Maria westchnęła i próbowała użyć pewnych eufemizmów, aby nie brzmiało to aż tak beznadziejnie. Jednak też musiała być szczera.
- Przez ostatnie lata mam wiele pracy, a mój mąż również zajmuje się pracą. Przez ten czas wracaliśmy późno do domu, a czasem nawet w nocy. Czuje poczucie winy, że ominęłam prawdopodobnie ważne momenty dla moich dzieci, ale też trzeba się utrzymać w tych czasach. Chciałabym więcej czasu spędzić z dziećmi, lecz z drugiej strony zawód tez jest ważny, aby nasze życie były godne.
Maria przemilczała to. Jej sprawa wydawała się typowa. Duży procent powodów, dla którego dzieci nie dostają tego, czego nie potrzebują. Pomimo podobieństwa problemów, to każdy się wyróżnia i nie ma wzoru na to, aby tych problemów się wyzbyć.
- Jednakże pani musi zdecydować. - kontynuowała pani psycholog. - Ma pani w tym przypadku dwie opcje. Pierwsza z nich to praktykowanie takiego samego życia lub sprawa numer dwa tyczy się zmiany tryby życia tak, aby zawód zajmował mniej czasu w ogólnym rozrachunku dnia i ten wolny czas przeznaczyć dla swoich dzieci.
Matka tych dzieci miała nie lada decyzje. Tak bardzo pragnęła dobra dla swoich dzieci, lecz za pomocą pracy również dostarcza im potrzebne do normalnego życia produkty. Miała trudny wybór, ale w tym etapie niestety musi się to zdarzyć.
- Mogę co do tego przystąpić, aby ograniczyć ilość mojej pracy - zaczęła Maria.- Potrzebowałabym urlopu płatnego, a w moim przypadku jest to raczej niemożliwe. Nie mam konkretnego powodu, bym miała takową zgodę otrzymać. A kłamstwo, czy też przekręt nie wchodzi w grę. Zwłaszcza, jak potrzebuję pomocy od strony instytucji. Dlatego też jedyne co pozostaje to liczyć na lepszy obrót spraw.
Pracowniczka otworzyła szufladę i wzięła z kupki kartek samoprzylepnych jedna z nich. Następnie złożyła na pół tak, że koniec karteczki dokleiła równiutko do drugiego końca, po czym zapisała swój urzędowy numer telefonu.
Maria w tym samym czasie dokładnie obserwowała jej poczynania, jakby nagle miałaby tą karteczką rzucić w jej twarz. Ogólnie nie było do końca ufną kobietą. Często miewała wątpliwości nawet do swojego męża. Oczywiście z czasem ten problem zanikał, lecz co do innych osób już niestety niekoniecznie.
Pani psycholog z powrotem oparła się na fotelu i położyła ponownie dłonie na krańcu biurka. - Jeżeli pani będzie miała pytania lub potrzebowała rady, to zalecam zadzwonić pod ten numer. Możliwość odebrania połączenia będzie w porach takich samych jak nasz czas pracy — powiedziała, jakby powtarzała to już tysięczny raz.
- Rozumiem — odpowiedziała młodsza kobieta i wzięła powoli dłonią kartkę, zsuwając ją po biurku, po czym szybkim ruchem schowała do torebki. - W takim razie to będzie już wszystko? - dopytała się na wszelki wypadek.
- W tym przypadku już tak. W przypadku problemów proszę dzwonić. Najlepiej to przemyśleć na spokojnie oraz bez nerwów.
Yyy...tak...tak... - rzekła Matka Aarona i wstała lekko speszona z krzesła — W takim razie życzę miłego dnia.
- Życzę miłego dnia oraz owocnej pracy — odpowiedziała w podzięce pani psycholog, po czym już wyciągnęła swoje papiery, a Maria wyszła z pokoju i zamknęła powoli drzwi, jakby próbowała nikogo nie obudzić. Następnie powoli kierowała się ku poczekalni, aby wrócić do swojego męża oraz dwojga dzieci. Nim jednak skręciła do tamtego korytarza, to zatrzymała się bardzo uważnie, aby nie słyszeli, że jest już tuż za rogiem. Zamknęła oczy, wzięła głęboki i jednocześnie cichutki wdech i wydech. Poprawiła torebkę, kosmyk włosów, który nieco opadał na jej twarzy, a następnie wyprostowała się nieco. Potem wyszła zza rogu i skręciła do czekającej ją rodziny. Zachowywała się naturalnie, jak gdyby nic się nie stało i taki był jej zamiar. Nie chciała dodatkowo straszyć. Męża miała poinformować później, na osobności.
Córka siedziała na krześle, mając jedną nogę na drugiej oraz skrzyżowane ręce i spoglądała gdzieś w bok. W jednej ręce trzymała smartfon. Ewidentnie można było poznać, że była tutaj nie z własnej woli. Aaron za to siedział skulony i wpatrzony w dół. Tak samo, jak w gabinecie pani psycholog. Po wizycie ten widok szczególnie ją zabolał. Był to dla niej obraz porażki. Zamiast pełni miłość i zrozumienia wszyscy milczą, jak makiem zasiał. Cisza była wręcz grobowa. Równie dobrze mogłoby tu ich nie być.
Leonard — jej mąż — spojrzał się na nią w taki sposób, że poniekąd nie zwracał dotąd na nią uwagi. - I jak rozmowa ? - zapytał się z nutą wewnętrznego przymusu.
- A nic takiego poważnego. Myślę, że wystarczy się zahartować i powinno być w należytym porządku — odpowiedziała, starając się nie kłamać, ale pomijała mniej przyjemne aspekty.
- No to wracamy wreszcie do domu, bo trzeba obiad zrobić, a nie mam zamiaru kolejny raz czegoś zamawiać, bo ileż można... - zaczął już nieco marudzić, jednakże było coś na rzeczy. Na zdrowe jedzenie nie było czasu. Jedynie jeść, byleby nie chodzić głodnym. Czy to w pracy, czy to w szkole.
Reszta rodziny wstała z siedzeń nieco obolali, zwłaszcza jej mąż, gdzie cały czas czekał na ich troje.
- No to chodźmy — rzekł mężczyzna i kierował się ku wyjściu w stronę samochodu. Syn dreptał tuż za nim, a z kolei starsza córka — Lucy — miała wyraz twarzy typu „No nareszcie" i nieco byle jakim krokiem poszła za nimi. Na końcu była Maria. Miała dość spory problem, który musiała rozwiązać dla swojego męża, jak i swoich dzieci. Bóg patrzy, a ona nie może zwlekać. Rodzina to skarb bezcenny i o niego musi szczególnie dbać. Jest to obowiązek matki, gdzie 17 lat temu obiecała je wypełnić przed ślubnym kobiercu, jak i w następnych latach.
YOU ARE READING
Etylium
General FictionNiekiedy zastanawiamy się, co by się stało, gdyby życie zmieniło się diametralnie. Nagle na skalę globalną, doszłoby do upadku gospodarczego lub największej epidemii w dziejach ludzi. Prawda wydaje się zarazem bardzo prosta, a równocześnie nie ma na...