Prolog

258 11 0
                                    

   Biegnie tak szybko na ile pozwalają jej poharatane i zmęczone nogi. Nie wie dokąd, nie rozumie dlaczego. Jedyne co jej towarzyszy to nieustępujące uczucie zmęczenia i strach. Boi się. Ale czego? Przed czym ucieka? Mija kolejne drzewa, ale las się nie kończy. Nie widzi wyjścia. Czy ono w ogóle istnieje? Czy ona istnieje? W jej głowie wciąż powstają nowe pytania, a pomimo to dalej biegnie. Czy ktoś ją ściga? Nie wie, boi się odwrócić. Nagle jej noga zaplątuje się o korzeń, który nagle wyrósł na jej drodze. Upada próbując jakoś zamortyzować upadek obolałymi rękami. W jednej z nich odczuwa nagły, niewyobrażalnie mocny ból. Leży próbując złapać oddech. Nasłuchuje odgłosów otoczenia. Szum drzew wydaje się koić jej przerażone serce. Nagle słyszy kroki. W panice czołga się, aż dociera do szczytu zbocza, dalsza droga prowadzi w dół, jednak jest zbyt stromo dla jej obolałego ciała. Kroki są coraz bliżej. Jej dusza krzyczy, że jeśli tu zostanie czeka ją śmierć. Nie myśląc zbyt wiele szybko zsuwa się po ziemi, mokrej od nieustającego deszczu. Delikatnie, starając się nie uszkodzić jeszcze bardziej swojego ciała, łapie się każdej napotkanej gałęzi, aby nie stracić panowania nad swoimi ruchami. Jednak w końcu nie wytrzymuje i zaczyna bezwładnie turlać się tracąc władzę nad własnym ciałem. Czuje ból przeszywający każdy jego kawałek. Aż nagle uderza głową w coś twardego i jedyne co widzi to ogarniająca ją ciemność...

***************

   Molly obudziła się gwałtownie. Usiadła na łóżku czując krople potu na całym ciele. Rozejrzała się dookoła, a widząc ciemność, która ją otaczała, zrozumiała, że jest środek nocy. Zamknęła oczy biorąc trzy spokojne wdechy i próbowała uspokoić wciąż zbyt szybko bijące, przerażone serce. "Już dawno mi się to nie śniło" pomyślała przecierając twarz ręką. Postanowiła wstać i otworzyć okno. Gdy to zrobiła jej uwagę przykuł księżyc w pełni oświetlający całe miasteczko. Zupełnie jakby zdawał się próbować ją pocieszyć, uleczyć jej kołatające serce i odpowiedzieć na coraz to nowe, pojawiające się w głowie pytania. Poczuła delikatny, chłodny, nocny wiatr na swojej skórze. Miasto było bardzo spokojne, wszyscy mieszkańcy byli pogrążeni w słodkim śnie. Ona wiedziała, że tej nocy już nie zaśnie. Wyciągnęła ze starej jak świat komody bordową bluzkę na krótki rękaw i długie czarne dżinsy, a potem poszła wziąć szybki prysznic. Zimna woda pozwoliła jej trochę ochłonąć. Ubrała się i stanęła przed popękanym lustrem. Na jej drobnej, chudej twarzy było widać zmęczenie. Jasnoszare oczy wydawały się ciemniejsze niż zwykle. Jedyne co pozostało niezmienione to jej opalona na lekki brąz skóra sugerująca, że dziewczyna często przebywa na słońcu oraz ciemnoczerwone, długie włosy, które postanowiła zostawić rozpuszczone. Wychodząc z miejsca, które nazywała domem, chwyciła jeszcze swoją ulubioną, ciemnoszarą kamizelkę.

   Przechadzała się po bardzo dobrze znanych jej ulicach. Mijała domy ludzi, których bardzo dobrze znała. W niektórych oknach paliły się światła. Oznaka, że niektórzy pracowali do późna, albo zasnęli przy zapalonej lampce. Miasto za dnia tętniło życiem, dlatego ta cisza była miłą odmianą. Molly zbliżyła się do głównego wyjścia, przy którym mieścił się targ. Minęła jeszcze zamknięte stragany aż dotarła do drabiny opartej o jeden z budynków. Bez zawahania weszła na nią i wspięła się na dach. Nie było to zbyt wysoko, jednak to w zupełności jej wystarczyło. Spoglądała na świat, który mieścił się za bramą miasta. Niebo powoli jaśniało ukazując swoje kolorowe barwy. Jeden z piękniejszych widoków jakie oferowało jej to miejsce. Zawsze dawał jej poczucie pewnego spokoju. Dzięki niemu mogła chociaż na chwilę zapomnieć o prześladujących ją snach. W ciszy podziwiała horyzont, gdy nagle dostrzegła coś w oddali. Postać poruszającą się na tle wschodzącego słońca. Zastanawiała się, kto może przybywać do miasta o tak wczesnej porze. Przyglądała się jak tajemnicza osoba stawiała krok za krokiem. Szerokie ramiona podpowiedziały jej, że był to mężczyzna. Jednak nie zdążyła ujrzeć nic więcej, gdyż nagle upadł ciężko na ziemię. "O cholera" pomyślała Molly i nie myśląc zbyt długo, zeszła z dachu ruszając biegiem w stronę leżącego. Droga była prosta dlatego dziewczyna szybko dopadła mężczyznę. Ostrożnie się do niego zbliżyła.

 - Proszę Pana? - zapytała niepewnie. - Wszystko w porządku?

   Odpowiedziała jej głucha cisza. Kucnęła przy nim ostrożnie, gotowa w każdej chwili uciec, jeśli okaże się, że to podstęp. Człowiek jednak dalej nie reagował. Potrząsnęła nim lekko. Usłyszała ciche westchnięcie. Przewróciła nieznajomego na plecy i przyjrzała mu się. Bardzo mocno zarysowane rysy prostokątnej twarzy, owalne okulary i długie, blond włosy związane w kitkę, a do tego broda w tym samym kolorze. Wyglądał na około 30, może 40 lat. Molly z tego miejsca mogła dostrzec poruszającą się klatkę piersiową. Na jej szczęście oddychał. Najwidoczniej upadł ze zmęczenia.

 - Proszę się obudzić, jest Pan już blisko celu, pomogę panu. - Dziewczyna podniosła go do pozycji siedzącej. Wtedy mężczyzna zaczął lepiej kontaktować.

 - Co... co się stało? 

 - Nagle upadł Pan na drogę. Proszę się mnie trzymać.

   Przełożyła sobie jego ramię tak, aby mógł się na niej wesprzeć i pomogła wstać. Nie był lekki, ale nie takie ciężary już nosiła. Idąc powoli dotarli do głównej bramy. Ludzie stopniowo zaczynali wychodzić ze swoich domów z zamiarem przygotowania wszystkiego na nowy dzień. Paru z nich zwróciło uwagę na wchodzących do miasta ludzi. Jednak zanim zdążyli odłożyć swoje sprawy, żeby podejść i pomóc, ktoś ich wyprzedził.

 - Molly! - Dziewczyna spojrzała w stronę znajomego głosu. Dostrzegła białowłosego chłopaka i uśmiechnęła się. - Wszędzie Cię szukałem. Gdzie się znowu włóczyłaś? - Len podszedł do niej i zauważył, że nie jest sama. - I kto to jest?

 - Nie gadaj tylko mi pomóż.

   Chłopak bez marudzenia chwycił mężczyznę z drugiej strony i razem poszli do jego sklepu. Tam położyli blondyna na łóżku. Molly szybko pobiegła po kubek wody i napoiła nieznajomego.

 - Dlaczego wszyscy ludzie, którym pomagasz trafiają tutaj? - Len przyłożył dłoń do czoła leżącego, żeby sprawdzić czy nie ma gorączki.

 - Cieszę się, ze postanowiliśmy jednak przenieść tutaj to twoje stare łóżko. - Dziewczyna rzuciła wymijającą odpowiedź.

 - Nie unikaj moich pytań!

 - Też Cię kocham, braciszku. - Posłała mu wesoły uśmiech.

   Chłopak westchnął. Jego białe włosy sięgające prawie do ramion opadły mu na ciemną twarz, a czerwone oczy wpatrywały się w nią z niedowierzaniem.

 - No dobrze. Dajmy mu chwilę na odpoczynek. - Zerknął na łóżko, a potem zwrócił się do niej. - No już, przez Ciebie mamy opóźnienie. Do pracy.

 - Ta jest, szefie!

   Wyszli z pomieszczenia zostawiając śpiącego mężczyznę i zajęli się przygotowaniem sklepu do otwarcia. Len przywiózł świeże warzywa i razem rozkładali je na wystawie. Molly co jakiś czas sprawdzała czy ich gość się nie obudził. Wtedy jeszcze nie wiedziała, że tym razem jej chęć noszenia pomocy będzie w stanie zmienić całkowicie jej życie... 

NieśmiertelniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz