Maria Sabina Roya
Data: 07.12.2019 r
110 dni przed Dniem Zero
Boston, Massachusetts
Jedynym dźwiękiem słyszalnym w tle był dość stary zegar, który zdobił niemałe pomieszczenie. Wskazał na 4 po południu plus 7 minut. W pokoju były trzy osoby. Jedna z nich siedziała za mahoniowym biurkiem z dłońmi złożonymi jak do modlitwy, które opierały się na krańcach owego mebla. Po drugiej stronie analogicznie znajdowały się jeszcze dwoje ludzi. Po lewej od strony biurka siedzi 9-letni chłopiec, o krótkich, jasnobrązowych włosach. Siedział przykurczony na krzesełku i spoglądał na dół jakby w zenit. Wydawałoby się nawet wręcz, że obawiał się tych dwóch pozostałych postaci, a mianowicie były to kobiety. Był to właśnie młody Aaron dwadzieścia lat wcześniej. Nie miał żadnej blizny, a jego spojrzenie było zupełnie inne. Miał delikatne rysy i wydawał się nieśmiały i zamknięty w sobie starając się wyprzeć rzeczywistość otaczająca go. Na dodatek posiadał nieco chudą posturę i odnosiło się wrażenie, że był jak porcelanowy, antyczny dzban, mający wręcz przy ledwie większym wietrze pęknąć i rozpaść na kawałki. Kobieta obok niego trzymała go za dłoń, jakby bała się, że mu ją w każdej chwili zabierze. Porównując ich między sobą, nie miała w zasadzie żadnego podobieństwa. Posiadała łagodne rysy, ale zupełnie inne, bardziej damskie. Oczy były koloru jasnoniebieskiego, a włosy długie i o barwie blond utleniony. Druga ręka trzymała ręka torebkę dość kurczowo i spoglądają na druga osobę znajdująca się za biurkiem. Trzecia osoba, pani psycholog była już ewidentnie po czterdziestce. Była nieco okrąglejsza od nich dwóch i dodatkowo ubrana elegancko. Przypominało wręcz garnitur, a włosy były ułożone w kok.
- W takim razie pani Roya...- rzekła pani psycholog ze spokojem wymaganym w jej zawodzie. - Otóż po konsultacji z pani synem oraz danych do tego zaczerpniętych można stwierdzić, że zespół Aspergera nie został zdiagnozowany.
Kobieta nieco odetchnęła z ulgą i odwróciła głowę na bok, jakoby po tej stronie było świeższe powietrze. Jednak milczała w tym czasie.
Za to jednak jest inna sprawa, która jest nie mniej ważna. - kontynuowała pracowniczka instytucji — A mianowicie będę musiała z panią na poważnie pomówić — odrzekła nieco ciszej.
Matka Aarona nieco się zamyśliła, po czym lekko skinęła głową, a następnie zwróciła się do syna. - Wracaj do ojca. Jeszcze chwilę muszę zostać, ale za chwile będę...- rzekła to spokojnie, lecz z nutą dezaprobaty.
Dziecko spojrzało się na ułamek sekundy na swą matkę, a następnie wstał z krzesła i odwrócił się od nich plecami w taki sposób, jakby przestali dla niego istnieć i potem bez słowa wyszedł z pokoju.
Dla Marii było to ukłucie w jej serce. Spoglądała na syna, jak wychodzi stąd. Było to spojrzenie przypominające ten u matek, które ostatni raz widują swych synów w tym roku, kiedy to na przykład wyruszają na wojnę.
Gdy drzwi zamknęły się, starsza z kobiet zapytała się — Jeżeli można, to pozwolę zadać to samo, dość elementarne pytanie... - rzekła to z zawodowym spokojem.
Druga z kobiet odwróciła się do tej pierwszej i bąknęła nieśmiało — Słucham...?- odparła poprawiając nieco nerwowo swą brązową torebkę.
Pani pedagog zerknęła ukradkiem na bok i przybliżyła się w stylu „tak pomiędzy nami". Marii nie za bardzo się to spodobało, gdyż wiadomo, jaki to był sort pytań. - Jak często pani zajmuje się pani dzieckiem — po czym dodała — tak naprawdę... - dwa ostatnie słowa zaakcentowała.
Druga kobieta nieco się zlękła wpierw, po czym zerknęła ukradkiem w inną stronę. Chciała odpowiedzieć tak, aby nie wyszła na wyrodną matkę, która ma w poważaniu swoje własne dzieci. Ze swoją starszą córką również ma nie lada problemy. Syn niestety też nie zachowuje się według społeczności zbytnio normalnie. I jako matka za to odpowiada co do joty.
- Czasami nie do końca — odrzekła z pewną gulą w gardle i nie trzeba było być żadnym specjalistą, aby wyczuć pewien rodzaj łgania. I rzeczywiście. Pani psycholog zerknęła nieco w bok i na ułamek sekundy można było dojrzeć w jej wyrazie twarzy pewne rozczarowanie. Jednakże tak szybko ten znak zniknął, jak się pojawił.
- Jest pani pewna? - zapytała się nieco dobitniej, lecz nadal z wyrachowaniem starsza z kobiet — To jest bardzo kluczowe pytanie. Ich stan psychiczny jak ich nawyki mogą być spowodowane właśnie zwracania odpowiedniej ilości uwagi na nich przez swych rodziców. Nie tylko pani syna, ale i pani córkę. Prawda pomoże dzieciom, lecz fałsz im zaszkodzi coraz bardziej w ich funkcjonowaniu. Są w bardzo ważnym etapie życia. Jeden z nich zaczyna już dojrzewać i odkrywać całym sobą świat, natomiast starsza z pani dzieci zbliża się ku dorosłości. Jeżeli pani chce rzeczywistą pomoc, to niech pani odpowie szczerze na pytania, jak przed sądem najwyższym.
Maria walczyła z samą sobą. Nie chciała się przyznać do tego. Było to dla niej ostateczną weryfikacją, co do rodzicielskiej porażki. Była zajętą kobietą, to prawda, ale musiała mieć też na uwadze, że jej dzieci są zawsze najważniejsze. Nieważne co ma się stać. Dzieci są zawsze na pierwszym miejscu. Obiecała to również podczas ślubu swojemu mężowi, którego nie mniej kocha, jak podczas zaręczyn 17 lat temu.
Obiecała przed Bogiem swoje obietnice, które miała wypełnić. I po tym, co słyszała, otrzymała potwierdzenie, że jako matka i jako żona nie dotrzymywała ów obietnic i w tym momencie grzech ciężki na nią piętnuje.
Cóż... - zaczęła już Maria, czując, jak ona czuje wręcz nienawiść do samej siebie — Jestem kobietą pracującą. Dodatkowo zajmuję się domem... czasami muszę zając się tez innymi sprawami na boku. Mam dodatkowo innych członków rodziny. - Zaczęła się tłumaczyć, lecz wiedziała, że to nie jest tak proste, jak się mogło wydawać. Musiała wypowiedzieć swoją winę, gdyż to była jak spowiedź. Pomoc specjalisty był czymś na wzór błogosławieństwa. Czyżby to Bóg zaplanował? Ewidentnie czuć wręcz postęp. Tak bardzo podobne, jak do jednego z siedmiu sakramentów. Wręcz brakuje jedynie wykończeń gotyckich w tym pomieszczeniu.
Maria odetchnęła... i poczęła powiedzieć prawdą, którą nie była w stanie nawet przed sobą wyjawić ...
YOU ARE READING
Etylium
General FictionNiekiedy zastanawiamy się, co by się stało, gdyby życie zmieniło się diametralnie. Nagle na skalę globalną, doszłoby do upadku gospodarczego lub największej epidemii w dziejach ludzi. Prawda wydaje się zarazem bardzo prosta, a równocześnie nie ma na...