12

3.6K 311 851
                                    



I tylko dlatego, że opróżnił już kilka puszek, uważa, że może zachowywać się jak dupek.

Słyszałeś o tym co on teraz wyprawia? Nigdy nie robił tego dla mnie.

Zdołali zagrać koncert bez żadnej jatki, po którym Harry ruszył w samotne, alkoholowe tango. Tyle czasu spędził przy barze, że Patrick sam musiał zaciągnąć go do autobusu bo zaraz wyjeżdżamy, a ty się szlajasz, jakbyśmy to my mieli na ciebie czekać. Harry bardzo obficie i mało elokwentnie wyjaśnił mu, że właśnie tak jest. I jeśli będzie chciał pić piwo za piwem przy tym barze jeszcze przez tydzień, to oni będą grzecznie się uśmiechać i pytać, czy nie chce może kolejnego. Oczywiście by tak nie zrobił, bo wbrew pozorom trasa była dla niego bardzo ważna, ale jeśli ktoś mu mówił, że czegoś nie mógł zrobić, to właśnie to robił tylko po to, by udowodnić, że ten ktoś jest w błędzie.

W każdym razie był pewien, że do autobusu wszedł jako ostatni, zataczając się i przytrzymując wszystkiego, co było pod ręką. Patrick coś mu mówił o tym, żeby sprawdził, czy aby na pewno wszyscy są już w środku, ale Harry posłał mu jedynie środkowy palec, mówiąc, żeby spierdalał na szczaw. Miał już wystarczające problemy z równowagą, nie zamierzał troszczyć się jeszcze o innych.

Wpadł do środka z w połowie pełną butelką whisky, której nie planował opuszczać, aż jej nie opróżni. W połączeniu z ilością piw, które wypił wcześniej, szykował mu się morderczy kac, ale Harry miał to gdzieś. Właściwie to w obecnej sytuacji Harry miał gdzieś dosłownie wszystko. To był dla niego naprawdę beznadziejny dzień i zrobi wszystko, żeby o tym zapomnieć. Dobrze się składało, że chwilę za nim do autobusu wpadł Louis.

- W samą porę – wymruczał Harry, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo słowa które z niego wychodziły, były niczym więcej jak pijackim bełkotem. Stanął mu na drodze, uśmiechając się w zadowoleniu. Jeśli ktoś mógł skutecznie odwrócić jego uwagę to właśnie Louis. – Gdzie byłeś? – zapytał, kiedy szatyn spojrzał na niego niewzruszony.

- Nie twoja sprawa – odparował, próbując przejść obok niego. Zważywszy na to jak Harry był pijany, nie powinno to być zbyt trudne, ale jeśli coś sprawiało, że potrafił bardzo szybko wytrzeźwieć, albo przynajmniej sprawiać takie wrażenie, to nieznośny charakter, który stawiał mu wyzwanie.

- W takim razie z kim byłeś? – kontynuował. Wczepił się palcami w jego smukłe biodra i zrobił krok do przodu, przyciskając go do kabiny kierowcy.

Harry był zły i musiał zapomnieć o tym paskudnym dniu, a Louis mógł mu w tym pomóc. Przycisnął usta do jego szyi, zaczynając scałowywać niechlujną ścieżkę w dół do obojczyków.

- Jestem zmęczony. Daj mi spokój – zaprotestował Louis, niezgrabnie i mało skutecznie próbując go odsunąć.

Harry zrobił to sam bardziej ze zdziwienia, a nie dlatego, że szatyn stawiał opór. Dokładnie przyjrzał się jego twarzy, bo od kiedy pieprzony Louis Tomlinson mówił nie. To się zdarzało tylko wtedy, gdy miał narkotykowe zejście i nie był w stanie nawet wstać z łóżka, ale z tego co było widać, ten nawet nie musiał tego robić, bo stał o własnych siłach, a jeśli stał, to mógł znieść krótki numerek.

Wpatrywał się w niego i wpatrywał. Mógł być pijany jak szpadel, ale widział to, co widział.

- Byłeś na gofrach – zaśmiał się, przejeżdżając palcem pod jego nosem i zgarniając spod niego resztki białego proszku.

Louis był naćpany, a Harry pijany. Zapowiadało się, że czeka ich genialny seks.

Brunet nigdy nie potrafił stwierdzić, jakie miał podejście do narkotyków, a raczej do Louisa zażywającego narkotyki. Nie popierał tego, ani nie potępiał, tylko zwyczajnie się godził. Było mu to na rękę, bo szatyn był wtedy znacznie łatwiejszy. Nie chodziło jedynie o seks, ale o wszystko inne. Dla Louisa wciągnięcie kolejnej działki było na pierwszym miejscu, a kiedy już to zrobił, zaczynała się prawdziwa zabawa. Beztroska i nierozwaga wchodziła na zupełnie nowy poziom i Harry całkowicie to uwielbiał. Zwłaszcza kiedy był pijany. Podziwiał to jak Louis miał wszystko gdzieś i jak mało czymkolwiek się przejmował. Ktoś mu się postawił, machnął na to ręką. Ktoś go obraził, prychnął prześmiewczo, bo w jego głowie wszystko brzmiało zabawnie, nawet obelgi skierowane w jego kierunku. Ktoś kazał mu coś zrobić, nie stawiał się, tylko pytał co będzie z tego miał, a w takim stanie ucieszyłby go nawet głupi lizak. Naćpany Louis był rozrywkowym Louisem, który zawsze Harry'ego podniecał.

SUCK IT & SEEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz