Rozdział V

521 18 43
                                    

W drodze do kawiarni, podczas rozmowy z Piotrem, nasuwał mi się jeden poważny wniosek- że Zielu jest osobą bardzo empatyczną oraz wytrwale dążącą do obranego celu. Kupił dom dziecka oraz dofinansowuje swoich rodziców, w tej kwestii. Może nie zarabia nie wiadomo ile, ale jest to dostatecznie, aby wspomagać rodziców w tej działalności. Znaczy się pamiętam, że kiedyś słyszałam o tym, że ktoś kupił nowy dom dziecka w naszym mieście, a trzeba przyznać- do najmniejszych ono na pewno nie należy, ale no nie wgłębiałam się w ten temat. Tyle lat mieszkania w jednym mieście z Zielińskim, ale jakoś nigdy go nie poznałam. Dopiero wtedy, na ostatnim meczu klubu, mogłam się z nim zapoznać. Szczerze? Jestem z tego bardzo zadowolona, dawno nie trafiłam (nie, nie mam w rodzinie Milika) na takiego fajnego chłopaka. Znaliśmy się stosunkowo krótko i to nawet bardzo krótko, przegadaliśmy ze sobą niewiele, ale czuję się tak, jakbym znała go całe życie.

Dotarliśmy do kawiarni. Część męska, zachowała się bardzo kulturalnie przepuszczając nas w drzwiach. Pan Bogdan oraz mój tata, zajęli miejsce w centralnej części kawiarni, wraz z chłopcem, który przyszedł z państwem Zielińskich do kościoła. Mógł on mieć nie więcej, jak 15 lat i jak zdążyłam prędzej usłyszeć, miał na imię Tymek. Pani Beata, moja mama i dwójka dziewczynek z domu dziecka, które prawdopodobnie były siostrami w wieku 9-11 lat, usiadły niedaleko mężczyzn. Myślałam, że ja oraz Piotr (bo niestety nie zmieścilibyśmy się już przy jednym stoliku, z którąkolwiek grupą) usiądziemy niedaleko naszych rodzin, ale Zielek zadecydował inaczej, bo zaprowadził nas na tyły kawiarni, która zaczęła się stopniowo napełniać ludźmi.

Również teraz chłopak mnie zaskoczył, bo gdy miałam usiąść przy stoliku, ten delikatnie odsunął mi krzesło, zaraz przysuwając, gdy moje szanowne cztery litery, zaczęły powolnie opadać. Widać było, że jest nauczony dobrego wychowania oraz szacunku do kobiet.

-No więc, jak tam z twoimi przenosinami do Udinese? - zapytałam, przerywając między nami ciszę

-Mój tata wszystko załatwi w kwestii kontraktu, a do Włoch powinienem przenieść się już niedługo. Z tego co wiem, to Paweł przenosi się w tym samym czasie co ja, racja?

-Mhmm, chyba tak, coś o tym mi niedawno mówił.

-Będziesz go odwiedzać?

-Tak, oczywiście. W mojej szkole, już niedługo będzie wymiana uczniowska i akurat będzie ona z włoskimi uczniami, którzy swoją szkołę mają niedaleko Udine, a z racji, że ja się dobrze uczę i znam bardzo dobrze język angielski oraz potrafię dogadać się po włosku, szkoła chce, żebym to ja między innymi na tą wymianę pojechała. Patrząc na to, że wymiana uczniowska, będzie już po podpisaniu kontraktu Pawła z Udinese, to dla mnie super opcja, bo nie byłabym wtedy taka sama.

-Wiesz w razie czego masz jeszcze mnie - powiedział chłopak, puszczając mi oczko, a po chwili obrócił się w stronę kelnerki, która nawet nie wiem kiedy tam stanęła i powiedział jej - jeśli chodzi o zamówienie to poproszę dwa razy cappuccino i torcik bezowy, również dwa razy.

Kelnerka udała się w stronę baru, gdzie podała zamówienie, a mężczyzna, który go obsługiwał, zaraz się nim zajął. Minęło kilka minut, a ta sama kelnerka przyniosła to, co zamówił Piotrek. Na prawdę, pracujący ludzie w tej kawiarnii lubili tą robotę, bo angażowali się w to co robią, a klienci to dostrzegali. Jestem już tutaj drugi raz, ale wiem jedno: jestem pewna, że będę wpadać tutaj często.

Miałam zacząć brać się za pałaszowanie torcika, który wyglądał przeapetycznie, a zapewne jeszcze lepiej smakował, ale moja uwaga, jak i reszty osób zwróciła się na drzwi wejściowe, które przed chwilą trzasnęły. Stał w nich nikt inny jak Tomek Kot- typowy synek bogatego tatusia, który uważa, że wszystko i wszyscy mu się należą, a do tego czuje się bezkarny, a co najgorsze jest również moim byłym chłopakiem. Jak doszło do zerwania? No więc tylko i wyłącznie przez jego zachowanie. Po dwóch miesiącach chodzenia, jego stosunek do mnie się diametralnie zmienił. Zaczął traktować mnie jak rzecz. Idź, zrób, podaj, odejdź, podejdź, jakieś ośmieszające mnie teksty przy kolegach, obrażanie, oglądanie się za innymi dziewczynami, ewidentne podrywanie je, szczególnie na moich oczach. Powiedziałam: dość. Zerwałam z nim, a on długo nie mógł się z tym pogodzić. Przez cały okres wakacji nie miałam z nim kontaktu, więc uznałam, że na dobre zakończył próby odzyskania mnie.

Swoim wzrokiem zaczął dokładnie lustrować kawiarnię, jak Ruski sklep osiedlowy, w którym próbuje dostrzec wódkę, czy typowy polski Janusz, poszukujący rodaków za granicą. Zatrzymał go na mnie. No nie.

Na jego parszywej mordzie pojawił się szarmancki uśmiech i zaczął iść w moją stronę. Zajął najbliższe miejsce obok mnie, przy stoliku, gdzie siedziałam z Piotrem, ale on nawet nie zwrócił na mojego towarzysza uwagi.

-Co tam u mojej ulubionej dziewczynki? - zapytał, podpierając swoją brodę, na ręce, która łokciem dotykała stolika

-Spadaj Kot, nie mam ochoty na rozmowę z tobą - fuknęłam

-Ale nie obchodzi mnie to, na co ty masz czy nie masz ochoty, a to, aby z tobą pogadać - zaśmiał się

-Ponoć kot ląduje na czterech łapach, ale ty zaraz będziesz mógł tylko na jednej, bo resztę ci połamie, jeżeli w ciągu kilku sekund nie opuścisz tego miejsca - zagroził Piotrek

-Mogę siedzieć gdzie chcę w tej kawiarni, wstęp ma każdy - bronił się

-Ale jest ewidentny zakaz wprowadzania zwierząt, więc nie wiem jakim cudem ty tutaj jeszcze jesteś i jak się tutaj znalazłeś, a co gorsza kto cię tutaj wpuścił - zdenerwował się Zieliński.

Rzuciłam szybko wzrokiem na kawiarnię. Wzrok wszystkich ludzi był skierowany na nas. W sumie to nic dziwnego, bo chłopcy swoją "dyskusję" prowadzili dosyć głośno. Zauważyłam, że pospiesznym krokiem podąża do nas ten sam facet, co przygotowywał nasze zamówienie.

-Przepraszam, ale jestem zmuszony wyprosić panów z kawiarni, przez pańskie nieodpowiednie i głośne zachowanie - rzekł na jednym wdechu.

Vero amore, tesoro ||| Piotr Zieliński Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz