Dobrze wygląda zostawienie jej na lodzie, ale ty pozwolisz by zrobiła ci to co najgorsze.
Złamiesz to po raz drugi, zanim zorientujesz się o tym pierwszym.
Po dwóch koncertach w Niemczech przyszła kolej na Austrię, Czechy i Polskę, potem znowu Niemcy, a za nimi w kolejce czekały Dania, Szwecja oraz Finlandia. Ale to od występu w Berlinie wszystko zaczęło się sypać. Można powiedzieć, że ich pech gromadził się już od Monachium, ale nikt się nie zorientował jak jest źle, dopóki Harry nie zemdlał na scenie w stolicy Niemiec. Manto od Lydii, kiedy zbiegł ze sceny, żeby zwymiotować za jednym z głośników nie dało nikomu do myślenia i dlatego kilka dni później zmuszeni byli do przerwania występu, a wkrótce i długich publicznych tłumaczeń. Wszystko zamazali wyczerpaniem, prawdę zostawiając tylko w wewnętrznym gronie. Nawet sama Lydia nie znała prawdziwej przyczyny i zwaliła to na jego zapijaczony łeb, ale rzeczywistość była taka, że Harry poza piciem poszedł w narkotykowy cug. Nie mając przy sobie dosłownie nikogo, pochylił się jednego wieczoru nad porcją kokainy, którą zdobył dla Louisa i tak już przy tym został, dopóki i ona nie wyparowała, wsiąknięta przez jego organizm. Harry był na głodzie i dlatego właśnie runął jak belka na środku sceny. Światła momentalnie zgasły, a muzyka ucichła, zastąpiona masą przekleństw, kiedy Zayn z Liamem znosili go na backstage. Wśród fanów zapanował chaos, bo nikt nie wiedział co się dzieje, ale prawdziwe piekło rozgrywało się z dala od ich ciekawskich oczu.
Pierwsza do głosu doszła Lydia, kiedy niczym burza wpadła do pokoju, gdzie go położyli, by powoli doszedł do ciebie.
- Co to miało być? Odstawiłeś w życiu wiele cyrków, ale teraz przeszedłeś samego siebie! – wydarła się czerwona z wściekłości.
Harry zawsze był jedynym, który odważnie jej się przeciwstawiał, a kiedy on sam nie miał teraz siły, nikt inny nie stanął w jego obronie. Nawet Louis trzymał się na boku, zbyt przestraszony tym, że kiedy się zbliży, jedynie wszystko pogorszy. Od czasu ich małej kłótni w kuchni, ledwie zamieniali ze sobą słowo. W milczeniu mijali się w autobusie, czasami burcząc marne obelgi. Nie odzywali się do siebie podczas prób. Nie padł żaden komentarz, kiedy Louis coś schrzanił. Nie było żadnych docinek, które wcześniej przepełniały ciszę. Wszystko między nimi umarło i Louis wątpił, by dłużej miał prawo usiąść obok Harry'ego i bronić go przed rozwścieczoną Lydią.
- Koniec z piciem, słyszysz? Zobaczę w twojej dłoni chociażby piwo, a pożałujesz, że się urodziłeś, Harry Stylesie.
Louis się wzdrygnął na sam dźwięk jej głosu. Podczas ich poprzedniej trasy sam nasłuchał się masy podobnych tekstów, ale wtedy nie robiły one na nim wrażenia, dopóki Lydia faktycznie nie dobrała się do jego skóry, robiąc mu z życia piekło. Kontrolowała go na każdym kroku, zawsze ktoś za nim łaził, zmuszała go do regularnych posiłków i ćwiczeń o wczesnej porze, nie bacząc na to, że ledwie trzymał się na nogach. To się nie skończyło, dopóki się nie przekonała, że Louis ponownie zaczął normalnie funkcjonować i oczyścił się z wszelkich toksyn.
Harry wyglądał teraz dokładnie tak jak on kilkanaście miesięcy temu. Skulony na kanapie z przymkniętymi oczami, ledwie świadomy tego co go otacza. Zapewne nawet nie słyszał tego, co się do niego mówi. Jego twarz była zapadnięta i blada, pełna wyczerpania.
- Macie go pilnować, jasne? – Tym razem odwróciła się do pozostałej czwórki. – Dzisiejszy koncert to katastrofa i jeśli po raz kolejny będę zmuszona naprawiać wasz bajzel, wprowadzę dyktaturę i skonfiskuję wam wszystkie używki. Nawet cholerne papierosy, jasne? Zachowujecie się jak banda bachorów, więc tak będzie się was traktowało!
CZYTASZ
SUCK IT & SEE
FanfictionO zespole, któremu daleko było do bycia zespołem. O chwale, która kroczy w parze z nędzą. O toksycznych relacjach i niszczących uzależnieniach. O dumie, pysze i ignorancji. XX, ci niepokorni.