I nawet jeśli w jakiś sposób mogliśmy pokazać ci miejsce, którego pragnąłeś, jestem pewny, że sam mógłbyś zrobić to lepiej.
Och, ale jeśli zamierzamy uciec pomimo to, naprawdę powinniśmy to przemyśleć.
Liam zbierał w sobie odwagę, żeby w końcu porozmawiać z Harrym od dobrych kilku dni, a kiedy w końcu myślał, że ma jej wystarczająco, w ich autobusie urządzono imprezę. A właściwie to Harry urządził, spraszając tłum przypadkowych osób, które nawet go nie obchodziły tak długo, jak dobrze się bawili i wchodzili mu do tyłka. Nie dosłownie rzecz jasna. Żaden z chłopaków nie brał w tym udziału i sam Liam też nie zamierzał, ale powiedział sobie, że jak nie teraz to nigdy.
Wszedł do autobusu, w którym jakaś raniąca uszy muzyka rozwalała ich biedne głośniki. W środku było mało miejsca i bez ogromu ludzi, którzy ciągle wchodzili ci pod nogi, więc teraz Liam miał nawet problem, by przepchnąć się do środka.
Harry siedział rozwalony na jednej z kanap z butelką wódki w ręce i sztucznym uśmiechem przylepionym do twarzy. Ciągle komuś polewał, nieważne czy do szklanki, czy do ust, chociaż to drugie zdarzało się znacznie częściej, zważywszy, że zawsze wtedy więcej wylewał na szyję i biust, z których mógł bezwstydnie zlizywać alkohol.
To co się tutaj wyrabiało, było co najmniej obrzydliwe, ale Liam z całych sił starał się to zignorować. Nawet, a może zwłaszcza wielkie cycki, które pchały mu się na twarz. Nie miał dzisiaj nastroju na żadną zabawę. Niedawno skończyli swój koncert i nawet nie zdążył się po nim porządnie odświeżyć. Patrząc na Harry'ego on również nie brał prysznica, ale jemu wcale to nie przeszkadzało. Ani jego zapijaczonym i napalonym gościom.
- Harry, musimy porozmawiać – zaczął Liam, starając się brzmieć tak swobodnie jak tylko mógł, kiedy ktoś ciągle obijał się o jego plecy i rozlewał na niego alkohol.
- Tatuś Liam na posterunku, moi mili! – wykrzyknął, nawet na moment nie biorąc go na poważnie.
Szatyn zastanawiał się, czy to, że Harry jest pijany ułatwi ich rozmowę, czy może utrudni. Zazwyczaj jego stan nie wpływał na szybkość stracenia nerwów, bo brunet potrafił oszaleć z wściekłości w przeciągu sekundy. Zupełnie, jakby każde słowo mogło stanowić przełącznik w jego umyśle. Jednakże kiedy był pijany, częściej miewał bagatelizujące podejście i może jeśli uda mu się skupić na tym, co Liam ma mu do powiedzenia, z początku to oleje i zastanowi się nad tym, kiedy już wytrzeźwieje. W ten sposób szatyn wyjdzie z ich rozmowy bez potrzasku. Z drugiej strony, jeśli Harry zacznie się wydzierać, przynajmniej pozbędzie się tych wszystkich ludzi, więc jakkolwiek by nie było, wydawało się, że zwycięstwo leży po stronie Liama.
- To ważne – upierał się. Starał się do niego jakoś dotrzeć, zanim skąpo ubrana blondynka, która już niemal na nim siedziała, całkowicie odwróci jego uwagę. – Chodzi o Louisa.
- O Louisa? – Podniósł głowę i popukał się palcem o brodę, jakby się zastanawiał. – Jakiego Louisa? O Louisa Vuitton?
- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale zdobądź się na odrobinę powagi – burknął karcąco Liam, dla lepszego efektu zakładając ręce na biodra, co tak jak można było się spodziewać, wcale nie zadziałało. – Mógł się wplątać w niezłe gówno i myślę, że potrzebuje naszej pomocy, tym razem bardziej niż zwykle.
- Jeśli chodzi o to, że Travis rozrywa mu tyłek, to już o tym wiem. I wiem też, że Louisowi się to podoba, więc z łaski swojej się odpierdol, bo psujesz mi zabawę tym swoim sprawa jest poważna wyrazem twarzy. – Zamachał przed sobą rękoma, zapewne chcąc wskazać na twarz Liama, ale był już nieźle upity i nieco rozjeżdżał mu się wzrok, a kończyny odmawiały mu posłuszeństwa.
CZYTASZ
SUCK IT & SEE
FanfictionO zespole, któremu daleko było do bycia zespołem. O chwale, która kroczy w parze z nędzą. O toksycznych relacjach i niszczących uzależnieniach. O dumie, pysze i ignorancji. XX, ci niepokorni.