Rozdział 8*

1.3K 63 5
                                    

Zbliżał się wieczór. Jeden z piratów Barbossy zszedł do lochów. Podszedł do klatki, w której siedziałaś ty i Sparrow.

-Kapitan zaprasza Cię na kolacje-powiedział patrząc na ciebie.


Wstałaś niepewnie z ziemi i podeszłaś do wyjścia. Mężczyzna otworzył klatkę, po czym wyszłaś z niej powolnym krokiem. Udałaś się na górę do kajuty kapitana, do której zaprowadził cię ten sam facet.


Otworzył drzwi i weszłaś do środka. Zamknął je za tobą. Przy stole na środku pomieszczenia siedział Hector. Podeszłaś do stołu.

-Nie krępuj się. Czuj się jak u siebie-wskazał ręką na krzesło na przeciwko siebie.

-W zasadzie powinnam czuć się jak u siebie... W końcu to statek mojego ojca- usiadłaś na wskazanym miejscu.

-Victor nigdy nie mówił ci, że jest piratem, więc skąd ta pewność, że to statek twojego ojca?-na jego twarzy pojawił się chytry uśmiech.

-Nie mam pięciu lat kapitanie... Kiedyś trzeba było się dowiedzieć prawdy... Lepiej późno, niż wcale-również uśmiechnęłaś się do niego.

-A więc skończyłaś już 20 lat... Bardzo go przypominasz... Nie tylko z wyglądu, ale też z charakteru-wstał i zaczął chodzić po kajucie tam i z powrotem.

-Widzę, że znałeś mojego ojca... Był twoim wrogiem?-uniosłaś brew do góry.

-Przyjacielem...-Hectorowi zniknął z twarzy uśmiech.

-Jak narazie widzę, że tata nie miał żadnych wrogów...-popatrzyłaś na stół, na którym stały różne potrawy.

-Ależ skąd! Miał ich mnóstwo... Na przykład Davy Jones... Jeden z jego i Jacka najgorszych wrogów... Ale nie zaprosiłem cię tutaj, aby rozmawiać o tym ilu miał wrogów... Proszę, częstuj się-zaczęłaś nakładać sobie na talerz jakąś potrawę.

-Jednak nie zaprosiłeś mnie tutaj, abym tylko zjadła z Tobą kolacje... Czego chcesz?-zapytałaś zaczynając jeść.

-Widać, że jesteś córką Collinsa... Pewnie się zastanawiasz gdzie twój tata... I chcesz go odnaleźć... Ale bez statku i załogi będzie to ciężkie... A ja mam statek i załogę...-popatrzył na ciebie czekając jak zareagujesz.

-Czego chcesz w zamian?-przestałaś jeść i popatrzyłaś na Barbosse.

-W zamian za przyłączenie się do mojej załogi i pomoc w odnalezieniu ojca pomożesz mi pozbyć się Sparrowa-Hector uśmiechnął się do ciebie. Zakrztusiłaś się winem, które akurat piłaś.

-Rozumiem, że nie od razu się zgodzisz... W końcu coś was łączy... Ale zastanów się nad tym... Daję ci tydzień...- podszedł do kąta pokoju.

Obróciłaś się w tamtą stronę i ujrzałaś przywiązanego do krzesła Willa.


-Czemu on jest przywiązany?-wstałaś z krzesła.

-Potrzebna nam jest jego krew, ale to historia na inny wieczór-znów na jego twarzy pojawił się ten uśmiech i machnął ręką w twoją stronę.

Nagle ktoś złapał Cię za ręce i związał je z tyłu. Zaczęłaś się szarpać, lecz w pewnym momencie straciłaś przytomność.


Ocknęłaś się w lochu. Nad Tobą stał Gibbs.

-Obudziła się!-krzyknął pirat.

Wstałaś i rozejrzałaś się dookoła. Nigdzie nie mogłaś zobaczyć Jacka.

-Gdzie Sparrow?-krzyknęłaś do załogi.

-Barbossa kazał go przyprowadzić do jego kajuty, tak jak wcześniej ciebie... Tyle, że nie na kolacje... Widzisz Hector i Jack są wrogami... Nie wiadomo co tam się teraz dzieje...

-Daliście mu iść do Barbossy? Przecież on go może zabić!- popatrzyłaś z wyrzutem na załogę. Oni tylko spuścili głowy i zaczęli patrzeć w podłogę.

Kraty otworzyły się, a do środka został wrzucony Sparrow... Nieprzytomny... Podbiegłaś do niego i sprawdziłaś czy żyje... Na szczęście jeszcze żył. Usiadłaś na ziemi i czekałaś, aż Jack się obudzi.


Słońce zaczęło wschodzić. Nie spałaś całą noc rozważając słowa Barbossy.


Nagle Jack zaczął się wiercić i otworzył oczy. Popatrzył na ciebie, a na jego twarzy pojawił się grymas

-Wyglądasz jakbyś nie spała całą noc-podszedł do ciebie i usiadł obok.

-Za to ty odespałeś za nas dwóch-uśmiechnęłaś się do pirata smutno.

-O czym gadałaś z Barbossą?-pirat popatrzył na ciebie.

Chciałaś już coś powiedzieć gdy nagle do lochów zeszli ludzie Norringtona. Wstałaś i podeszłaś do krat. Zauważyłaś wśród żołnierzy Jamesa.


-Tutaj jesteś. Idziesz z nami-James zaczął otwierać lochy.

-A po co ci jestem?-skrzyżowałaś ręce na piersi.

-Elizabeth się bez ciebie nie ruszy... Poza tym... Powiem ci później...-wypuścił cię z celi i zamknął ją, zostawiając Sparrowa samego.

Szybko i bezszelestnie przedostaliście się na okręt Komodora. Na pokładzie zauważyłaś Liz, która tylko na was czekała.


Znalazłaś się na pokładzie i pierwszym co zrobiłaś było rzucenie się Elizabeth na szyje. Potem Norrington i gubernator zaprosili was na śniadanie i chcieli wszystko wytłumaczyć.


-Pewnie zastanawiasz się czemu cię uwolniliśmy... Pierwszy powód to właśnie prośba Elizabeth... Poprosiła, abyśmy cię uwolnili w prezencie ślubnym...-popatrzyłaś zdziwiona na Liz.

-Czyli się zgodziłaś?-przytuliłaś ją, chociaż dobrze wiedziałaś, że zrobiła to ze względu na ciebie.

-Kontynuując... Drugi powód to rozkaz... Lord Cutler Bucket powiedział nam o tym, że twój ojciec był piratem... I to jednym z gorszych... A według prawa skoro twój ojciec nie żyje ty powinnaś zostać ukarana...-Norrington spuścił głowę. Popatrzyłaś na niego zdziwiona.

-Wyjaśnijmy sobie dwie rzeczy. Po pierwsze co zamierzacie ze mną zrobić, a po drugie... Mój ojciec żyje... Jestem tego pewna i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej-przeniosłaś wzrok na Liz, która tylko smutno patrzyła na podłogę.

-Niestety... Jesteśmy zmuszeni cię powiesić... Może tak by się nie stało chociaż według zasad powinno, gdybyś nie pomagała Jackowi Sparrow-James usiadł przy stole.

-Kapitanowi...-przewróciłaś oczami i tak jak twoja przyjaciółka popatrzyłaś smutno w podłogę.

Witam wszystkich, którzy tu jeszcze są😊😂😘

Rozdział skończony i pracuję nad kolejnym❤ Staram się jakoś nadrobić nieobecność, ale i tak nadal trzeba chodzić do szkoły... Chociaż w sumie to już mam wystawione ocenki i teraz będę pisała częściej💓 Mam nadzieje, że rozdział wam sie spodoba i docenicie to jak sie dla was mecze i myślę😂💞 Jeżeli coś bedzie nie tak śmiało piszcie w komentarzach😊

Pozdrowionka

Justi😘

PIRACKIE ŻYCIE Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz