpnąć oddech.
-Pieprzyć zasady i wszystkie reguły. - mówi zdesperowany.
Sadza mnie sobie na biodrach i zmierzamy spowrotem do domu jego ciotki. Wiem jak ta noc się skończy, wiem że jestem rozwydrzonym dzieckiem ale to nie ma teraz znaczenia. Wiem że dzisiaj on mnie posiądzie. Wiem, że ta noc zrujnuje mnie doszczętnie. Odganiam od siebie te myśli, żeby nie zniszczyć nam tej przyjemności z dzisiaj. Otwiera drzwi frontowe i nie potrafi zachować się dyskretnie. Idziemy po schodach, a on dalej trzyma mnie za pośladki, w głębi ducha dziękuję że ogoliłam się jak wróciłam ze szpitala.
Kiedy znajdujemy się w jego pokoju, usadza mnie na krawędzi łóżka. Rozszerza moje nogi i klęka pomiędzy.
-Nie chcę żebyś tego żałowała.
Jeśli on zacznie mi teraz pieprzyć morały, to mu strzele w twarz.
-Czy możesz się zamknąć i pieprzyć mnie do świtu na pożegnanie?
*******
Chwila niepokoju i koniec rozdziału, co będzie dalej?
Może Wiktoria odzyska zdrowy rozsądek i wywinie się z tak erotycznej sytuacji która ją spotkała? A może zostanie do końca nocy z ukochanym?
CZYTASZ
Zagubiona
Short StoryOna niewinna, rozchwiana emocjonalnie. Pragnie tylko jednego. Marzy, żeby ON w końcu zwrócił na nią uwagę... Finał opowieści, może zaskoczyć nie jednego. Dasz radę przepłynąć z Wiktorią na drugi brzeg tej rwistej rzeki?