37. Marzenia i niedopowiedzenia

666 61 75
                                    

*nie, to nie błąd w liczeniu, że jest 37*

Od serii niefortunnych zdarzeń minął już ponad tydzień. Zielone siniaki wciąż szpeciły ciało Viktora, ale wyglądały, jakby lada dzień miały się wreszcie wchłonąć. Zresztą Yuuriemu nie robiło specjalnej różnicy, jak wygląda jego narzeczony, ważne, że go kocha. Czuł się trochę jak księżniczka, która znalazła wreszcie swego rycerza na białym koniu i wiedział, że nikt mu go już nigdy nie odbierze, nie ważne co.

Nie ważne ile ludzi będzie próbowało zniszczyć ich relacje, nie ważne co będą mówić, to Yuuri się nie złamie, gdyż doskonale zdaje sobie sprawę, że to właśnie ten nieidealny mężczyzna wyciągnął go z bagna, w którym siedział przez wiele lat. Zyskał sobie jego zaufanie, na tyle, że jako pierwszy poznał pieczołowicie skrywaną przez niego tajemnicę. To właśnie on wspierał go w trudnych chwilach, pozwolił stłuc wszystkie talerze, z troski o jego stan wycofał film i zresztą sam się zmienił, pozbywając się firmy, która była dla niego kopalnią złota. To jemu chciał zapewnić godne życie. Już nie liczyły się tylko pieniądze, one odeszły na drugi plan. Nic ich już nie obchodziła opinia świata. Są razem, zdolni, by dla drugiej połówki znieść wszystko. Ból, wstyd, upokorzenie. Poświęcają siebie, zapominają o własnych uczuciach tylko po to, by uszczęśliwić kochanka.

I takie życie im po prostu odpowiada.

Właśnie takie przemyślenia miał Japończyk koło dziesiątej rano, kiedy to wreszcie wstał. Zszedł po schodach, trzymając się poręczy. Jak zawsze stąpał na palcach po wypolerowanym drewnie i starał się nie robić hałasu. Był to nawyk, który wyniósł z domu, a bardzo się przydawał, w szczególności, kiedy wracał nocą po zdjęciach. Na szczęście to już wyłącznie przeszłość, którą oddziela od teraźniejszego życia grubą kreską. Taką naprawdę grubą kreską wodoodpornej, czarnej akrylówki, pociągniętej zapobiegawczo woskiem.

Naciągnął jedną z koszul Viktora, które służyły mu do spania, żeby przykryła choć w części jego bordowe bokserki. Zwykle łazienka była pierwszym miejscem, do którego szedł po przebudzeniu, jednak tym razem udał się do kuchni. Stwierdził, że Rosjanin zdążył ją rano posprzątać, bo w zlewie nie było żadnych naczyń, pod nogami okruszków, a blaty błyszczały, choć zwykle były matowe.

- Wolałem je matowe - powiedział sam do siebie, przejeżdżając po nich palcem. Przez chwilę pomyślał, że tak dla odmiany on je pobrudzi, a nie one jego. Zobaczył, że leży na nich wydarta z zeszytu kartka, zapisana niewyraźnym, niebieskim tuszem. - Niedojrze masz niepiszące długopisy, to mi jeszcze strony z pamiętnika wyrywasz.

Prychnął. Cieszył się, że zawsze pisał w nim po japońsku i rozszyfrowanie znaczków zajęłoby Viktorowi o wiele więcej czasu, niż miał cierpliwości, więc jego głupie przemyślenia były bezpieczne.

Zapisał, że musi załatwić coś na mieście i wróci niebawem.

To tajemnicze słowo, które w ich przypadku może oznaczać zarówno minutę, jak i całą wieczność.

Westchnął cicho i zrobił sobie słodką kawę z mlekiem i miodem, bo taką miał akurat zachciankę.

Zalał wodą brązowy proszek, a potem zaczął bawić się malutkim dzbankiem, który znalazł, szukając czegoś innego (jak zawsze), a później łyżeczką nalał płynnego miodu, zataczając drobne okręgi. Zaskoczony zobaczył, że wyszła mu z tego perfekcyjna spirala.

Oparł dłonie na blacie i stwierdził, że aż szkoda mu tego wypić. Pochował niepotrzebne rzeczy, a brudne włożył do zmywarki. Uśmiechnął się, widząc ją zawaloną. To, że Nikiforov nie posprząta do końca było więcej niż oczywiste. Usiadł na parapecie ze swoim artystycznym napojem i rozprostował nogi. Wznosząca się para pachniała kawą, którą trzymał na kolanach. Patrzył w okno, mając widok na wewnętrzną ulicę i kilka innych, podobnych z zewnątrz domów. Dziwiło go, dlaczego wszyscy bogacze, chociaż mają środki, decydują się na biel i szarość. Minimalizm, w gruncie rzeczy.

Even if I'm acting 》Victuuri ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz