Etylium - epizod I - Anioła cień ( 1/2 )

32 1 0
                                    

 Aaron Lukas Roya

Wiek: 28 lat

Data: 19 sierpnia 2038 r.

Miejsce: Kasper, Wyoming, USA.

Dzień 6675 Od Dnia Zero.

Kolejny dzień, w którym człowiek boi się o własne życie. Dla tajemniczych istot, dla pokarmów zaopatrzeniowych lub odpowiednich środków przeciwko różnym chorobom, w tym popromiennym. Od samego początku tego chaosu, gdzie nikt nie wie, co jest jej inicjacją,  ten lęk nadal podróżował blisko nich. To było normalne i jednocześnie ciężkie.

 Aaron był osobą o średniej budowie i delikatnych rysach twarzy. Aparycja jego rąk mogą być pewne w konstrukcji. Na jego twarzy znajduje się blizna, od brwi do policzka, delikatnie przecinając powieki, natomiast oko było całe. Należała do jego trzech znamion na twarzy. Miał też na prawym policzku i najmniejszą, zaledwie kilka centymetrów jest na jego brodzie. W tym momencie posiada trzydniowy zarost o nieregularnej długości spowodowany użyciem noża myśliwego. To mrowienie twarzy bardzo mu przeszkadzało, ponieważ trudno było nosić maskę przeciw promieniowaniu, którą miał posiadaniu.

Znajdował się w mieszkaniu opuszczonym przez prawie 20 lat. Obudził się zaraz po promieniach intensywnego słońca, które oświetlały jego lico, niczym supernowa, a jednocześnie delikatny i chłodny jak wody z jezior skandynawskich. Wpadł w oblicze ciepła w ów masce i  fotonom ciężkich pierwiastków metalicznych. Lizano go przez dziurę w ścianie, gdzie kiedyś znajdowało się okno. Nie mieszkał tutaj, jednak musiał iść dalej. Konieczne były dalsze poszukiwanie zasobów niezbędnych do życia. Miał w sobie dużo energii. Spał bardzo spokojnie jak na tamte czasy, ponieważ nie istniały wokół niego żadne stworzenia, które zagrażały jego życiu. Przez tyle lat miał tak doskonały instynkt. Wiedział, kiedy ktoś lub coś czai się dla niego, gdy jest sam. Przez pewien czas był sam, polował na inne istoty, sam się leczył, zabijał przeciwników. To było rzadkie, kiedy sam musiał stawić czoło przeciwko tak skrajnym zagrożeniom. Ludzie i nie tylko. Ma na swoim koncie wiele żyć, jak i niektóre stworzenia ... Trudno było je zabić, szczególnie w tych czasach, kiedy bardzo trudno jest zdobyć dobrą broń. A ponieważ można kupić dobre uzbrojenie, to naprawdę duża cena ... Spojrzał na ledwie widoczne odbicie od wnętrza szkiełka w masce.


Widział własne piękne, niebieskie oczy i jasne włosy, sięgające niemal do cienkich, całkiem zgrabnych brwi. W rzeczywistości miał brązowe włosie. Zamiast tego słońce przenika przez szkło i sprawia, że nieco się rozjaśnia, nadając mu nieco efektowny odcień brązu. Miał prawie wręcz ciemniejszą kolorystykę skóry, ale wyglądało na to, jakby pojechał do Egiptu na tydzień i cały czas opalał się przy delcie Nilu aż powrócił do chłodniejszego Bostonu. W rzeczywistości było dość żywy kolor kremowy. Po chwili przebudzenia się powoli i natarczywie wstał, wziął nóż i ostrożnie wziął rzeczy, które w tym czasie chroniły go podczas snu, w tym liny, które założył wieczorem, gdyby wpadło na nie jakieś mniej inteligentne stworzenie. Zapakował je do swojego starego i dużego plecaka, po czym na końcu zapakował starą strzelbę, która ma 10 lat i przetrwała niejedną walkę z tymi potworami, ale był to naprawdę dobry towarzysz ... chociaż czas mocno na nią napiętnował. Wyglądało to tak, jakby pewnego dnia miałby się rozpaść, ale lepiej to niż nic. Szczególnie że miał w kieszeni rewolwer i nie musiał się martwić o pociski, ponieważ miał dość dużo zapasów.

Opuścił kamienicę, schodząc po schodach, omijając obojętnie szkielety i unikając plam zaschniętej i poczerniałej pod wpływem czasu krwi, znajdującej się na podłodze, ścianach, a nawet na suficie po rzezi sprzed 19 lat. Mieszkańcy najprawdopodobniej zakończyli swoje życie, kontaktując się bezpośrednio z tymi istotami. Wyszedł na dwór z dość prymitywnym uzbrojeniem, ale skutecznym. Poprawił ubranie tak, by było mu wygodniej i próbował wdychać „świeże powietrze", po czym skierował się na wschód. Przypomniał sobie, że był tam sklep. Świetnie zabarykadowany i co więcej, nie zauważył tam żadnych śladów obecności. Miał w sobie talent i już wiedział, że sam może polegać na tych sprawach. Musiał przejść kilka przecznic. Ulice były puste, martwe jak w świecie bez jakiegokolwiek życia, a on sam przemierza zapomniane ścieżki...  

EtyliumWhere stories live. Discover now