Rozdział V

72 8 0
                                    

   Kolejne dni mijały spokojnie. Hohenheim z rana pomagał rodzeństwu przygotować sklep, a potem znikał wracając dopiero wieczorem. Wtedy, przy szklance herbaty, opowiadał o swoich wędrownych przygodach, które coraz bardziej fascynowały Molly. Mężczyzna w taki sposób spędził u nich prawie tydzień.

 - Jestem wam naprawdę wdzięczny za gościnę. Sądzę, że jutro będę gotowy wyruszyć w dalszą drogę - odparł spokojnie po zakończeniu kolejnej historii.

 - Już? - Molly spojrzała na niego błagalnym wzrokiem. - Niech Pan jeszcze zostanie. Len mi nie opowie takich ciekawych historii, nawet jeśli będzie zmyślał.

 - Ej. - Ishvalczyk spojrzał na nią gniewnym wzrokiem na co ona odpowiedziała uśmiechem. 

 - Jest jeszcze ten młodzieniec... - Hohenheim zamyślił się na chwilę. - Moji, tak? On chyba ma trochę do opowiadania.

   Molly pomyślała o chłopaku. Ostatnio często go widywała. Przychodził codziennie do sklepu, chociaż na chwilę. Dziewczyna chętnie słuchała jego opowieści, jednak nie pochłaniały jej tak, jak te o których mówił blondyn. W końcu, Moji nie był w tylu miejscach i nie przeżył tyle co Hohenheim. Dziewczyna w zamyśleniu wzięła ze stołu puste szklanki i zaczęła iść z nimi do kuchni. Jednak zapomniała o kartonach, które sama postawiła w przejściu i potknęła się o jeden z nich. Ledwo udało jej się utrzymać równowagę i nie przewrócić. Niestety z ręki wypadła jej jedna ze szklanek i uderzając o podłogę, roztrzaskała się na kilka kawałków.

 - Cholera. - Zaklęła pod nosem.

 - A mówiłem żebyś nie kładła tam tych kartonów. - Usłyszała głos Lena. - Żyjesz?

 - Ja tak, gorzej ze szklanką. - Odłożyła pozostałe naczynia do kuchni i kucnęła przed kawałkami szkła zaczynając je zbierać.

 - Proszę mi to dać. - Podniosła głowę i zobaczyła przed sobą brodacza, który wyciągał w jej stronę dłoń. Podała mu zebrane kawałki.

   Hohenheim zebrał resztę szkła i ułożył w jednej kupce. Potem wyjął z kieszeni kredę i narysował wokół okrąg. W jego środku dorysował jeszcze parę linii. Molly przyglądała się jego ruchom jak zaczarowana. Nie miała pojęcia co mężczyzna zamierza zrobić. Gdy skończył rysować, schował kredę i klasnął w ręce po czym położył je na obwodzie okręgu. Kreda zaczęła świecić tak jasno, że dziewczyna przymknęła na chwilę oczy, a gdy je otworzyła, zobaczyła, że tam gdzie przed chwilą leżało szkło teraz stoi ta sama szklanka, która jej spadła. Z niedowierzaniem patrzyła jak Hohenheim podnosi ją i podaje jej. "Magia" pomyślała biorąc od niego rzecz.

 - Nie wspominał Pan, że jest alchemikiem. - Podskoczyła lekko, gdy usłyszała za sobą głos brata. Spojrzała na niego, a potem z powrotem na brodacza.

 - Alchemikiem? - Słyszała już gdzieś to słowo, nie miała jednak pojęcia co ono oznacza.

 - Przepraszam, nie za bardzo lubię się z tym obnosić - odparł mężczyzna. - Czy to była ważna informacja?

 - Właściwie to nie. - Len spojrzał na siostrę. - Nie wytrzeszczaj już tak tych oczu. Alchemia to nauka, nie ma tu żadnych czarów.

   Molly otrząsnęła się z szoku i zaczęła zadawać miliony pytań. Hohenheim wytłumaczył jej w skrócie na czym polega alchemia oraz jakie rządzą nią zasady. Zafascynowało ją to mocniej niż wcześniejsze opowieści. Przez to zrobiło jej się jeszcze bardziej smutno z powodu wyjazdu mężczyzny. Zmarnowana zbierała się do wyjścia razem z bratem, gdy nagle blondyn złapał ją za ramię.

 - Przepraszam, ale czy mogłabyś jeszcze chwilę zostać? Chciałbym z tobą porozmawiać. - Nie potrafiła wyczytać z jego spokojnej twarzy intencji, które nim kierowały. Spojrzała w stronę brata, a ten jedynie wzruszył ramionami.

 - Nie ma sprawy. - Uśmiechnęła się lekko po czym zwróciła do Ishvalczyka. - W takim razie do jutra, Len.

   Chłopak tylko pomachał ręką i wyszedł. Molly i Hohenheim z powrotem usiedli na kanapie i siedzieli chwilę w ciszy. Dziewczyna rozglądała się na boki zastanawiając się co mężczyzna chce jej powiedzieć. Nie chciała jednak wyrywać go z zamyślenia, dlatego cierpliwie czekała, aż się odezwie.

 - Cóż... Naprawdę nie jestem za dobry w mówieniu. - Brodacz podrapał się po karku. - No więc tak... Mam dla ciebie pewną propozycję. Zdaję sobie sprawę, że nie znamy się za dobrze i możesz mi aż tak nie ufać. Jednak widzę także jak bardzo fascynują cię moje opowieści i muszę przyznać, że pierwszy raz widzę tak interesującą dziewczynę...

   Molly patrzyła na niego z niedowierzaniem. "To brzmi trochę dziwnie, co on ma zamiar mi powiedzieć? Interesującą dziewczynę? To zmierza w złą stronę." myślała gorączkowo. Zaczęła rozglądać się dookoła w poszukiwaniu pomocy. Serce zaczęło jej bić jak szalone, jednak nie okazując po sobie niczego siedziała bez ruchu dalej słuchając Hohenheima. 

 - A więc chciałem zapytać... - Mężczyzna spojrzał jej w oczy. Wstrzymała oddech bojąc się tego co za chwilę usłyszy. - Czy nie chciałabyś wyruszyć razem ze mną? 

 - Co? - Tylko tyle zdołała z siebie wydobyć. Zaskoczyło ją to pytanie. Patrzyła pytająco na blondyna nie wiedząc co powinna zrobić.

 - To znaczy, ech... - Hohenheim przetarł dłonią oczy, zastanawiając się jak powinien wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. - Chodzi mi o to... Sama mówiłaś, że chciałabyś podróżować, prawda? Dlatego pomyślałem, że może mógłbym ci jakoś z tym pomóc. Proszę, nie wyobrażaj sobie w tym żadnych dziwnych propozycji. Mam dobre intencję, nawet jeśli na to nie wyglądam - Zaśmiał się niezręcznie.

 - Spokojnie, rozumiem. - Molly uśmiechnęła się do niego delikatnie.

   Odetchnęła z ulgą i uspokoiła kołatające serce. Patrzyła w dół analizując to co przed chwilą usłyszała. Minęła dłuższa chwila, zanim znowu się odezwała.

 - Bardzo mi miło, ale jak już mówiłam nie mogę opuścić tego miasta. Jestem do niego za bardzo przywiązana. Poza tym, sprawiałabym Panu tylko same problemy.

 - Wręcz przeciwnie - wtrącił mężczyzna. - Sądzę, że przydałaby mi się kobieca pomoc. Och, przepraszam, chyba znowu zabrzmiałem nietaktownie. 

 - Nie szkodzi. Rozumiem co chce mi Pan przekazać, jednak nie chce zostawiać Lena i innych. Mówił Pan wcześniej o równorzędnej wymianie, prawda? Kiedyś pewna kobieta z tego miasta uratowała mi życie. A teraz ja pragnę pomagać jego mieszkańcom. 

 - Myślę, że już dawno spłaciłaś swój dług. Poza tym wcale nie musisz rezygnować z pomocy ludziom. Powinnaś iść i roznosić swoją serdeczność po całym państwie, a nawet jeszcze dalej. - Położył jej rękę na ramieniu i uśmiechnął się delikatnie. - I jestem pewien, że wszyscy bliscy ci ludzie, chcą dla ciebie tego samego. Proszę, przemyśl moją propozycję. 

   Dziewczyna patrzyła w jego oczy. Były pełne szczerości i dobroci. Taki sam wzrok miała jej matka. Mimowolnie po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.

 - P-przepraszam. - Hohenheim puścił jej ramię i zaczął machać rękami nie wiedząc co powinien zrobić.

 - To nie Pana wina. - Molly wstała z kanapy i ruszyła w stronę wyjścia. - Dobrze, przemyślę jeszcze tę propozycję. Dobranoc. - Pośpiesznie wyszła i zamknęła za sobą drzwi, po czym się o nie oparła głośno wypuszczając powietrze z płuc.

NieśmiertelniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz