Łzy wciąż płynęły po jej twarzy. Nie potrafiła ich zatrzymać. Właśnie miała szansę, aby zobaczyć co znajduje się za tajemniczą polaną, która tak często wzywała ją do siebie. Była w rozsypce, nie wiedziała co zrobić. Z jednej strony tak bardzo chciała się zgodzić na propozycję Hohenheima. Jednak z drugiej nie chciała opuszczać ludzi, których kochała i którzy kochali ją.
- Powinnaś się zgodzić.
Usłyszała tak dobrze znany jej głos. Spojrzała w jego stronę i zobaczyła swojego brata opierającego się o ścianę budynku. Patrzył na nią z troską.
- Podsłuchiwałeś? - spytała. Nie była w stanie opanować swojego drżącego głosu.
- Martwiłem się. - Podszedł do niej i ją przytulił. Objęła go mocno. - Zresztą, nie pierwszy raz. - Chwilę tak stali w ciszy, po czym Len znów się odezwał. - Jesteś taka głupia. Za bardzo skupiasz się na innych. Pomyśl w końcu o sobie. - Odsunął ją od siebie i spojrzał jej w oczy. - To twoje marzenie, prawda? Widzę to w twoich oczach. Ten błysk, gdy słuchasz każdej kolejnej opowieści.
- Marzenie? - Molly patrzyła zdziwiona na brata. Jej marzeniem było spełnianie marzeń innych. Czy pragnęła czegoś jeszcze? - Cholera, chyba masz rację. Ale...
- Już nic nie mów. Nie chcę ci nic narzucać. Sama musisz znaleźć odpowiedź. I nie przejmuj się mną. Poradzę sobie ze sklepem. A jeśli nie, to poproszę o pomoc Mojiego. Skup się w tej chwili tylko na swoich własnych odczuciach. Dobrze? - Dziewczyna pokiwała głową. - Odprowadzić cię do domu?
- Nie, chyba potrzebuję się trochę przejść.
- Jasne, widzimy się rano.
Chłopak jeszcze raz ją przytulił, a potem odszedł w swoją stronę. Zrobił co mógł. Teraz musi zostawić ją samą ze swoimi myślami. Dobrze wiedział co teraz zrobi. Molly stała jeszcze chwilę w miejscu, a potem ruszyła wolnym krokiem przed siebie. Jej myśli skupiały się głównie na wypowiedziach dwóch mężczyzn. Obawiała się wyruszyć w nieznane, a jednocześnie kusiło ją to. Bała się tego co może tam zobaczyć, ale tak bardzo ją to ciekawiło. Gdy w końcu wróciła do świata rzeczywistego, zobaczyła, że nogi podświadomie poprowadziły ją w miejsce, w którym zawsze zostawiała wszystkie swoje problemy. Weszła na teren małego cmentarza i szybko odszukała odpowiedni grób. Przez długi czas tylko stała i przypatrywała się literom układającym się w imię i nazwisko oraz datę. "Minęły już 3 lata..." pomyślała. Usiadła na trawie.
- Mamo, nawet nie wiesz jak bardzo przydałaby mi się twoja rada - rzekła cicho.
Opowiedziała szeptem o wszystkim co ją męczyło. To zawsze sprawiało, że mogła lepiej poukładać swoje myśli. Z każdym kolejnym słowem, które z siebie wydobywała czuła się coraz lepiej. Wiedziała, że jej matka słucha ze skupieniem tego co ma do powiedzenia. Skończyła mówić i zamknęła oczy na dłuższą chwilę nasłuchując odpowiedzi. A gdy je otworzyła już wiedziała. Jej serce już nie kołatało jak szalone, pełne strachu. Była spokojna i pewna czego chce. A chciała w końcu rozwinąć skrzydła.
- Dziękuję. - Zwróciła się w stronę grobu. - I żegnaj. Obiecuję, że jeszcze do ciebie wrócę. Kocham cię, mamo.
Zaczęła biec. Czuła rozpierającą ją energię. Gdy tylko dotarła do swojego domu odnalazła na dnie szafy stary, czarny plecak. Zaczęła pakować do niego najważniejsze rzeczy. Zdała sobie sprawę, że powinna się także wyspać, więc położyła się jak tylko skończyła. Przez długi czas jednak nie potrafiła zasnąć wciąż zastanawiając się czy dobrze robi.
Obudziła się dosyć szybko. O dziwo nie czuła zmęczenia, po tak małej ilości przespanych godzin. Wstała i wzięła szybki prysznic. Pokręciła się jeszcze chwilę po domu sprawdzając czy wzięła wszystko. Zarzuciła na siebie swoją ulubioną kamizelkę, założyła plecak i wyszła. Będąc już blisko sklepu czuła jak serce zaczyna bić jej coraz szybciej. Była jednocześnie podekscytowania i przerażona. Wzięła głęboki oddech łapiąc za klamkę i otworzyła drzwi. Za nimi zastała Lena i Hohenheima jak zwykle zajętych wykładaniem warzyw. Oboje podnieśli głowy gdy weszła. Jej brat posłał jej pokrzepiający uśmiech. Odpowiedziała tym samym po czym odłożyła plecak pod ścianę i wzięła się do roboty. Gdy skończyli podeszła do Vana.
- Kiedy chce Pan wyruszyć? - spytała.
- Cóż... muszę kupić jeszcze kilka rzeczy. Sądzę, że za jakąś godzinę będę gotowy do drogi.
- Rozumiem. A więc mam jeszcze czas, żeby się pożegnać z Mojim. - Uśmiechnęła się do mężczyzny. Dostrzegła, że jego kąciki ust również się uniosły.
- Dam ci tyle czasu ile potrzebujesz.
- Dziękuję, godzina wystarczy.
Odwróciła się na pięcie i wyskoczyła ze sklepu po drodze informując Lena gdzie idzie. Szła żwawym krokiem do domu Millerów. Jak zwykle została przywitana bardzo ciepło przez całą rodzinę. Informacja o jej wyjeździe spowodowała różne reakcje. Na twarzach rodziców Mojiego pojawiły się lekkie uśmiechy.
- Wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie - rzekła pani Miller. Molly spojrzała na nią ze zdziwieniem na co kobieta się zaśmiała. - Jesteś młoda i ciekawa świata. To oczywiste, że to miasto jest dla ciebie za małe. Tylko pamiętaj, aby się odpowiednio ubierać i odżywiać. Wzięłaś wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy?
Kobieta nie przestawała chodzić wokół dziewczyny i obsypywać ją radami. Czerwonowłosą bardzo to bawiło, ale starała się zapamiętać jak najwięcej. Wiedziała, że słowa staruszki będą dla niej cenne. Od kiedy jej matka zmarła, pani Miller godnie ją jej zastępowała.
- I naprawdę nie macie nic przeciwko? - Nagle odezwał się Moji, który wcześniej tylko stał z boku nic nie mówiąc. - To ten facet cię do tego przekonał, prawda? Zdajesz sobie sprawę ile on ma lat? W dodatku znasz go zaledwie tydzień. Co jeśli ma wobec ciebie jakieś plany?
- Moji. - Stanęła przodem do niego. W jej oczach i głosie było czuć pełną powagę. - Jestem już dorosła. Mogę sama decydować z kim i dokąd idę, prawda?
- Jesteś dorosła, ale dalej podejmujesz głupie decyzje! Dlaczego tak mu ufasz?! - Głos chłopaka z każdym słowem stawał się coraz głośniejszy.
- Nie wiem - odpowiedziała szczerze. - Po prostu czuję, że jest dobrym człowiekiem.
- Czujesz?! I to jedyny powód, dla którego chcesz wyruszyć z nim w drogę z dala od ludzi, którzy mogą cię chronić?! Dobrze, idź sobie! Tylko potem nie przychodź do nas z płaczem! - Odwrócił się i wybiegł z domu zatrzaskując za sobą głośno drzwi.
Molly patrzyła za nim z niedowierzaniem. Nie rozumiała dlaczego tak się zezłościł. Pożegnała się z Millerami i wróciła do sklepu. Skorzystała z okazji, że Hohenheima jeszcze nie było i po raz ostatni postanowiła pomóc swojemu bratu. Zaczęła obsługiwać klientów wciąż zastanawiając się nad reakcją jej przyjaciela. Miała nadzieję, że spotka go jeszcze zanim wyruszy. Chciała się z nim pożegnać bez sprzeczek.
CZYTASZ
Nieśmiertelni
FanfictionMolly nie pamięta swojego dzieciństwa. Wie tylko, że mając 6 lat została przygarnięta przez kobietę, którą nazywała swoją matką. Od tamtego czasu żyje szczęśliwie w swoim małym mieście niosąc pomoc każdemu komu tylko może, ponieważ wierzy, że w ten...