- Chyba skończyłam – mruknęła June, ostatni raz przebiegając wzrokiem po tekście. Newt popatrzył na nią znad książki uśmiechając się z lekkim niedowierzaniem i dumą. Cholera, kochała go tak bardzo. Dochodziła północ a oni siedzieli w pokoju June pijąc kakao i po prostu będąc razem. Nie musieli rozmawiać, wystarczyło im to, że byli obok siebie. Wcześniej zjedli kolację z rodziną June, kiedy oznajmili im, że są parą. Tata prawie zadławił się łososiem (bez kości), ale chyba przyjęli to dobrze. Na tyle dobrze, że pozwolili mu spać w jej pokoju. Co prawda mama zatroszczyła się do dmuchany materac i dodatkową pościel, ale teraz kiedy wszyscy poszli już spać i tak siedzieli razem. W łóżku. June starała się nie wyolbrzymiać tego faktu w swojej głowie, ale kończąc ostateczną wersję Więźnia Labiryntu musiała kilkakrotnie usunąć słowo seks, które pojawiło się tam zupełnie przypadkiem.
- To co teraz? - zainteresował się Newt, odkładając książkę na stolik nocny i obejmując ją ramieniem.
- Chyba wyślę ją do wydawnictwa – uśmiechnęła się pod nosem.
- A potem? - spytał, przysuwając się jeszcze bliżej. Pocałował ją w szyję, delikatnie, zupełnie jakby właśnie tego nie zrobił, a jednak czuła jak jej policzki pokrywają się gorącym rumieńcem.
- Potem... - przełknęła ślinę, gdy jego pocałunki powędrowały w dół do jej obojczyka. - Potem mam nadzieję, że zostanie wydana. Pod imieniem i nazwiskiem taty, ale to byłoby jedno z moich największych marzeń.
- A jakie są inne? - chciał wiedzieć, jedną ręką zamykając jej komputer i odkładając na bok, a drugą unosząc się lekko. Teraz ich usta dzieliły milimetry.
- Być z tobą – szepnęła – Chyba właśnie się spełnia.
Pocałowała go mocno i w tej samej chwili oboje zapomnieli zupełnie o otaczającej ich rzeczywistości. Byli tylko oni i ich pocałunki. Oni i ich miłość, której byli już pewni, której wreszcie przestali się bać.
***
- Żeby to się już więcej nie powtórzyło! - krzyczał za nimi strażnik, kiedy pośpiesznie oddalali się od siedziby senatu. Gdy znaleźli się już wystarczająco daleko Teresa zatrzymała się gwałtownie.
- Co to miało być? - jej zmrużone z wściekłości oczy błyszczały złowrogo.
- Ja... - Thomas też był zły. Na siebie za to, że wszystko tak komplikuje i że dopiero ten pocałunek uświadomił mu kim naprawdę jest, co tak naprawdę czuje. - Nie podobasz mi się w ten sposób. Bardzo cię lubię, ale to nie jest to. Przepraszam. - wypalił w końcu.
Teresa wzruszyła ramionami i wcisnęła dłonie do kieszeni kurtki.
- Przynajmniej weszliśmy na szczyt – spróbowała się uśmiechnąć.
- To była super akcja – przyznał Thomas, kiedy powolnym krokiem wracali w stronę samochodu. Żółtawa łuna świateł unosiła się nad miastem, a nocne niebo zdawało się przybrać fioletowawy odcień. Zupełnie inne niż w domu – pomyślał Thomas.
- To może przynajmniej chciałbyś zjeść ze mną kolację – zaproponowała Teresa. Zupełnie nagle straciła całą swoją energię, jakby uleciało z niej powietrze. To trochę martwiło Thomasa, ale mimo to musiał odmówić.
- Muszę coś załatwić – wyjaśnił, nie patrząc w jej stronę. - Naprawdę cię przepraszam. Nie chciałem żeby tak wyszło.
- Rozumiem – westchnęła – Ale możemy być przyjaciółmi.
- Jasne – uśmiechnął się, czując wyraźną ulgę. - Bardzo cię lubię.
- Najwyraźniej nie wystarczająco – też zdobyła się na uśmiech. - Zadzwoń do mnie, kiedy wrócisz do domu.
CZYTASZ
To tylko sen... ||TMR
أدب المراهقينA co jeśli Strefa, Labirynt i DRESZCZ były jedynie wytworem bezgranicznej wyobraźni pewnej nastolatki?... June Dashner znajduje się w zupełnie nowym społeczeństwie odkrywając sens przyjaźni i prawdziwej miłości, a jednocześnie w jej głowie pojawia s...