4

587 90 28
                                    

Jimin tęsknił za światłem, za świeżym powietrzem i za Jungkookiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jimin tęsknił za światłem, za świeżym powietrzem i za Jungkookiem. Chociaż do tego ostatniego nie przyznałby się chyba nawet na łożu śmierci. Tak naprawdę to tak się trochę czuł. Jakby już nie żył, jakby umierał, jakby ktoś go pogrzebał żywcem w stosie śmieci, które napierały na niego z każdej strony. I wcale nie był zbyt dramatyczny.

Walka o przestrzeń w domu trwała kolejny dzień i chłopak z zaskoczeniem i pewnym zawodem przyznawał, że nie widział wielkiej poprawy. Godziny zlały się w jeden ciąg. Dzień, potem kolejny przeciekał im przez palce, a on sam i jego ojciec wiedzieli już, że to, co wydawało im się pracą na maksymalnie tydzień, będzie trwało dłużej. Czasem Jimin miał wrażenie, że łatwiej byłoby po prostu wszystko spalić. Budynek, te wszystkie rzeczy, samochody stojące na podwórku w wysokiej trawie. Spalić i udawać, że nigdy nie było tu żadnego domu.

Czubki stosów kartonów ginęły w kurzowych mgłach spowijających cały sufit i za każdym razem, kiedy zadzierał głowę do góry, żeby sprawdzić jak sobie radzą ze sprzątaniem, miał wrażenie, że kartonowe wieże stają się jeszcze wyższe. Był zmęczony, tak bardzo zmęczony. Wąska struga światła wpadała do salonu, gdzie siedział na rozpostartym po środku kocu, ta jego własna, mała prywatna przestrzeń co chwila ginęła znów w hałdzie rzeczy, które co jakiś czas znosił mu do przejrzenia ojciec. Jimin słyszał go na ganku. Chodził to w lewo, to w prawo, stukając głośno obcasami o drewnianą podłogę.

- Ok - usłyszał, gdy drzwi skrzypnęły głośno. Sangmin opierał na jednym z bioder rozpadający się karton, z którego wylatywały jakieś papierzyska. W drugiej ręce trzymał telefon. Próbował przytrzymywać go uchem i ręką, ale nie wychodziło mu to za bardzo. Jimin zerwał się ze swojego miejsca, zabierając mu pudło. Mężczyzna uśmiechnął się do niego. - Wiem, to trudna sprawa. Rozumiem - powiedział do osoby po drugiej stronie linii i pokręcił głową, krzywiąc się przy tym.

Jimin nie mógł ukryć swojego rozczarowania. Ojciec wraca do Seulu, od teraz będzie tu sam. Karton gruchnął, gdy upuścił go na ziemię. Sangmin zdjął jednym ruchem grubą rękawiczkę, którą miał na ręce i poprawił nerwowym ruchem włosy.

- Nic się nie stało. Jakoś... jakoś damy radę - dodał już trochę ciszej ojciec. Jimin widział, że walczy ze sobą, żeby nie wypowiedzieć żadnego przekleństwa na głos. Poruszał tylko ustami, gdy osoba po drugiej stronie coś mówiła. - Mmmm...- mruknął gdy skończyła. - Do zobaczenia - rzucił i zakończył szybko rozmowę. - Jimin...

- Nic się nie stało - powiedział od razu chłopak. - Nic nie poradzisz. Od początku wiedzieliśmy, że tak może się to skończyć.

- Nie tak Jiminnie, nie tak - ojciec pokręcił głową, wzdychając przy tym. Wyjął na oślep papierosa z kieszeni koszuli i zapalił go szybko. - Mieliśmy zabrać tylko kilka pamiątek i wracać, a nie odgruzowywać cały dom. Co ona w ogóle sobie myślała? - zacisnął mocno zęby na ustniku i zaczął wolno iść w stronę korytarza i schodów prowadzących na górę. Kopnął jeden z kartonów nie przejmując się tym, że coś zagrzechotało w środku. - Kurwa - zaklął głośno, robiąc w tył zwrot i wypuścił z płuc długi, gęsty kłąb dymu. Poprawił kopniakiem ten sam karton, a potem kopnął kolejny. Robił to tak długo, aż wreszcie zabrakło mu siły.

✔homecoming | Minjoon | YoonseokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz