Etylium - Ep IV - Natura mym domem.... ( 1/2 )

2 1 0
                                    

 W pokoju nieco się ociepliło, gdyż woda została nagrzana do docelowej temperatury. Czajnik zaczął się wzburzyć, co było znakiem, aby wyłączyć piecyk. Starsza kobieta punktualnie się tym zajęła, po czym podniosła ostrożnie czajniczek i nalała wrzątku do kubeczka. Napar zaczął się robić. Aarona zastanawiał jeden fakt, a mianowicie skąd ona miała te saszetki? Po tylu latach, gdzie nie był one produkowane, to ona takie właśnie rzeczy miała w posiadaniu. Uszycie takiej saszetki jest w sumie nawet możliwe, jednak czasochłonne.


Nieco ten fakt go zastanawiał. Możliwe, że miała ona własny ogródek. Raczej szklarnie, gdyż w tych regionach, pomimo dość niskiego wskaźnika promieniowania spowodowane najprawdopodobniej fotonami metali ciężkich w dużo większej mierze zwiększyłoby ochronę przed niepotrzebnymi substancjami. Na dodatek sprytnie zaprojektowane mogą nadal dopuścić potrzebne plonom światło słoneczne.

Starsza pani przyniosła mi już zrobioną herbatę, po czym wróciła do drugiej szafki i ją otworzyła na oścież. Było tam dwie stare, szklane słoiki. Jedna zawierała płyn o barwie granatu oraz purpury, a w drugiej krwistej czerwieni, lecz pomimo identycznej wręcz barwy, to na jego sprawne oko nie miało to w związku z krwią.

- Może chcesz syropu do herbatki chłopcze? - zapytała się miło jak babcia do swojego kochanego wnuczka.

- Jeżeli można to poprosiłbym... - odpowiedział Aaron — Jeżeli można zapytać, to co jest w słoikach? - dopytał się, chcąc być pewnym, co on miał zamiar wypić.

- Otóż w tym większym słoiku — mówiła o tym z zawartością granatowo-purpurowego płynu — jest skondensowany sok z borówek amerykańskich, a a drugi to dżem wiśniowy.

Aaron doznał niemałego szoku, który z trudem musiał on ukryć. Coś takiego w dzisiejszych czasach jest prawdziwym luksusem. Nawet już pomijając fakt, że ona posiada taki wręcz artefakt, to co więcej, ma ona zamiar właściwie dać bez większego pomyślenia, jakby miała jeszcze takich po sto w piwnicy. Jednakże zauważył pewną sprzeczność. Uratował jej życie, lecz po chwili zachowuje się, oddając wrażenie, aby uznać to za minioną dawno przeszłość. Zachowanie bardzo podejrzane, lecz nie wyglądała, aby chorowała psychicznie. Więc teraz problem w tym, co tak naprawdę jest przyczyną.

Starsza kobieta otworzyła ów słoik, a następnie nalała nieco skondensowanego soku do jego herbaty. Następnie zamknęła z powrotem, po czym z powrotem postawiła słój na swoje miejsce, potem poszła do pokoju swojego męża.

Mężczyzna za to milczał i spoglądał na herbatę, która przyjęła barwę bladoniebieską. Doszło do namysłu, że mogła to być ewentualnie nawet trucizna. Po tylu latach nie było to specjalnie nic dziwnego. Intryga na każdym kącie. Jego zmysły nic nie podpowiedziały. Nieco przybliżył kubek z zawartością i wąchał bardzo ostrożnie. Nie było czuć żadnego, specyficznego zapachu. Prawdziwy zapach borowików. Taki cudny i słodki zapach, który miło otulał zatoki. Co więcej, kiedy miała ona to zrobić? Wszystko wskazywało na to, że jest to po prostu zwykły, wspaniały napój, którym mógł się on napoić z wielką chęcią.

W takim razie wsadził dwa palce miedzy uszko od kubka i zacisnął je, po czym podniósł. Zaczął pić i przymknął oczy. W jego umyśle wyświetliła mu się wieś. Ten charakterystyczny zapach i smak był tak podobny, że aż natychmiast mógł poczuć swoimi zmysłami te wspomniana jak by małym dzieckiem i przebywał na drewnianej, dużej altance. Poczuł to ciepło słońca i świeżość powietrza. I... aż omal nie przysnął na miejscu... Omal się nie zasłyszał w ten gwar szczęśliwej, kompletnej rodziny. Jednak nagle poczuł ponownie zapach herbaty i jej ciepło i paradoksalnie wybudziło z transu. Nim zauważył nawet, że wypił już wszystko. Smak był obłędny i poczuł się nagle o wiele lepiej. Ciepło po całym ciele był taki orzeźwiający dla niego. Po chwili ogarnął się i odłożył szklankę i się zapatrzył w dal.


Uświadomił sobie, że ta kobieta jest czystym wspomnieniem przed wojny. Słyszał o tym opowieści, jak są ludzie, którzy pomimo zmian, jakie doprowadziły do upadku świata, to nadal żyją po swojemu. Było to piękne. Poczuł się pierwszy raz jak u siebie w domu. Nie miał okazji tego doznać od lat. W tym miejscu ewidentnie była nie tylko siła skromnego życia w tym domu, ale i prawdziwa łaska boska, która przez ten cały czas stała na straży.  

EtyliumWhere stories live. Discover now