A

608 72 22
                                    

Popijałem powolnie kawę gdzieś w środku parku.
Co prawda nie mieszkaliśmy blisko, trzeba było trochę przejść lub przejechać, chociaż dla mnie to nie problem.

O tej porze jest tu przepięknie... Cicho, kolorowo, wesoło... Będąc tu, czułem się, jakbym był w zupełnie innym au...

Do tego ta ogromna altana, w której właśnie siedzę.
Najbardziej chroni przed słońcem, daje cudowny cień i idealny widok...

Ale ludzie i potwory zdają się nie zwracać uwagi na takie rzeczy. Jakby interesował ich tylko ból i cierpienie. Piękno świata to tylko błahostka.

Tutejsi nie potrafią po prostu tego docenić.

Nikt inny tu nie siedzi. Tylko ja... Ale to nawet dobrze, nie przepadam za jakimkolwiek innym towarzystwem... Lubię być sam. Tak jest łatwiej.

Zrobiłem obojętnie kolejny łyk gorącej cieczy.

Rzadko udaje mi się zrealizować takie wypady, ale najbardziej trafną opcją jest spontan. Tak mi się przynajmniej zdaje.

Wstałem od drewnianego, masywnego stolika, po czym udałem się w stronę wyjścia nie zbaczając z wytartej ścieżki.

Hm... Wakacyjny poniedziałek, to wcale nie taki zły poniedziałek.
Ale... Skoro poniedziałek dobrze się zaczął, to...
Zło pier*olnie znienacka.

Całą drogę wpatrzony byłem w plastikowy kubek z logiem zaufanej kawiarnii.
Zabawne, ponieważ nie ufam potworą ani ludzią, ale kawiarni byłem w stanie.

Zaśmiałem się cicho pod nosem.

Gdy podniosłem głowę... Za dużo nie widziałem, ponieważ od razu zamknąłem gwałtownie oczy.

Wpadłem na kogoś, ale na szczęście nie wylałem na niego wystygniętego już wrzątku, ale go upuściłem.

Spojrzałem przepraszająco na osobę przede mną.

Szkielet, tak samo jak ja. W moim wieku, może i starszy...
Tyle, że jest wyższy, to ja widzę. Hm...

Moją uwagę zwróciły rysy jego twarzy, oraz blizna na jego prawym a moim lewym policzku.
Był dość... Przystojny. Co ja gadam, był zabójczo przystojny.

Spojrzałem mu w oczy zadzierając tym samym nosa.

Pomarańczowo-żółte gwiazdki w jego oczodołach zdradzały najmniejszy sekret o jego charakterze...

Wydawał się być zmęczony, ale w żaden sposób nie przytłumiło to jego pewności siebie i wybuchowej natury.

Taaa... Goth-empata do usług. Kładź się zaraz na kozetke, a ja zdradzę tobie przyszłość i przy okazji pomogę twojej psychice.
Chociaż sam sobie nie potrafię...

Z tego bezlitosnego transu wyrwało mnie stanowcze chrząknięcie osoby stojącej przede mną.

- Huh? Oh, wybacz... Zamyśliłem się. - spuściłem wzrok gdzieś w odmenty ścieżki.

- Patrz. Jak. Łazisz.

Uśmiechnąłem się delikatnie sam do siebie. Przez ten oschły ton, jak u każdej napotkanej tu osoby można naprawdę dostać szału.

Może to normalne. Może to nic nadzwyczajnego...
Ale nadal ciężko mi jest się do tego przyzwyczaić...
Dobrze, że tata jest taki, jaki jest... Jest inny. Tak jak ja.
Zawsze to sobię powtarzam... Nie jestem jedyny.
Te słowa zawsze dodawały mi otuchy.

- Doooobra... Ja lece do domu. Elo. - wskazałem gdzieś w dal za mną, chociaż dom był w przeciwną stronę. Hehehe...

Gdy miałem odchodzić, mundurowy złapał mnie za nadgarstek, na co cicho zaklnąłem. Odwróciłem się w jego stronę z pytającym wzrokiem próbójąc jakoś wyrwać rękę ze stalowego uścisku.

- A "przepraszam"?

O mało co nie wybuchłem śmiechem. Może to brzmi jakoś chamsko, ale to oni wszyscy wokół powinni mnie przepraszać. Na kolanach. Płacząc.
Nie na odwrót.

Szarpnął gwałtownie moją rękę, przez co wylądowałem na nim.
On natomiast dalej stał w bez ruchu czekając na moją wypowiedź.

Spojrzałem na niego wyraźnie zakłopotany i zdezorientowany obiegiem zdarzeń.

- No więc...?

- Pfft, wybacz, ale w tym świecie nie istnieje takie coś jak "przepraszam". Tu nawet nie da się normalnie egzystować, jeśli nie ma się takiego charakteru jak ty. Gdzie tu sprawiedliwość, co? - już dawno nie byłem z nikim tak szczery.

No, zresztą... On i tak mnie nie zna, można mu powiedzieć co się tak naprawdę myśli. A wszystkiego i tak mu nie powiem...
Jakoś miałem w dupie, czy mi coś zrobi.

Zmarszczył brwi próbując zrozumieć cały sens tej wypowiedzi.
Coś czuję, że dostanę dzisiaj niezły omłot jak się nie przymknę.

- Jak masz na imię? - oschły ton, oschły ton, paszom won, paszom won. Dobra, może nie tyle oschły, jak bardziej obojętny.

W pierwszej chwili pomyślałem, że to zapewne jakiś pedofil, albo po prostu uciekł z psychiatryka.
Jestem dla niego randomem z chodnika, a on mi się pyta jak mam na imię... NO TYPOWY FELL.

- Ja przepraszam bardzo, ale nie mogę odpowiedzieć na to pytanie, dopóki w naszym kraju łamana jest konstytucja. - zacytowałem powolnie Gonciarza. - Goth tak poza tym. - wzruszyłem obojętnie ramionami.

- Pfft... Palette. Ale dla ciebie Rurik. - puścił figlarnie perskie oczko na co tylko prychnąłem.



× × × × × × × × × × × × × × × × × × × × × ×

Eee... Next... Czy coś.
Lol.

Kocham was, chociaż mało was.
*3*

Red Scarf//Perspektywy F!Goth'aOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz