Etylium - Ep IV - Natura mym domem.... ( 2/2 )

2 1 0
                                    

  Po pewnym czasie nim się obejrzał, to opróżnił w całości kubek, gdzie wcześniej była ta wspaniała herbata posłodzona syropem z borówek. Spoglądał nagle za drzwi, jakby za chwile ktoś ważny miał przez nie przejść. Jednakże nic takiego się nie stało, a jego głowa po raz kolejny płata mu figle. Od dawna tak dobrze się nie poczuł po wypiciu takiego napoju. Było to jak siódme niebo dla żołądka, co również na to nie zwracał wcześniej szczególnej uwagi, gdyż należało do najmniejszych problemów, z jakimi się zwlekał.

Za ścianą pokoju, gdzie przebywała w tej chwili starsza pani oraz starszy mężczyzna nie dochodził żaden dźwięk. Dawało to takie wrażenie, że nic tam zwyczajnie nie ma. Po prostu martwa atmosfera jednak jednocześnie nie poczuł samotności w tym miejscu. Westchnął tak ociężale, jakby się namęczył w kopalni węgla kamiennego głęboko pod ziemią, po czym postanowił wreszcie powstać, w końcu nic go tu nie trzyma. Nim jednak wydał jakikolwiek głośniejszy dźwięk, to postanowił to zrobić po cichu, aby nie przeszkodzić kobiecie podczas zajmowania się jej schorowanemu mężowi. Nieco odwrócił spojrzenie, gdyż był to moment, kiedy należało zmienić opatrunek, do którego prawdopodobnie się wypróżniał. W zasadzie i tak był już warzywem i utrzymywanie go przy życiu nie dawało większych nadziei na lepsze jutro dla niego.

Naszła mu na myśl kolejny dylemat. Czyżby jednak Theatrum Mundi było czymś prawdziwym w ich rzeczywistości? To pytanie, które sobie zadał po raz kolejny w drodze swojego życia. Podczas swej ścieżki miał wiele argumentów, które to potwierdzały, jednakże również takie, które temu zaprzeczały. Hipoteza, polegająca na tym, że ludzie są marionetkami w rękach losu w Wielkim Teatrze Świata. Ten przykład z niewiadomego mu powodu przyszedł na myśl w tym momencie. Ktoś mu kiedyś o tym powiedział i od tego czasu tego człowieka jednocześnie wielbi za to, że mu nieco otworzył umysł i nadał mu nieco szerszy sens, jeżeli chodzi o kontynuowanie życia w tym utraconym miejscu. Z drugiej strony zaś nienawidził, bo przez to bardziej cierpiał, gdyż szuka nadal odpowiedzi na jedno z najważniejszych pytań, czy naprawdę sami decydujemy o własnym losie, czy jednak niekoniecznie. Prawdopodobnie jedno i drugie, ale jednocześnie są to dwie odmienne pozycje.
- Czy coś się stało? Źle się czujesz? - zapytała się starsza pani, która jak się okazało była tuż przed nim.

Ależ nic...znaczy się... - zasadniczo, to pierwszy raz się zachwiał w swej wypowiedzi od dawna — Jedynie tak spoglądałem, co pani robi... naprawdę jest mi przykro, że pani mąż tak bardzo musi cierpieć — i w jego głosie rzeczywiście zabrzmiało współczucie, a nawet nieco troski.

- Dziękuję za słowa otuchy młody człowieku, jednakże i tak nie doszło do najgorszego i to jest najważniejsze — odpowiedziała kobieta.

- W zasadzie, to jeżeli moja obecność podczas tej intymnej sytuacji przeszkadza pani, to mogę tutaj nie przebywać... - już zaczynał się wybraniać.

- Ależ pan nie przeszkadza — odpowiedziała, przerywając mu bardzo delikatnie — Jesteśmy przyzwyczajeni do czyjejś obecności.

- Ma pani na myśli syna — odpowiedział bez namysłu.

- Ależ w tym wypadku nie, zawsze jesteśmy obserwowani... - rzekła starsza pani, jakby była z kogoś dumna.

I to ostatnie słowo go przeraziło tak bardzo, że aż pobladł gwałtownie. Przypomniało mu się coś, co go przerażało bardziej od śmierci. Tak bardzo chciał o tym zapomnieć, o tym nie myśleć. Jednakże był on w stanie ewidentnego szoku. Te słowa napiętnowały w jego umyśle, jakby ktoś je wypalił samym ogniem Poczuł się jak w horrorze. Czy to mogło to być... to...?

- Coś się stało? - rzekła kobieta i ewidentnie można było usłyszeć troskę. Okazało się, że położyła dłoń na jego czole, jakoby sprawdziła mu temperaturę. Właśnie ten dotyk nagle spowodował, że nagle się zbudził. To było niesamowite, jakby sam Bóg go błogosławił i ulżył w jego cierpieniu.

-Tak... nie jest źle... może po tak długiej wędrówce jestem po prostu ...zmęczony... - starał się wytłumaczyć.

-Rozumiem chłopcze. Mam dwa wolne pokoje. Jeden z nich należy do mojego syna a drugi..... - na chwile się jakby zamyśliła i w oczach było widać błysk, który świadczył o nagłym, bolesnym wspomnieniu, po czym dodała lekko skołowana — jest jeszcze jeden pokój.... Jednak poprosiłbym o jedno....

Spojrzał się w stronie jednym z pokoi po drugiej stronie, gdzie był korytarz, potem spojrzał się na nią — Słucham uważnie — rzekł nieco obawiać się, co ona powie, lecz nadal miał spokój warty ideologii stoicyzmu.

- Otóż niech pan za wszelką cenę nic nie przesuwał ani nie brudził, ani pod żadnym pozorem — ostatnie słowa dobitnie dodała — nie zniszczyć! Rozumie pan? - rzekła kobieta i spoglądała mu prosto w oczy.

- Jasne jak słońce — rzekł, jakby jego dusza była poddana Rentgenowi, w tym momencie dziwiąc się na te prośby. TO ostatnie oczywiście było oczywiste, ale było widać, że robi ze strasznym bólem, jednak z drugiej strony uratował jej życie. Ciekawe, dlaczego tak bardzo jej zależało, skoro z takim oporem użyczyła to pomieszczenie.

- Pierwszy pokój po lewej — powiedziała starsza pani, po czym podeszła do drzwi wyciągając klucz z kieszeni i podchodząc nieco chwiejnym krokiem do owego pokoju i włożyła klucz do dziurki. Przekręciła zamek i odtworzyła nieco drzwi, ale z taką delikatnością i ciszą, że wydawało się, jakby nie chciała nikogo obudzić.

- Oto Twój pokój — powiedziała i można było usłyszeć drżenie w głosie.

Aaron wszedł do pokoju, nie mówiąc ani słowa na to... i ten widok...

Starsza kobieta odeszła, a Aaron stał jak wryty. Pokój, który mu się ujawnił był wręcz bajeczny. Cały był różowy. Tapeta była różowe. Była szafka, biurko, łózko i okno z firankami. Wszystko z tego wszystkiego było różowe w każdym możliwym odcieniu. Ledwo kołdra oraz poduszka miały jakieś białe wzorki, a to, co miał materiał drewniany, to się zlewał z różowy otoczeniem pokoju. I to miejsce było tak czyste, jakby nie było po prostu mowy o okresie po Dniu Zero.

- O ja... - rzekł on zszokowany cichutko do siebie. Pomimo takiego jego spokoju, to czystość i wręcz bajkowość tego pokoju była tak cudowna, że nawet go osobiście zdumiewało.

Na wspomnianej szafce znajdowało się zdjęcie. Było też zadbane, że nawet ząb czasu nie był w stanie ingerować w proces niszczenia. Spojrzał się i nagle zaczął coś niedowidzieć, jak gdyby nagle ktoś go w głowę uderzył bardzo mocno. Jednak to, co zobaczył, spowodowało u niego niesamowity szok.

Cofnął się aż dwa kroki, jakby zobaczył swój własny koszmar. Na tym zdjęciu był cztery osoby. Dwoje z nich poznał natychmiast. Byli to ci samo starsi państwo, co tutaj mieszkają. Była jedna dziewczynka, mniej więcej w wieku 10 lat, co najwyżej 12 lat i ostatnia osoba. Właśnie ten widok go przybił do stanu, którego się nie mógł spodziewać. Otóż na zdjęciu była to ta twarz, którą widział jeszcze dwa dni temu. Była to ta charyzmatyczna twarz, te oczy. Jego ostatnia ofiara....

Nie mógł w to uwierzyć. W ten przypadek, który wydawał się... niepojęty... Poczuł się, ze właśnie stracił wręcz ostatki nadziei do samego siebie...  

EtyliumWhere stories live. Discover now