Rozdział XII

57 5 0
                                    

   Molly przechodziła między uliczkami starając się odnaleźć właściwą drogę. "Cholera, jednak mogłam się zgodzić na to, żeby ten facet mnie odprowadził. Pewnie wiedziałby gdzie jest dom tej kobiety, gdybym mu go opisała. Zawsze robię zanim pomyślę." pomyślała skręcając po raz dwudziesty w ślepy zaułek. Czuła, że denerwuje się coraz bardziej. Do pubu też już nie dałaby rady wrócić. I nie mogła znaleźć nikogo, kto mógłby wskazać jej drogę. W końcu w napadzie złości kopnęła stojący obok śmietnik.

 - I po co ta agresja? Co ten śmietnik Panience zrobił? - Molly spojrzała w stronę głosu. Przy wejściu do uliczki stało dwóch mężczyzn. 

 - Racja, przepraszam. Czy mogliby mi Panowie pomóc? Trochę się zgubiłam. - Podeszła do nich.

 - Nie ma problemu. Mogę Panienkę zaprowadzić, gdzie tylko Panienka zechce. Ale najpierw chciałbym, żebyś spełniła moją prośbę. - Ton jego głosu zmienił się i Molly już wiedziała co ją czeka. "Słowo daję, jestem jak magnes na kłopoty."

   Gdy ten tylko dotknął jej ramienia natychmiast chwyciła jego rękę i powaliła go szybko na ziemię. Jego towarzysz od razu rzucił się na nią i chwycił ją w pasie. Wtedy pochyliła się do przodu i szybko zamachnęła się w tył uderzając go głową w twarz. Natychmiast ją puścił, a wtedy odwróciła się do niego i zadała cios w brzuch. Leżący chwycił ją za kostkę i pociągnął sprawiając, że straciła równowagę. Upadła, jednak szybko machnęła wolną nogą i wycelowała nią w niego. Trafiła w plecy. Szybko wstała i korzystając z chwili, że obaj byli w szoku uciekła. "Chyba nie spodziewali się, że ktoś może chcieć się przed nimi obronić." pomyślała skręcając w kolejną uliczkę. W końcu zatrzymała się i oparła o ścianę biorąc szybkie oddechy. Usłyszała klaskanie i odwróciła się w stronę, z której dochodziło. Zobaczyła mężczyznę, którego spotkała w Devil's Nest. Tym razem miał na sobie małe, okrągłe, przeciwsłoneczne okularki.

 - Przyznaję, bardzo ładnie sobie z nimi poradziłaś, Mała. Następnym razem pomyślą, zanim zaczną się dobierać do jakiejś dziewczyny. - Podszedł do niej z uśmiechem na ustach. 

 - Ty... Śledziłeś mnie? - zapytała ze zdziwieniem.

 - Poszedłem szukać mojej zguby. Jednak zacząłem się trochę martwić, więc przy okazji szedłem za tobą. - Wzruszył ramionami. - Wiem, że mówiłaś, że sobie poradzisz, ale chciałem się upewnić. No i miałaś rację. Mam jednak kilka zastrzeżeń. 

 - Słucham? - Sama nie była pewna, o którą część jego wypowiedzi pyta.

 - Po pierwsze. - Podniósł rękę i wyciągnął jeden palec. - Po przewróceniu tego pierwszego powinnaś mieć na uwadze, że drugi nie będzie stał spokojnie i wykonać ruch jeszcze przed nim. Po drugie - Wyciągnął kolejny palec. - Nie upadłabyś, gdybyś stała bardziej stabilnie i w większym rozkroku. Po trze-

 - Chwila, chwila, chwila, chwila. - Uniosła ręce przed siebie i zaczęła nimi machać w geście zatrzymania mężczyzny. - O czym ty w ogóle do mnie mówisz?

 - Ech. - Westchnął i włożył ręce do kieszeni spodni. - Tak w skrócie: gdybyś trafiła na facetów, którzy wiedzą jak się bić to nie skończyłoby się to dla ciebie tak dobrze.

 - Do tej pory jakoś sobie radziłam.

 - Widocznie miałaś szczęście.

 - Jasne. - "Wiem, że Van nie był zbyt dobrym nauczycielem walki, ale on chyba jednak trochę przesadza." - A więc jak według ciebie to powinno wyglądać?

 - Cieszę się, że pytasz. - Uśmiechnął się zawadiacko. - Pokażę ci.

   Mężczyzna rzucił się na nią i wyprowadził pierwszy cios. Cudem udało jej się go uniknąć, za co dostała od niego pochwałę. Nie rozumiała co się dzieje. Nie była pewna czy znów musi się ratować od jakiegoś nachalnego faceta czy może to naprawdę tylko zwykła próba jej umiejętności. Tak czy siak postanowiła wziąć to na poważnie. Wymierzyła cios i gdy już miała go trafić, ten złapał ją i przycisnął do ściany trzymając jej ręce nad głową. Stało się to tak szybko, że nie zauważyła jak to zrobił. Zbliżył swoją twarz do niej.

NieśmiertelniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz