Rozdział XV

44 3 2
                                    

Znaki, które Molly razem z Hohenheimem zostawiła na budynkach wciąż się trzymały, więc dziewczyna nie miała zbyt wielkiego problemu z dotarciem do staruszki, która tak dobrze ich wcześniej ugościła. Zapukała delikatnie do drzwi. Nie musiała czekać zbyt długo, aż kobieta otworzy i stanie w progu patrząc na przybysza ze zdziwieniem w oczach.

- Witaj kochana, czy coś się stało? Myślałam, że wyruszyliście dalej w drogę. - Wpuściła czerwonowłosą do środka.

Usiadły naprzeciwko siebie przy małym stoliku w kuchni. Molly opowiedziała kobiecie w skrócie co się stało, oczywiście pomijając fakt istnienia homunkulusów i kamieni filozoficznych.

- A więc wróciłaś, bo poznałaś chłopaka? Ach, młodzieńcza miłość zawsze potrafi mnie zaskoczyć. - Staruszka spojrzała na nią rozbawiona.

- Ż-że co? Nie! Wróciłam, żeby nauczyć się bronić! W końcu powinnam przestać polegać cały czas Hohenheimie, prawda? Wyruszyć w drogę sama, przeżyć własne przygody - powiedziała szybko próbując ukryć zaczerwienioną twarz za włosami.

- Oczywiście moja droga, oczywiście. - Spojrzała na nią wzrokiem, który sugerował, że i tak ona wie lepiej.

- W każdym razie, póki nie uda mi się znaleźć gdzieś swojego kąta, miałabym do Pani małą prośbę...

- Jesteś tu zawsze mile widziana, możesz zostać tak długo jak ci się wymarzy.

- Dziękuję pani bardzo. - Molly uśmiechnęła się ciepło.

Później kobiety zjadły porządny obiad, a następnie Molly zajęła się pracami domowymi, na które staruszka już nie miała sił. Cały czas myślała o swojej decyzji. Zastanawiała się czy dobrze zrobiła. Przy okazji była też podekscytowana i nie mogła się doczekać, aż wróci do Devils Nest. W końcu nadszedł upragniony wieczór i dziewczyna mogła wyruszyć na poszukiwania. Poinformowała panią domu o swoich planach przy okazji szukając u niej informacji, jednak ta nic nie wiedziała o pubie.

Na sam początek dotarła do rynku, na którym spotkała Martel. Większość sklepów i wystaw była już pozamykana, a ludzi wokół robiło się coraz mniej. Nie czekając za długo zaczęła zaczepiać różne osoby dopytując się gdzie znaleźć miejsce, którego szuka. Po paru skomplikowanych opisach i dziwnych spojrzeniach w końcu ruszyła ciasnymi uliczkami mając nadzieję, że zapamiętała przynajmniej większość drogi. Parę razy weszła do ślepego zaułka, kilka razy wydawało jej się, że widzi ten sam śmietnik parę razy, ale w końcu zauważyła znajome schody i napis nad nimi. "Cholera jasna, bardziej nie dało się tego ukryć? Już myślałam, że nigdy tu nie dotrę!" Zeszła po schodach czując jak serce bije jej coraz szybciej. Gdy stanęła przed drzwiami miała wielką ochotę odwrócić się, odejść i zapomnieć o całej sytuacji "I co teraz? Wejdę tam i co powiem? Cześć Martel, jest szef? Mam do niego sprawę! Nie,  to głupie. Słuchaj, wiem że miałam nie wracać, ale oto jestem. Nie chcesz może nauczyć mnie walczyć? Rany Molly co Cię w ogóle skłoniło do tego żeby tu wracać?" rozmyślała gorączkowo trzymając rękę na klamce.
- Wchodzisz czy będziesz tak stać jak kołek? - usłyszała męski głos. No tak, przecież do pubu przychodzą goście.
- Prz-Przepraszam, ja...
- Nie gadaj tyle tylko właź I nie blokuje przejścia.
Molly pospiesznie otworzyła drzwi i przeszła przez próg. Stanęła ogarniając wzrokiem pomieszczenie. Wyglądało tak samo jak wtedy gdy była tu pierwszy raz. Mężczyzna, który wcześniej na nią krzyczał przeszedł obok niej trącając ją tak, że musiała złapać z powrotem równowagę. Nie wiedziała gdzie ma iść i co zrobić. W końcu postanowiła usiąść przy barze z nadzieją że spotka tam kogoś znajomego kto by ją poprowadził.
Usiadła na stołku i nie musiała długo czekać aż podszedł do niej barman pytając co podać. Postanowiła kupić sobie drinka, może dzięki temu trochę się wyluzuje. Poczekała parę minut w zamyśleniu, a gdy mężczyzna wrócił i podał jej szklankę podziękowała cicho i podała mu pieniądze.
- Jest pani dziwnie cicha. W tym miejscu rzadko spotyka się takie osoby - zagaił rozmowę. - czy coś się stało?
- Jakby to powiedzieć... zna Pan może Martel? Poznałam ją niedawno. I chciałabym z nią porozmawiać.
- Mogę po nią pójść jeśli pani na tym zależy.
- Byłabym wdzięczna. - Dziewczyna uśmiechnęła się do niego delikatnie.

Barman rozejrzał się prawdopodobnie sprawdzając czy nikt nie chce nic zamówić, a potem wyszedł drzwiami na zaplecze. Wrócił dosłownie po chwili, przekazał Molly, że Martel zaraz do niej przyjdę. Czerwonowłosa czekała popijając drinka. Musiała przyznać że był naprawdę smaczny. Pomimo, że na pierwszy rzut oka miejsce nie wydawało się zbyt popularne ze względu na umiejscowienie, było tu sporo ludzi, a po tym jak swobodnie się tu czuli i rozmawiali z barmanem można było stwierdzić że to stali bywalcy. Molly wpatrywała się w facetów siedzących na sofach przy jednym ze stolików, którzy w rozmowie bardzo mocno gestykulowali gdy nagle usłyszała znajomy głos.
- A więc jednak nie wyjechałaś? - Czerwonowłosa odwróciła się i zobaczyła blondynkę z tatuażami.
- Uznałam, że mogę tu zostać jeszcze jakiś czas. - Uśmiechnęła się do niej wesoło.
- A co Cię do tego przekonało? - Martel spojrzała na nią z chytrym uśmiechem.
- Drink na koszt firmy, a co innego? 

Dziewczyny zaśmiały się wesoło. Blondynka zamówiła coś dla siebie po czym odeszły od baru i poszły do najbliższego wolnego stolika. Sofy okazały się bardzo wygodne i już po paru chwilach dziewczyny praktycznie w nich leżały rozmawiając jak najlepsze przyjaciółki, które nie widziały się od paru lat. W międzyczasie blondynka poszła kupić im jeszcze po jednym drinku. Molly nawet nie zauważyła jak szybko mijał jej czas, gdy nagle Martel wstała i wyciągnęła do niej rękę, aby ta zrobiła to samo. Następnie poprowadziła ją w stronę drzwi, z których wcześniej przyszła.
- Chodź, poznam Cię z chłopakami, polubicie się - powiedziała wesoło cały czas ciągnąc ją za rękę.
- Że co, czekaj, jak to, już, z kim, co? - Molly nie była pewna czy to taki dobry pomysł, ale dała się pociągnąć blondynce.

Im bliżej były drzwi tym szybciej biło jej serce. "Czym ja się stresuję w ogóle? Skoro Martel to zaproponowała to chyba znaczy, że to nie jest zły pomysł, prawda? Ciekawe kim są ci chłopacy i... czy będzie tam on..." Przeszły przez próg i zaczęły schodzić po schodach. Z każdym kolejnym stopniem dało się słyszeć coraz głośniejsze, wesołe rozmowy. W końcu dotarły na sam dół. Blondynka od razu podeszła do kanapy, na której siedziało parę osób. Wyglądali przeróżnie. Jeden był wysoki i potężnie zbudowany, inny niski i szczupły. Niektórzy z nich mieli nawet takie rysy twarzy, które Molly mogłaby porównać z jakimiś zwierzętami. 

- Chłopaki! - zawołała wesoło Martel. - Spójrzcie kogo przyprowadziłam! To o niej wam ostatnio mówiliśmy z szefem. - Kiwnęła na nią palcem pokazując, żeby podeszła bliżej.

Czerwonowłosa nieco speszona zrobiła to. Stanęła obok dziewczyny i grzecznie się przywitała. 

- Hej, jestem Molly, miło mi was poznać. - Zdobyła się na najserdeczniejszy uśmiech na jaki było ją stać. Sama nie wiedziała czemu, ale chciała dobrze wypaść podczas tego spotkaniu.

- Cześć, słyszeliśmy o tobie. Ja jestem Dolcetto - powiedział niski chłopak o czarnych włosach sterczących do góry, po czym zwrócił się do blondynki. - Jesteś pewna, że możesz ją tu tak bezkarnie przyprowadzać? Co na to szef?

- No właśnie. - Czerwonowłosa usłyszała głos, którego nie pomyliłaby z żadnym innym, chociaż wcześniej słyszała go tylko raz. - Co na to szef?

Jej serce na moment przestało bić tylko po to, żeby za chwilę zacząć bić trzy razy szybciej niż wcześniej. "O cholera, Molly uspokój się, nie daj po sobie poznać, że się stresujesz, oddychaj, pamiętaj o oddychaniu! Czym ty się w ogóle tak denerwujesz kobieto?!" mówiła w myślach sama do siebie. Razem z Martel spojrzały na siebie. Twarz blondynki wyrażała lekkie zdenerwowanie i niezręczność sytuacji, ale uśmiechnęła się pocieszająco i odwróciła w stronę głosu. Po krótkiej chwili Molly odważyła się zrobić to samo.

NieśmiertelniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz