10.Myślę, że to wszystko jest trochę pozbawione sensu

146 13 13
                                    

(dwa miesiące później)

W damskiej toalecie na drugim piętrze liceum Jordan High School panowała grobowa cisza, chociaż w niedużym pomieszczeniu znajdowały się aż cztery osoby i bynajmniej nie były to kobiety, w większości... June opierała się o umywalkę trzymając telefon w palcach, z których jak jej się zdawało dawno odpłynęła już krew. Wciąż na nowo czytała treść wiadomości, wyraźnie widocznej na ekranie.

- Co my teraz zrobimy? - spytał Thomas, który siedział na zamkniętej desce klozetowej ze skrzyżowanymi nogami. Oparł na dłoniach zmarszczone w zamyśleniu czoło i na chwilę zastygł w bezruchu.

- Nie mam pojęcia – westchnął Minho, który z bardzo podobnym wyrazem twarzy wyglądał przez okno na pokryte śniegiem ławki parkowe i drzewa. Podeszwą buta próbował zgnieść ukruszony kafelek, który odpadł ze ściany.

- Musimy jechać – stwierdził bez zastanowienia Newt, odpychając się od zamkniętych drzwi i podchodząc do June. W powietrzu unosił się zapach dymu papierosowego, a on czuł, że sam ma wielką ochotę zapalić.

- Ale... Jak to będzie? - zastanawiała się June, wreszcie chowając telefon do kieszeni.

- Nie mam pojęcia – Newt wzruszył ramionami – I właśnie dlatego musimy jechać.

- No dobra – Minho zostawił kafelek w spokoju i odwrócił się do nich – Nawet jeśli zdecydujemy się jechać... Czym niby macie zamiar się zabrać? Nie mamy dużo czasu.

- To czyste szaleństwo – odezwał się Thomas ze swojego klozetu.

- Gally ma vana – przypomniała June z czymś, co powoli zaczynało przypominać uśmiech. - Widziałam, jak przyjechał nim dzisiaj do szkoły.

- Nie ma mowy – obruszył się Newt – Nie wsiądę do samochodu z tym krutasem za kierownicą.

- Możemy go okraść – w oczach Minho pojawił się niebezpieczny błysk.

- Nie bądźcie głupi. Gally nie jest taki zły, na pewno się zgodzi.

Wyszli z toalety i ruszyli opustoszałymi korytarzami szkoły. Chociaż wszystko wyglądało dokładnie tak samo – duże szyby za którymi tańczyły płatki śniegu i żółtawe światło lamp nad ich głowami, czuli się wyjątkowo. Może to dlatego, że mieli zamiar zrobić coś niesamowitego.

- Jak zamierzamy wyciągnąć go z klasy? - wyszeptał Thomas z przejęciem, kiedy zatrzymali się przed salą, w której odbywała się właśnie chemia, i na której, nawiasem mówiąc, powinni się właśnie znajdować.

- Dlaczego szepczesz debilu? - spytał Minho, patrząc na niego z politowaniem.

- Bo zaraz popełnimy przestępstwo – obruszył się Thomas, wciąż nie podnosząc głosu.

- Poczekajcie tutaj – zdecydowała June, odetchnęła kilkakrotnie i pewnym ruchem otwarła drzwi do sali.

- June? - pani Lawrence uniosła brwi w zdumieniu. Jej ręka zastygła w połowie drogi do tablicy, na której wypisane były wzory na najróżniejsze związki chemiczne. June wzdrygnęła się mimowolnie, rzucając szybkie spojrzenie w tamtą stronę. - Dlaczego nie było cię na lekcji?

- Byłam u pielęgniarki – wyjaśniła pośpiesznie, starając się brzmieć wiarygodnie. - I ona bardzo chciałaby widzieć Galliego. W tej chwili. Ze wszystkimi jego rzeczami i kluczykami do vana.

Chłopak zaczął się pakować, chociaż na jego twarzy wyraźnie malowało się zaskoczenie.

- Zaraz, zaraz – brwi pani Lawrence opadły i niebezpiecznie ściągnęły się tworząc zmarszczki nad nosem. - Co robiłaś u pielęgniarki i dlaczego potrzebuje ona Galliego? I jego kluczyki...

To tylko sen... ||TMROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz