Chapter 2

6.5K 419 34
                                    

- Wyprowadzam się, mamo. - szepnąłem stając przed kobietą z dużą torbą podróżną. Przygryzłem wargę ukazując tym jak bardzo zdenerwowany jestem jej odpowiedzią. Oczy Joy zaszły łzami, więc szybko spuściła wzrok, a reklamówka za zakupami, którą trzymała, wypadła jej z rąk. Położyłem moją torbę na podłodzę i pomogłem mamie zbierać jabłka, które wysypały się z siatki.

- Chcę ci pomóc. Tobie i Mali. Znajdę pracę, będę wysyłał wam pieniądze. - wyliczałem, wrzucając jabłka do reklamówki. - Zasługujecie na szczęście. - szepnąłem i poczułem, że kobieta wyrywa mi siatkę z rąk, upadła na kolana obejmując moje ciało ramionami. Usłyszałem cichy szloch, więc wiedziałem, że płacze. Mocno zacisnąłem powieki, tuląc kobietę do siebie.

- Będę dzwonił i was odwiedzał. - zapewniłem mamę, która w pięściach gniotła moją koszulkę.

- Kocham Cię, synku. I błagam, uważaj na siebie.

Przed oczami ukazał mi się obraz płaczącej matki, która szaleńczo trzymała mnie za koszulkę. Potrząsnąłem głową jakby to miało pomóc mi zapomnieć. To wszystko dla Ciebie, mamo.

Siedziałem przy barze uważnie badając wzrokiem scenę lub podest, jakkolwiek by to nazwać, na której za chwilę miał wystąpić mój kolega. Odetchnąłem ciężko zamykając na chwilę oczy. Otworzyłem je jeszcze szybciej niż zamknąłem, gdy usłyszałem melodię piosenki Sexy Back, a na scenie pojawił się Ashton w obcisłych bokserkach, szelkach do nich przyczepionych oraz muszce na szyi. Otworzyłem szeroko oczy, zakrywając usta dłonią. Po chwili wydobył się z nich głośny śmiech, a oczy od razu zaszły mi łzami. Zgiąłem się w pół, łapiąc powietrze. To są chyba jakieś jaja. Wysiliłem się na jeszcze jedno spojrzenie na Ash'a, tym razem powstrzymując się od śmiechu. Aktualnie schodził ze sceny, lawirując między stolikami, a kobiety wtykały banknoty za gumkę jego bokserek. W zamian za to, on wywijał tyłkiem przed ich twarzą. Ugh. Nie chcę na to patrzeć. Odwróciłem wzrok, opierając się rękami o bar za mną. Nie dam rady, nie zrobię tego. Westchnąłem, wstając i ruszając w stronę wyjścia, lecz mocna dłoń zacisnęła się na moim ramieniu. Cholera, cholera, cholera.

- Gdzie się wybierasz, Hood? - warknął znajomy głos, a ja zacisnąłem dłonie w pięści. - Zapomniałeś o naszej umowie? - spytał, a ja odwróciłem się w jego stronę.

- Nie, nie zapomniałem. - wysyczałem, wyrywając się z jego uścisku. Jak on mnie wkurwia.

- To świetnie, mam dla ciebie robotę. - uśmiechnął się. - Jutro organizujemy urodziny, na których wystąpisz. Razem z Ashton'em. - powiedział, klepiąc mnie po ramieniu. Skrzywiłem się.

- Wróć lepiej do garderoby, musisz z nim pogadać. Może da ci jakieś dobre rady? - zaśmiał się gorzko i odszedł.

Westchnąłem i ruszyłem w stronę garderoby, by poczekać na Ash'a. Gdy byłem już na miejscu, usiadłem na kanapie i rozejrzałem się dookoła. Obok drzwi stała nieduża szafa, zapewne po same brzegi wypełniona skórzanymi gatkami z różowiutkim pomponem na tyłku. Po prawej stronie mały stolik z telewizorem, a po lewej dodatkowa kanapa. Oprócz tego na podłodzę walało się kilka par butów, opakowania po chipsach i gumach oraz jakieś koszulki. Podskoczyłem gwałtownie gdy drzwi otworzyły się, a do pokoju wbiegł ucieszony Ashton z garściami wypełnionymi banknotami.

- Tyle hajsu! - wrzasnął, opadając na kanapę obok mnie. Przyglądał się banknotom jakby widział je po raz pierwszy w życiu. Zaśmiałem się cicho, odchylając głowę do tyłu.

- Jesteś niemożliwy. - mruknąłem ze śmiechem, na co mój kolega także się zaśmiał.

- Nawet nie wiesz jaka to zabawa. - odpowiedział, rozkładając się na kanapie. - A teraz pytaj o co chcesz, Hoddie. - zaśmiał się ze swojej wypowiedzi. Nawet się nie zastanawiając, obsypałem kolegę lawiną pytań, by rozwiać wszystkie moje wątpliwości.

Po dosyć męczącej rozmowie z kumplem postanowiłem wrócić do mieszkania. Zegarek na moim nadgarstku wskazywał godzinę 3:52. Ciągnąłem swoje nogi wzdłuż chodnika ze spuszczoną głową. Byłem tak zmęczony, że nie miałem nawet siły utrzymać moich oczu otwartych. Ledwo doczłapałem się do małej kamieniczki, a gdy tylko pokonałem kilka schodków do mieszkania oraz uporałem się z kluczem, opadłem na miękki dywan w salonie nawet nie zdejmując butów i zapadłem w głęboki sen.

Witam ponownie miśki x Mam nadzieję, że nie umarliście z nudów, kurde, lepiej nie, bo stracę czytelników hah. Na razie nie jest za ciekawie, ale obiecuję (wow, Sylwia i przysięgi, to serio poważne), niedługo się rozkręci. Teraz muszę zdradzić wam kilka szczegółów dotyczących rozdziałów. Na początku każdego lub prawie każdego będzie pojawiała się retrospekcja nawiązująca do dawnego życia Caluma i uwaga! niekoniecznie będzie ona z jego perspektywy. Sami będziecie musieli odgadnąć o kogo chodzi. Mam nadzieję, że się połapiecie. Teraz druga sprawa, jeśli chcecie (zachęcam bardzo serdecznie) do tweetowania z hashtagiem #stripclubff na tt :) bardzo chętnie poczytam co myślicie o rozdziałach i tak dalej. Jeśli macie jakieś pytania walcie śmiało, na tt (@nakedcolumn), #stripclubff lub tutaj pod rozdziałem.

Postaram się, żeby rozdziały były dłuższe, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Póki co do następnego i buziaki dla wszystkich, którzy dotrwali do końca. Salute! x

STRIP CLUB || c.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz