Chapter 4

5.2K 342 27
                                    

Z ciemnej uliczki na odległość kilkunastu metrów można było usłyszeć głośne rozmowy. Kilku przechodniów rozglądało się nawet, by znaleźć źródło dźwięków, lecz na marne. Nic nie widać. Dochodziła godzina dwudziesta czwarta, co dla mieszkańców Sydney oznaczało tylko jedno. A mianowicie dodatkowe minuty na ukrycie się w swoich całkiem bezpiecznych mieszkankach. Bo północ to godzina 'The Immortals'.
Każdy mieszkaniec Sydney wiedział czym grozi zajście drogi któremuś z "władców miasta".
Siedmiu mężczyzn siedziało przy stole głośno o czymś debatując. A może o kimś? Ich żywą rozmowę przerwał dźwięk zamykanych masywnych, metalowych drzwi. Wszyscy w tym samym momencie zwrócili się w jednym kierunku napotykając wzrokiem wysokiego mężczyznę z lekkim zarostem, o nikłym owłosieniu na głowie. Pokryte tatuażami ręce były pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy po spojrzeniu na muskularnego mężczyznę.
Wszedł wgłąb pomieszczenia zaczynając mocnym i grubym głosem.
- Znalazłem gnojka. - odparł chodząc dookoła stołu, przy którym siedzieli prawdopodobnie jego koledzy.
- Pracuje w moim klubie za barem. Powiedzcie tylko kiedy, a przyprowadzę go tu i będziemy mogli zrobić to, na co zasługuje ta fujara.

Wchodząc do zatłoczonego klubu uderzył we mnie zapach alhokolu i tytoniu. Westchnąłem cicho wchodząc wgłąb lokalu. Moje myśli od wczoraj ciągle zajmowała Francesca. Jej głos był ciepły, ale także tajemniczy. Sposób w jaki trzymała słomkę w ustach przyprawiał mnie o zawroty głowy. Jej długie włosy opadające na jej nagie ramiona. I nie wiem czy mam omamy, ale kilka metrów przede mną stoi ona, w całej okazałości. Długie nogi podkreślone przez czarne rurki oraz kremowe szpilki, tułów natomiast okryty białą koszulą związaną nad pępkiem. Cholera, cholera, cholera. Stanąłem jak wryty i wszystko byłoby zajebiście gdyby nie to, że na przeciwko chodzącego cudu stał on. Przebrzydły, łysy, wytatuowany Jeremy. Wzdrygnąłem się lekko, gdy zauważyłem jak obejmuje dziewczynę swoim potężnym ramieniem. Zabieraj te łapy, szmaciarzu. Już chciałem zacząć iść w ich kierunku, lecz zrezygnowałem i ruszyłem w kierunku garderoby. Szybkim krokiem przemierzyłem ciemny korytarz wpadając do pomieszczenia, w którym był już Ashton. Zresztą, punktualny jak zawsze.

- Co się stało? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczył - zaśmiał się cicho, na co wywróciłem oczami, kładąc swoją torbę obok drzwi.

- Można powiedzieć, że tak jakby widziałem - mruknąłem, zdejmując koszulkę przez głowę.

- Jak to? Co jest? - usiadł prosto jakby bardziej zainteresowany, a gdy nie odpowiedziałem, zmarszczył brwi i poruszył się niespokojnie na sofie.

- Francesca - tylko jedno słowo sprawiło, że Irwin od razu zrozumiał co jest grane. Westchnął cicho i pokręcił głową patrząc w podłogę.

- Nie radzę ci się do niej dobierać - powiedział, podczaa gdy wyjąłem z torby butelkę wody i odkręciłem ją by się napić. Zmarszczyłem brwi nie rozumiejąc o co mu chodzi.

- Francesca Smith - niby to tylko nazwisko, a jednak sprawiło, że cała woda, która dotychczas znajdowała się w mojej buzi, wylądowała na twarzy i torsie mojego kumpla, którego mina swoją drogą była bezcenna.

- Chyba sobie jaja robisz - wymamrotałem, przecierając usta dłonią. Ashton wytarł swoją twarz z grobową miną, po czym zacisnął usta w jedną linię.

- Nie, nie żartuję. Ale nie musiałeś na mnie pluć - westchnął, wstając i ruszył w kierunku szafy, by po chwili wyciągnąć z niej ręcznik i wytrzeć w niego swoją klatkę piersiową. Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo drzwi do garderoby otworzyły się z niemałym hukiem, a w nich stanął ten sam przebrzydły, stary kutas i ta sama najpiękniejsza na świecie istota. Przełknąłem ślinę, chowając dłonie do kieszeni spodni i przygryzłem wargę. Boże, ona na prawdę tu jest. Stoi przede mną, uśmiecha się i patrzy na mój nagi tors. Właśnie, nagi...

Szybkim ruchem sięgnąłem po koszulkę i ubrałem ją, spotykając się z cichutkim chichotem wydobywającym się z ust słodkiej Francesci.

- Ashton, Calum... - zaczął Jeremy odsuwając się, byśmy mogli ujrzeć samą pannę Smith we własnej osobie.

- Pewnie poznaliście już moją córkę, Francescę - uśmiechnął się, patrząc na brunetkę, na co ona przygryza delikatnie wargę i także obdarza nas uśmiechem.

- Proszę, byście dobrze się nią zaopiekowali, ponieważ od teraz pracuje tutaj z wami - gdy tylko te słowa dotarły do mnie, moje serce jakby się zarzymało, a ja stałem tam, patrząc na nich wytrzeszczonymi oczami.

- O stary - zaśmiał się Ashton klepiąc mnie po plecach, gdy Jeremy opuścił naszą garderobę, zostawiając swoją piękną córkę z dwoma idiotami. No to się porobiło...

Show z udziałem France zakończyło się chwilę po trzeciej nad ranem. Wszyscy weszliśmy do garderoby śmiejąc się z dowcipu, który przed chwilą opowiedział nam Ashton. Od razu opadłem na kanapę, zaraz obok panny Smith, która pod wpływem chwili, położyła dłoń na moim nagim udzie, zginając się wpół ze śmiechu. Oblizałem usta odsuwając się leko, po czym sięgnąłem po swoją koszulkę i nałożyłem ją. Chyba na chwilę się wyłączyłem, bo gdy po kilku minutach rozejrzałem się, nie widziałem już uśmiechniętej twarzy Irwina, tylko czekoladowe tęczówki wpatrujące się we mnie ze zmartwieniem.

- Wszystko w porządku? - do moich uszu dotarł ten jakże cudowny dźwięk jakim był głos samej France.

Potrząsnąłem głową dając jej znak, że wszystko jest okej i wstałem, zmierzając w kierunku małej przebieralni, gdzie chciałem zmienić bokserki oraz ubrać spodnie.

- Podobało mi się - poinformowała mnie Francesca, na co mimowolnie się uśmiechnąłem. - To ciekawe doświadczenie.

- Jeremy to twój ojciec? - spytałem, wsuwając na siebie moje czarne rurki, po czym westchnąłem. Głupek.

- Tak. - mruknęła cicho, jakby niepewna, a ja wychyliłem głowę zza zasłonki przyglądając się dziewczynie ubranej w czarno-czerwoną dwuczęściową bieliznę. Cholernie seksowną zresztą.

- Wiesz, Calum.. - sposób w jaki wypowiada moje imię sprawia, że miękną mi kolana. Chryste, co ty robisz dziewczyno?

- Mam taką nietypową sprawę - zachichotała nerwowo, a ja odsunąłem zasłonkę i wyszedłem z przebieralni.

- Mógłbyś przygarnąć mnie do siebie na jakiś czas? To znaczy, na niedługo, po prostu chcę znaleźć sobie jakieś lokum. Dołożę się do rachunków i w ogóle... - mruknęła w potoku słów, a ja nim zdążyłem pomyśleć, odpowiedziałem jej.

- Nie ma sprawy. Będzie mi bardzo miło. - uśmiechnąłem się, a gdy zdałem sobie sprawę co powiedziałem, moje policzki pokryły się czerwienią. France uśmiechnęła się szeroko i ruszyła stronę przebieralni przechodząc obok mnie, dłonią muskając mój biceps.

- Mi także jest miło - szepnęła, a gdy odwróciłem się w jej stronę, zauważyłem, że właśnie zdejmowała swój biustonosz z ramion i rzucała go na podłogę.

Stałem na środku pokoju z otwartą buzią, podczas gdy ona wchodziła do przebieralni z uśmiechem.
I przysięgam, że w tym momencie zwaliło mnie z nóg.

Witaajcie myszki :) rozdział miał być wczoraj wieczorem, a mamy cóż, aktualnie 7.13 następnego dnia  ... przepraszam, miałam wczoraj taki dupny dzień. Nie chciało mi się jeść, cały dzień bolała mnie głowa, chciało mi się spać, ale nie mogę zasnąć i tak to właśnie jest.
Muszę przyznać, że jestem w miarę zadowolona z tego rozdziału. Nie jest super zajebisty, ale jest okej.
Więc cóż... hm, OMYGOD
DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ DZIĘKUJĘ ZA PRAWIE 70 VOTES PRZY POPRZEDNIM ROZDZIALE
NAWET NIE WIECIE JAKA TO PRZYJEMNOŚĆ KLGLWLVGPQ
dziękuję za wszystkie wyświetlenia, komentarze
SERDECZNE POZDROWIENIA DLA PEPE, WIDZĘ CIĘ :D
jest mi tak cholernie miło, że Strip Club przypadł wam do gustu, bo szczerze mówiąc sama w niego nie wierzyłam.
Ale jest dobrze
Bardzo dobrze
Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję, kocham was misie x

STRIP CLUB || c.hOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz