Rozdział IV

78 9 0
                                    

   Molly słuchała mężczyzny jak zaczarowana czasami dopytując o jakieś szczegóły. Wszystkie szklanki już od jakiegoś czasu stały puste. Nie wiedziała jak długo siedzieli, dopóki Len nie wstał ze swojego miejsca.

 - Późno się robi, nie możemy Pana tak męczyć - rzekł przeciągając się leniwie. - Poza tym chyba musisz odespać dzisiejszą noc, prawda? - zwrócił się do niej.

 - He? Skąd wiesz? - Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem.

 - Nie wstałabyś tak szybko sama z siebie. Znowu to samo? 

 - Tak... - Opuściła wzrok. Wiedziała, że chłopak miał na myśli jej koszmar.

   Niedługo potem rodzeństwo opuściło sklep zostawiając Hohenheima samego. Ishvalczyk odprowadził swoją siostrę do jej domu. Wzięła szybki prysznic. Nie ściągnęła czerwonego kryształu ze swojej szyi. Postanowiła trzymać go zawsze blisko i strzec jak oka w głowie. Ubrała krótkie, szare, luźne spodenki i poplamioną bluzkę po czym położyła się do łóżka. Zmęczenie i brak snu dały o sobie znać i dziewczyna bardzo szybko zasnęła. Tej nocy nie nawiedził jej męczący ją koszmar. 

   Obudziły ją promienie słoneczne wpadające do jej pokoju. Szybko zerwała się z łóżka chwytając losowe ubrania i popędziła do łazienki. Przemyła twarz wodą i ubrała się po czym wybiegła z domu. Mijała uliczki miasta nie dając sobie czasu na chwilę odpoczynku. W końcu zdyszana wpadła do sklepu.

- Och, jesteś w końcu. - Len oderwał na chwilę wzrok od kapusty, którą układał na straganie. - Wygląda na to, że dziś dobrze spałaś.

   Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Zauważyła blondyna, który pomagał jej bratu rozkładać towar. 

- Dzień dobry - odezwała się po chwili ciszy. - Przepraszam, że tak późno przychodzę.

- Tym razem ci wybaczę. Pan Hohenheim zaoferował swoją pomoc.

- Głupi ma zawsze szczęście - mruknęła pod nosem uśmiechając się. - Dziękuję, że mnie Pan zastąpił. - Zwróciła się do brodacza. 

- Przyjemność po mojej stronie. - Mężczyzna rzucił jej przyjazny uśmiech. 

   Molly zjadła śniadanie i również wzięła się do roboty. We trójkę szybko uwinęli się ze straganem i zaczęli przyjmować klientów. Chwilę później Hohenheim znów wyszedł w tylko sobie znanym kierunku. Dziewczyna ostrzegła go, że po południu sklep będzie zamknięty, gdyż razem z Lenem dostali zaproszenie na obiad. Zostawi jednak klucz w jednej z doniczek na zewnątrz, żeby mężczyzna mógł w razie czego wejść. 

   Wyszła ze sklepu przed czasem i udała się do swojego mieszkania. Przeszukała swoją komodę w poszukiwaniu bardziej eleganckich ubrań niż koszulka i spodnie. Zdecydowała się ubrać szeroką spódnicę w czerwoną kratę i krótką, czarną bluzkę z szerokim dekoltem. Opuściła jeden z rękawów tak, aby odsłaniał jej ramię. Włosy związała w luźnego koka zostawiając jedynie grzywkę zaczesana w bok w taki sposób, ze zasłaniała pół czoła. Przejrzała się ostatni raz w lustrze i wróciła do sklepu.

   Jej brat czekał na nią przed wejściem również gotowy do wyjścia. Miał na sobie niebieskie dżinsy i białą koszulę na krótki rękaw. Razem dotarli w odpowiednie miejsce i zapukali do drzwi. Otworzyła im pani Miller i zaprowadziła ich do salonu. Stół był już przyszykowany. Zanim jednak zdążyli do niego usiąść usłyszeli przyjemny, męski głos.

 - Molly? Len? - Odwrócili się i ujrzeli wysokiego mężczyznę. 

   Miał owalną twarz i delikatne rysy twarzy. Krótkie, brązowe włosy i niebieskie oczy dodawały mu uroku. Jego całą sylwetkę można było uznać za wysportowaną. 

 - Zmieniliście się, ale i tak wszędzie bym was poznał. - Szatyn objął ich oboje ramionami. 

 - Będę chyba musiała przefarbować te włosy. Już nigdzie nie można pójść, żeby mnie nie rozpoznali. - Dziewczyna przytuliła się do chłopaka. - Dobrze Cię widzieć, Moji.

 - Ani mi się waż. - Chłopak oderwał się od nich i zwrócił na nią swój wzrok. - One czynią Cię wyjątkową. 

   Molly poczuła jak na jej policzki wypływa rumieniec pod wpływem spojrzenia chłopaka. 

 - Z tego co widzę to też wydoroślałeś. Nie myślałem, że to będzie możliwe. - Len uśmiechnął się łobuzersko. Od zawsze uwielbiał przekomarzać się ze swoim przyjacielem. 

 - Widzę, że humor ci się jednak nie zmienił. - Szatyn posłał mu wesoły uśmiech. - Chodźcie, musicie mi opowiedzieć co ciekawego się działo jak mnie nie było. - Wskazał ręką na stół.

   Moji usiadł przy krótszym boku, a rodzeństwo usadowiło się po jego obu stronach. Zaczęli na zmianę rozmawiać o tym jak idzie prowadzenie sklepu oraz ilu to ludziom Molly zdążyła pomóc do tej pory. Szatyn natomiast mówił im o miejscach, które widział i przygodach, które go spotkały. Wiedział, że dziewczyna uwielbia słuchać takich historii, więc starał się bardzo dokładnie wszystko opisywać. Był niezmiernie uradowany gdy zauważył, że pod tym względem wcale się nie zmieniła. W międzyczasie pani Miller podała obiad i cała rodzina siedziała już przy stole wesoło rozmawiając.

 - Czyli nie mieszkacie już razem? - Chłopak zrobił zdziwione oczy.

 - Postanowiłam się w końcu usamodzielnić. - Molly uśmiechnęła się. - Poza tym, ciężko z nim wytrzymać w jednym domu - dodała szeptem, wskazując ręką na Lena.

 - Słucham? Codziennie wyjadasz mi jedzenie ze sklepu. Gdyby nie ja to chodziłabyś całe dnie głodna. - Len skrzyżował ręce na piersi.

 - Ej! Sam mówiłeś, że mogę się stołować u ciebie!

 - Hahaha. - Rodzeństwo zwróciło wzrok w stronę śmiejącego się Mojiego. - A jednak wcale się nie zmieniliście.

   Ishvalczyk jedynie prychnął. Molly za to lekko się zaśmiała. Spojrzała na szatyna. "Muszę mu przyznać, że wyprzystojniał" pomyślała. Pamiętała go, jako drobnego, chudego chłopaka o okrągłej twarzy. A teraz obok niej siedział prawdziwy mężczyzna.

   Dziewczyna pomogła przy sprzątaniu stołu, gdy wszyscy już zjedli. Później przyszła pora na deser, jej ulubioną część. Razem z panią Miller przyniosły po trzy rodzaje ciasta i obie wróciły na swoje miejsca.

 - Jest pani naprawdę niesamowita. - Molly aż świeciły oczy na widok dobroci, które kobieta przygotowała. 

 - Mamy co świętować, dlatego pomyślałam, że ciasta nigdy nie za wiele. Poza tym wiem jak bardzo lubisz słodkości. - Staruszka puściła jej oczko.

   Dziewczyna nałożyła sobie kawałek. Już po pierwszym kęsie wiedziała, że na tym się nie skończy. Uwielbiała ciasta pani Miller. Na chwilę wyrwała się z ekscytacji i spojrzała na Mojiego. Zajadał się swoim ulubionym przysmakiem. Był równie szczęśliwy co ona.

 - Tęskniłem za tym smakiem. Mamo, jesteś najlepsza. - Rozpływał się nad swoim talerzem.

 - Podziękuj Molly. Gdyby nie ona, nie miałabym wiśni. - Kobieta uśmiechnęła się.

 - W takim razie jestem panience bardzo wdzięczny. - Chłopak pochylił się lekko w stronę Molly. 

 - Nie ma sprawy, cieszę się, że mogłam wtrącić swoje trzy grosze do świętowania twojego powrotu. - Dziewczyna zarumieniła się lekko.

   Rodzeństwo jeszcze jakiś czas rozmawiało z rodziną Miller. Gdy już nikt nie mógł zmieścić więcej ciasta (chociaż Molly zjadła go najwięcej) pożegnali się, podziękowali i wrócili do sklepu. Parę ludzi stało przed nim, oczekując ponownego otwarcia. "Ciekawe jak długo tak stoją" pomyślała dziewczyna czując się trochę źle z faktem, że kazała im tyle czekać. Razem z Lenem szybko uporali się z otworzeniem sklepu i zabrali się do roboty.

NieśmiertelniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz