Rozdział 28

1.7K 80 11
                                    

*THORIN*

Dopiero po tym jak bracia zabrali ode mnie Malię, zorientowałem się co zrobiłem. Na Durina! Przecież mogłem ją zabić, gdyby nie Kili...

Straciłem rozum. Nie odróżniałem jawy od rzeczywistości. Erebor, Arcyklejnot, całe to złoto stało się dla mnie ważniejsze od własnej rodziny. Malia miała rację, muszę się otrząsnąć nim będzie za późno. A może już jest? Malia... Na Durina... Co ja narobiłem... Jak ja jej teraz spojrzę w oczy? A Kili? On teraz mnie nienawidzi. Omal nie zabiłem jego ukochanej i w sumie nie mam co mu się dziwić. Muszę się otrząsnąć.

Wyszedłem z sali tronowej i udałem się do sali obok. W głowie słyszałem różne głosy. Były to głosy najbliższych mi osób, a czasami zdawało mi się słyszeć nawet mój własny głos. Stawały się coraz to głośniejsze.

Szedłem przez salę całkiem otumaniony, a głosy w głowie nie dawały mi spokoju. Spojrzałem na podłogę. Była zrobiona ze złota, bo to właśnie w tej komnacie próbowaliśmy zatopić w nim Smauga.

Zatrzymałem się i zacząłem wpatrywać w tą jakże piękną złotą podłogę. Mój oddech stał się wolniejszy, a głosy z każdą kolejną sekundą nasilały się. Spojrzałem za siebie i dostrzegłem, że coś rusza się w złocie. Wygląda jak smok. A może to tylko zwidy? A może jednak nie? Złoto zaczęło topić mi się pod nogami i zacząłem spadać w dół, i w dół. Próbowałem się czegoś złapać, ale nie miałem czego. Nie wiedziałem jak się stamtąd wydostać do czasu, gdy nie usłyszałem w głowie głosu Malii.

"Tato!" - krzyknęła. - "Musisz się otrząsnąć! Walcz z tym!" - wołała, a jej głos stawał się coraz to głośniejszy aż w końcu nie mogłem wytrzymać, upadłem z wrzaskiem na kolana i zamknąłem oczy. Po dłuższej chwili, gdy głosy umilkły, a ja otworzyłem oczy, zobaczyłem, że złoto wcale się nie topiło, a w okolicy nie było już żadnego smoka. Zdjąłem koronę z głowy i rzuciłem nią o ziemię. To wszystko były zwidy.

Malia nazwała mnie swoim tatą. Od dawna marzyłem by tak się do mnie zwracała, a teraz mogłem ją stracić. Ją, moich siostrzeńców i przyjaciół. Nie mogłem do tego dopuścić.

*MALIA*

Siedzieliśmy w Ereborze, przy tym całym naszym umocnieniu. W oddali słychać było odgłosy bitwy, a my siedzieliśmy tu nie mogąc nic zrobić. Co do Thorina, nie wiedziałam co mam o nim teraz myśleć. Gdy z nim rozmawiałam widziałam przebłyski dawnego Thorina. Thorina Dębowej Tarczy. A może tylko mi się zdawało? Po tamtym zajściu, zaczęłam się bać do niego w ogóle zbliżyć.

Siedziałam obok Kiliego i oparłam głowę o jego ramię. Krasnolud po chwili splótł nasze ręce. Nikt nic nie mówił. Siedzieliśmy tak całkiem załamani zachowaniem Thorina. Po chwili jednak Kili wyprostował się i powoli wstał. Patrzył gdzieś przed siebie więc i ja tam spojrzałam. Nie wiedziałam czy to rzeczywistość czy też jawa, ale w naszą stronę właśnie szedł Thorin. Nie miał już na sobie tych królewskich szat ani korony tylko samą zbroję, a w ręce trzymał miecz. Zerknęłam na Kiliego i już wiedziałam, że to się źle skończy.

- Kili, nie... - próbowałam złapać go za rękę, ale nie zdążyłam i krasnolud wyszedł Dębowej Tarczy na przeciw.

- Po co przyszedłeś?! - krzyknął do Thorina. - Jeśli wciąż nie zmądrzałeś, to lepiej odejdź... - mówił i z każdym kolejnym krokiem zbliżał się do Dębowej Tarczy, a Dębowa Tarcza do niego. Wstałam i podeszłam o krok do przodu, a po chwili dołączył do mnie Fili. Wymieniliśmy niespokojne spojrzenia, a Kili kontynuował. - Nie będę się chował za tą kamienną ścianą, gdy inni walczą za naszą sprawę! Za nas! - Thorin i Kili stali teraz na przeciw siebie. - Nie taką mam naturę, Thorinie... - powiedział już o wiele łagodniej.

- Nie...To prawda... - odparł nasz król. - Jesteśmy synami Durina... - powiedział łagodnie patrząc Kiliemu w oczy. - A lud Durina nie ucieka przed walką. - dodał z uśmiechem. - Wybacz mi, proszę. - dodał.

Stali tak przez chwilę i patrzyli sobie w oczy aż Kili w końcu nie wytrzymał i przytulił swego wuja. Ulżyło mi na sercu. Uśmiechnęłam się na ich widok.

Thorin patrzył teraz na mnie. Podszedł do mnie powolnym krokiem, a gdy spojrzałam w jego oczy dostrzegłam łzy.

- Wybacz mi proszę, kwiatuszku. Nic nie usprawiedliwi mojego zachowania... - powiedział smutno. - Ale jeśli tylko dasz mi kolejną szansę... Postaram się to naprawić.

Na jego słowa łza spłynęła mi po policzku. Kochałam Thorina. Czy potrafiłam mu wybaczyć...? Tak, bez dwóch zdań.

Uśmiechnęłam się do niego i po chwili przytuliłam. Wtuliłam się w niego, a on pogładził mnie ręką po głowie.

- Kocham cię, córeczko. - szepnął i pocałował mnie w czoło.

- Ja ciebie też... - odparłam szeptem. - Tato. - dodałam.

Po kilku chwilach odwróciliśmy się do pozostałych.

- Nie mam prawa, żeby was o to prosić. - Thorin zwrócił się do pozostałych. - Ale czy pójdziecie ze mną? Ostatni raz.

Żaden z krasnoludów się nie odezwał, ale każdy po kolei uniósł broń do góry na znak, że się zgadza.

Teraz czekała nas wojna.

The Hobbit  | Kili (PL) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz