Jak taka istotka mogłaby przetrwać w takim otoczeniu?
Ale jesteś durny myśląc, że by go to obchodziło.
Lydia nie wyglądała nawet na odrobinę zadowoloną, kiedy zwołała ich wszystkich w klubie ze swoją teczką w dłoni, która niby miała wzbudzać respekt, ale tak naprawdę nie robiła na nikim wrażenia. Przez dobre dziesięć minut mówiła im o tym jak beznadziejnie wygląda ostatnio ich wizerunek przez najpierw przeniesiony koncert, a potem drugi przerwany w połowie. Szczęście mieli takie, że z opinii publicznej wynikało, że ich fani nie widzą w tym ich winy, ale i tak dynamika sprzedaży biletów na koncerty w Ameryce znacznie się obniżyła.
- Ludzie się boją, że znowu zawalicie – powiedziała surowym tonem. – Portale nieźle was obsmarowały, nawet te, na których nie pojawialiście się wcześniej. Dlatego musimy zrobić coś, żeby nieco poprawić wasz wizerunek.
Harry się wyłączył, bo łeb mu pękał i było mu niedobrze, i właściwie to musiał się czegoś napić, ale wiedział, że nie ma co liczyć na alkohol, dopóki Lydia nie przeprowadzi na nim swojego testu trzeźwości, a stanie się to zapewne dopiero przed wejściem na scenę. Będzie skazany na zagranie koncertu na głodzie, który nawet nie pozwoli mu się na niczym skupić. Harry nigdy w siebie nie wątpił, bo potrafił się wykaraskać z największego bagna, ale nie chciał zawalić po raz kolejny. Da sobie radę. Jest profesjonalistą. Niepotrzebna mu ta głupia kokaina. Niepotrzebny mu jęczący Louis, ani reszta tych popaprańców. Ale kurwa, czego by nie oddał za łyk chłodnego piwa. Ręce tak go świerzbiły, że cudem się powstrzymał przed wyciągnięciem papierosa, ale wiedział, że Lydia nie spojrzałaby na to przychylnym okiem, a u niej już sobie nazbierał. Musiał ją jakoś udobruchać, żeby się od niego w końcu odpierdoliła.
Jego głowa wyskoczyła w górę, kiedy Louis zabrał głos.
- Bal charytatywny?
- Koncerty? – podążył za nim Liam.
I cóż, Harry nie miał pojęcia o czym mowa, bo kurwa, nie słuchał, ale na szczęście Patrick ruszył mu na ratunek, zawsze gotowy do przechwalania się tym, co dla nich zaplanowali.
- Wcisnęliśmy was na charytatywną galę w Kopenhadze, dzień po waszym koncercie, co ogranicza wasz czas wolny do zera. A potem zorganizujemy jeszcze koncert w Londynie i w Nowym Yorku, z którego pieniądze przeznaczymy na jakiś szczytny cel.
- Na jaki? – spytał zaciekawiony Liam.
- Kogo to obchodzi. – Lydia machnęła lekceważąco ręką. – Dzieci z rakiem, albo coś równie chwytającego za serce. Istotne jest przesłanie.
- Może na kampanię przeciw narkotykom – zaproponował z uśmieszkiem Louis.
Harry prychnął, a jego uśmiech jedynie się poszerzył, kiedy zobaczył jak Lydia zaciska usta ze złości.
- Nie bądź taki hop do przodu, bo zaraz i ciebie poślemy na odwyk. – Pogroziła mu palcem na co od razu spochmurniał, burcząc coś pod nosem i schylając głowę. Nie było w tym jednak cienia skruchy. Harry rozpoznał ten drapieżny błysk w jego oczach. Louis był jak dziki kot, który przyczaił się w krzakach, wiedząc, że korzystniej będzie mu jeszcze zaczekać, a nie wychylać głowę, by wszyscy widzieli.
- Czyli twoim genialnym planem jest wstawienie w trasę więcej koncertów, co przekłada się na więcej możliwości dla Harry'ego, żeby coś spierdolił? Dobrze zrozumiałem? To genialne – wtrącił sarkastycznie Zayn, co poniekąd było zaskakujące, bo zazwyczaj podczas spotkań z Lydią siedział cicho, akceptując każdy jej rozkaz oraz wymóg. Chyba, że nagle jego nadrzędnym celem było dopiec Harry'emu.
CZYTASZ
SUCK IT & SEE
FanfictionO zespole, któremu daleko było do bycia zespołem. O chwale, która kroczy w parze z nędzą. O toksycznych relacjach i niszczących uzależnieniach. O dumie, pysze i ignorancji. XX, ci niepokorni.