Rozdział 22

1.9K 75 4
                                    

*MALIA*

Nagle usłyszeliśmy głośny trzask, który pochodził od strony Góry. Zdaje się, że wszyscy już wtedy wiedzieli co się szykuje, a po kilku chwilach, przypuszczenia się potwierdziły. Smaug zaatakował Miasto.

Zapanował jeden, wielki chaos. Ludzie krzyczeli i próbowali uciekać z miasta, ale nie każdemu się to udawało. Połowa ludzi została usmażona żywcem przez smoka, a inni przechodzili przez inne męki.

- Nie mamy czasu. - powiedziała Tauriel. - Uciekajmy.

Kiwnęłam do niej na znak, że zrozumiałam i podeszłam do Kiliego by pomóc mu wstać.

- Nie ma mowy! - zawołał Bain. - Nigdzie nie pójdziemy bez ojca.

- Jak zostaniesz to twoje siostry zginą. - odparła elfka i odwróciła się w stronę chłopaka. - Czy tego chciałby twój ojciec?

Bain już więcej się nie odezwał.

Wyszliśmy z domu Barda i udaliśmy się do łódki, która stała z tyłu domu.

Bofur i Fili wiosłowali,  a jeśli chodzi o Kiliego, było już z  nim o wiele lepiej. Teraz bałam się tylko co z pozostałymi, z naszej Kompanii. Nie wiedzieliśmy przecież nawet czy jeszcze żyją. Odgoniłam szybko złe myśli.

Thorin i pozostali żyją. - pomyślałam. - Na pewno.

Nagle Smaug przeleciał tuż nad naszymi głowami. Na jego widok wytrzeszczyłam oczy. Wiedziałam, że na pewno jest wielki jak to na smoka przystało, ale że aż tak? Przeleciał kawałek dalej i ponownie zionął ogniem.

- Biedni ludzie. - powiedziałam. - Trzeba im jakoś pomóc.

- Nie mamy jak. - Tauriel zerknęła na mnie. - Żadna broń go nie pokona. - dodała.

- Uwaga! - krzyknęła Tilda.

Spojrzałam w stronę, w którą pokazywała i dostrzegłam łódź o wiele większą od naszej. Nie zdążyliśmy wyhamować i zderzyliśmy się z nią. A do kogo ona należała? Oczywiście do władcy Miasta na Jeziorze. Uciekał na niej wraz z całym swoim złotem i Alfridem u boku, którego później jak już odpłynęliśmy od siebie, wepchnął do wody.

Smok ponownie zionął ogniem, ale tym razem znacznie bliżej nas.

- Uwaga! - krzyknął Kili po czym przysunął się bliżej i zasłonił mnie własnym ciałem bym się nie poparzyła.

Smok odleciał dalej i zionął ogniem w innym miejscu.

- Nic ci nie jest? - spytał brunet, gdy już wypuścił mnie z uścisku.

- Nie. - odparłam. - Dziękuję.

Płynęliśmy dalej, ale z każdą kolejną chwilą zaczynałam wątpić by udało nam się stąd wydostać, bo drogę zagradzały nam szczątki po porozwalanych mostach i domach. Tauriel natomiast się tym nie martwiła tylko mówiła Filiemu i Bofurowi, gdzie mają płynąć i po kilku chwilach droga była czysta.

- Tato! - krzyknął nagle Bain, a po chwili dołączyły do niego siostry.

Spojrzałam w tamtą stronę i rzeczywiście to był Bard. Stał na jednej z wież i strzelał do smoka z łuku.

- Trafił go! Trafił smoka! - krzyknął Kili.

- Nie. - odparła Tauriel.

- Tak, trafił go! Dobrze widziałem. - spierał się brunet.

- Strzała nie przebije smoczej łuski. - powiedziała. - Nic jej nie przebije.

Miała rację. Jedyną bronią, która mogła go zabić była czarna strzała.

Bain siedział przez chwilę zamyślony po czym zerwał się na równe nogi, chwycił linę i przeskoczył na ląd.

- Co ty wyprawiasz?! - krzyknął Bofur za nim.

- Bain, wracaj! - krzyknęłam.

- Zostawicie go. - powiedziała Tauriel. - Nie możemy wracać.

*BARD*

Strzelałem do stwora z łuku, ale nic to nie dawało. Nic oprócz czarnej strzały go nie zabije, a ostatnią taką strzałę dałem mojemu synowi, Bainowi, by ją schował w bezpiecznym miejscu. Kłopot w tym, że ja nie miałem pojęcia, gdzie Bain ją schował.

Smok przeleciał ponownie obok mnie, ale tym razem znacznie bliżej. Wieża zatrząsał się, a ja przewróciłem się i patrzyłem jak stwór pali kolejne domu. Wiedziałem, że nie mogę już nic zrobić.

- Tato... - rozległ się nagle znajomy głos. Odwróciłem się ze zdziwieniem i zobaczyłem mojego syna, Baina.

- Bain... - powiedziałem zaskoczony. - Co ty robisz? Czemu nie uciekłeś? Miałeś się ratować!

- Chciałem ci pomóc. - odparł chłopiec.

- Nie! Nie powstrzyma go już nic. - powiedziałem ze smutkiem.

- A może to? - spytał Bain i wyciągnął strzałę. Czarną strzałę.

Spojrzałem na niego i posłałem mu wdzięczny uśmiech.

- Synu... Musisz iść. - mówiłem ze łzami w oczach. - Idź, musisz się ratować.

- Tato!! - przerwał mi nagle Bain, a gdy odwróciłem się w stronę, w którą patrzył, dostrzegłem, że smok leci prosto na nas.

Rozwalił górną część wieży, ale na szczęście ona się nie zapadła.

Bain zniknął. Zacząłem się za nim rozglądać i po chwili znalazłem go. Mało brakowało, a spadłby z wieży, ale na szczęście złapał się jedną ręką belki. Od razu przysunąłem się bliżej syna i pomogłem mu wejść na górę. Wziąłem od niego czarną strzałę i spojrzałem na smoka, który teraz wylądował już na ziemi i patrzył złowieszczo w moją stronę.

- Cóż to za jeden, że masz czelność ze mną walczyć?! - spytał Smaug.

Chwyciłem za łuk, ale był przełamany na pół. Świetnie. - pomyślałem.

- Och, cóż za przykrość. - powiedział smok, który wyraźnie zauważył moją połamaną broń. - I co zrobisz teraz... Łuczniku? Wszyscy cię opuścili... Znikąd pomocy. - mówił i z każdym kolejnym krokiem podchodził coraz bliżej mnie.

Myślałem gorączkowo. Musiałem coś wymyślić, bo jeśli nie, to już po nas.

- Czy to twój potomek? - spytał zaciekawiony Smaug i spojrzał na Baina. - Nie uchronisz go przed ogniem. Twój syn spłonie!

Wpadłem na pomysł. Nie miałem pewności czy wypali, ale to był jedyny pomysł na jaki teraz wpadłem. Powbijałem końcówki mojego łuku w belki po bokach, założyłem cięciwę, a po chwili naciągnąłem ją wraz ze strzałą. Bain stał na środku jako podpórka do strzały, którą oparłem o jego ramie. Był przerażony tak samo jak ja, ale ja starałem się nie dawałem tego po sobie poznać.

- Nie ruszaj się. Ani trochę. - powiedziałem do syna.

- Powiedz mi... Łajdaku! - warknął Smaug. - Jak teraz zamierzasz walczyć ze mną? - spytał, a w momencie, gdy stawiał kolejny krok naprzód zauważyłem, że pod jego lewym skrzydłem brakuje łuski. Czyli jednak legenda nie kłamała.

To była nasza jedyna szansa. Teraz nie mogłem spudłować, bo inaczej zapłacilibyśmy za to najwyższą cenę.

- Już nic ci nie zostało... - mówił dalej stwór. - Tylko... Śmierć! - dodał i ryknął.

Bain odwrócił się by zerknąć na smoka.

- Bain, tutaj patrz... - powiedziałem, a po chwili chłopiec spojrzał na mnie. - Patrz na mnie...

Smok szedł w naszą stronę coraz szybciej.

- Odrobinę w lewo. - powiedziałem do syna, a chłopiec wykonał polecenie. - Tak, jest.

Smaug chciał już zionąć w nas ogniem, ale wtedy wypuściłem strzałę. Poszybowała szybko w stronę smoka i trafiła go w miejsce, gdzie brakowało łuski.

The Hobbit  | Kili (PL) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz