Etylium - ep V - Gloria zmysłów ( 2/2 )

2 1 0
                                    

Ponownie zawisł wyraz ciszy, która był zagłuszony jedynie przez cięcie tkanek zwierzęcia. Starszy mężczyzna ciął kawałek po kawałku i dodatkowo swoim nożem myśliwskim przeciął wzdłuż podbrzusza jelenia, aby zabrać kilka organów od zwierzęcia, gdyż jest pełne minerałów i witamin. O wiele więcej niż tkance mięśniowej. Aaron nie spoglądał na ruchy, gdyż nie znosił, jak on to robił. Na swój sposób woli to robić po swojemu. Dodatkowo jego starszy towarzysz już w takim stopniu przyzwyczaił się do załatwienia tego typu spraw, że nawet to polubił w przeciwieństwie do Aarona. Tak więc wstał i nieco odszedł na około 20 metrów, spoglądając w głąb starego lasu iglastego. Dalej zaś rozciągnęły się pagórki. Gdyby stać na tych najwyższych, to można byłoby nawet zobaczyć podnóże Koldyrierów. Miasto w oddali nadal było okupowane przez naturę i nie wydobywał się z tamtej strony żaden dźwięk. Nie było nawet powiewu wiatru, a wieczór stopniowo się zbliżał, gdyż słońce było dość blisko horyzontu.

- Długo jeszcze? - zapytał się Aaron o tyle głośno, że brodaty mężczyzna to usłyszał bez problemu.

- Jeszcze momencik. Mam pojęcie, że trzeba się śpieszyć, jednak ja wiem w jakim stopniu.

Czarnowłosy mężczyzna nieco ogarnął swoją fryzurę, jakby ktoś go obserwował i miał mu zrobić zdjęcie. Co więcej, tak wokoło spoglądał ukradkiem, jednak to było jedynie jego uczucie, które głęboko się w nim zakorzeniło przez lata.

- No to możemy powoli już iść — odrzekł, po czym zapakował w stare woreczki, to mniejsze, to większe kawałki mięsa i zawiązał ów woreczki staranie, aby jeszcze je ponownie użyć i kiedyś przemyć po użyciu w jakimś zbiorniku wodnym. Następnie zapakował do plecaka, po czym zamknął starannie.

- Dobrze... - odpowiedział mu, o czym ruszył za nim, dalej kierując się ku wschodowi i pozostawiając resztę zwłok na rozkład lub okazjonalnie dla innej, tym razem mięsożernej zwierzyny.

Odchodzili od miasta, zwłaszcza że nic stamtąd nie potrzebowali. Dodatkowo po tylu latach niewiele tam zostało zapewne. Ileż to dni wędrują. Jest to jak przejście w samotni do Ziemi Obiecanej, która nie wiadomo gdzie się znajduje. Cel jest tak naprawdę jeden, by przetrwać. Wcale się to nie zmieniło po przebiegu lat. Od początku ludzkości taki był nakaz od matki natury. Na początku, pierwotnym celem było przeżyć od narodzin, aż do śmierci. Teraz jest tak samo. Walczą o każdy kęs, o każdą kroplę i o każde tchnienie.

Minęła kolejna godzina i brodaty mężczyzna nagle się zatrzymał. Było to tak gwałtowne, jakby nagle przed nim pojawiła się niewidzialna, wielka ściana. Aaron niemalże równie szybko zrobił to samo, niemalże na niego wpadając. Był to teren bardziej pagórkowaty, młodoglacjalny. Młodzieniec spoglądał na niego ze zdziwieniem i nieco zdezorientowany. Raczej w oddali nikogo nie było widać z jego perspektywy. Jednak też nie chciał przerywać milczenia, gdyż czasem nie warto przywołać tutaj nieodpowiednich gości. Nagle jego towarzysz rzekł:

- Zmieniamy kurs na północ — odrzekł tak pewnym tonem, jakby podkreślał pewności tego, że 2+2 = 4. Co więcej, kiedy stał plecami do niego, to dodawało to jeszcze więcej pewnej postawy u niego.

Jest już ciemno...- odrzekł z kolei Aaron niezbyt zapewniony.

Wiem, jednakże pamiętaj, że czasem trzeba i wędrować w nocy, gdyż najgorsze rzeczy przydarzają tym, co znajdują się w miejscu — odrzekł, po czym skręcił w prawo, czyli na północ. Tak, jak zamierzał. Niekiedy słońce już było na nad samym horyzontem. Oboje szli na północ, ku mrozom. Na szczęście zbliża się cieplejszy okres roku, lecz to jest kwestia miesięcy. Dlatego jakkolwiek jest to dość ryzykowne i tym bardziej niepotrzebne, wydawałoby się na pierwszą tego typu myśl.

- Ale dlaczego mamy tam akurat iść? - zapytał się Aaron nie do końca pewny, co mają zamiar zrobić.

- Kwestia bezpieczeństwa, młody, kwestia bezpieczeństwa... - odpowiedział jedynie tyle i dalej tam szedł, nie zwalniając ani na moment, natomiast jednocześnie nie przemieszczał się szybko. Po prostu w sam raz. W równomiernym tempie.

Aaron już nieco znał swojego towarzysza i już podejrzewa go o to, że coś przed nim ukrywa. Był tajemniczy od początku i jest dotąd dla niego zagadką. Należy on do osób, które nie przeżywają emocjonalnie tych czasów. Przez wydarzenia przechodzi jak przez masło. Charakteryzuje się wręcz nadprzyrodzonymi zdolnościami. Przewiduje wręcz to wszystko. Jednakże nadal się zastanawia, kim on był i kim chce być. Równocześnie on sam nie opowiadał o swojej przeszłości i dlaczego jest sam z nim. Co więcej, nie zadawał żadnych pytań.

- Boisz się czegoś? - zapytał się nagle czarnowłosy, młody mężczyzna. Sam się zdziwił, że kiedykolwiek zadał mu takie pytanie. Nie mniej jednak minęło nieco czasu. Chciał poznać odpowiedź na to pytanie.

Starszy mężczyzna nie zareagował jakoś specjalnie, jakby na to pytanie oczekiwał od dłuższego czasu. Następnie nieco wydął policzek, nieco się zastanawiając i spoglądając wyżej w gwiazdy, odpowiedział:

- Każdy się czegoś boi. Jak ktoś mówi, że nie boi się niczego, to jest głupcem. A ci głupcy już nie chadzają się po tym świecie, chyba że nie w tych postaciach co kiedyś. Jako indywidualiści boimy się rzeczy zarazem innych, jak i takich samych. To czyni nas ludźmi. Boimy się rzeczywistości, która teraz jest zbitką wielu nieszczęść i spełnionych obaw- odrzekł to dość cicho, jednak nie było czuć atmosfery przygnębienia, ani spięcia. Wydawało się nawet, że był to dobry moment, aby nieco poznać więcej tajemnic o sobie...  

EtyliumWhere stories live. Discover now