Obudziły mnie promienie wstającego słońca, które przebijały się właśnie przez szybę. Spojrzałam na Michaela, który leżał obok mnie, po czym wtuliłam się w niego. Wymarzony poranek... Faktycznie,wymarzony, gdyż rzeczywiście wyglądał on zupełnie inaczej.
-Amy Lee Morrison! - ze snu wyrwał mnie donośny krzyk mojej mamy. Automatycznie przestałam być tą samą, pewną siebie, Amy, która towarzyszyła mi jeszcze wczoraj. Nagle wszystkie moje decyzje z poprzedniego dnia, wydawały się nieprawidłowe.
- Tak?- zapytałam, udając, że nie mam pojęcia, o czym mówi.
- Nie udawaj, że nie wiesz, oco chodzi! - oburzyła się. - Myślałam, że... - kobieta nie zdążyła dokończyć, gdyż, niespodziewanie, poczułam falę wymiotów i czym prędzej pognałam do łazienki. Mama niewzruszona, rzuciła tylko: „Ogarnij się i zejdź na dół.", po czym zostawiła mnie samą. Wytarłam usta ręcznikiem, próbując ustalić przyczynę wymiotów. Może po prostu hamburgery mi nie służą? Odciągnęłam od siebie te myśli, bo w końcu żadne zatrucie pokarmowe nie jest większym problemem od rozmowy, która właśnie mnie czekała. Wiedziałam, że prędzej czy później będzie musiała się odbyć. Dlaczego moja mama nie potrafi zrozumieć niektórych rzeczy? Tak prostych i, wydawałoby się, oczywistych. Czasami chciałabym aby wspierała mnie tak jak Katherine wspiera Mike'a.
Szybko wyciągnęłam z szafy pierwszą lepszą sukienkę i z powrotem wróciłam do łazienki, gdzie wykonałam poranną toaletę. W głowie układam scenariusz całej rozmowy z rodzicami. Co ja im powiem?
Wreszcie zeszłam na dół. Nogi miałam jak z waty, kiedy schodziłam po schodach. Skierowałam się do kuchni, gdzie mama zapewne już na mnie czekała. W końcu zdobyłam się na ten jeden krok, który dzielił mnie od wejścia do pomieszczenia. Serce od razu zaczęło bić mi szybciej. Kiedy ona zdążyła go tu sprowadzić?
- I jest nasza szalona dziewczynka. - zawołał z uśmiechem na twarzy. Ledwo powstrzymywałam łzy. Tak bardzo chciałam teraz, aby Michael był ze mną i jednak został na noc.
- Co ty tu robisz? - wycedziłam przez zęby.
- Przyszedłem odwiedzić moją NARZECZONĄ. - wyjaśnił David, stawiając nacisk na ostatnie słowo. - Chyba coś zgubiłaś. - zauważył, podchodząc do mnie z pierścionkiem zaręczynowym. Zrobiłam krok w tył. To piekło nie mogło znów się zacząć.- Amy, zachowuj się. Nie dość, że spotkałaś się wczoraj z Michaelem, to zdjęłaś z palca pierścionek, żeby myślał, że jesteś wolna? Proszę, przeproś Davida. - mama dorzuciła swoje trzy grosze. Spoglądałam to na nią, to na Davida, zastanawiając się, co powinnam zrobić? Pozwolić wydać się za mąż za totalnego durnia w wieku 22 lat, czy sprzeciwić się, by potem doznać prawdziwego szczęścia? Wybór był na pozór oczywisty, jednak czy faktycznie uda mi się im postawić?
Musisz dać radę, Amy. Choćby nie wiem, co, nie możesz dopuścić do tego, by tak wyglądało twoje życie.- Wierzysz temu durniowi ale nawet nie pokusiłaś się o zapytanie się mnie samej, jak było naprawdę. - zaczęłam. - Zerwałam zaręczyny z Davidem. To miał być koniec. - wyjaśniłam, na co mama oniemiała. Sama nie wiem, czy mi uwierzyła, czy nie. Chyba nadal analizowała to, co jej powiedziałam. Nie mam też pojęcia, jaką wersję sprzedał jej David. - Możliwe, że mi nie uwierzysz, ale David wcale nie był dla mnie taki, jak dla was. Zgrywał miłego faceta, podczas gdy...
- Jeszcze jedno słowo! - warknął brunet, przymierzając do mnie rękę. Towarzyszył mi ten sam strach. Znów cała się trzęsłam, a łzy napływały do mych oczu. A ona nawet nie wstała; pewnie nie zamierzała się też odzywać. I to właśnie bolało mnie najbardziej. Fakt, że mogłaby zrobić wszystko, byle bym tylko za niego wyszła. Nie obchodziło ją czy będę szczęśliwa. David był dla niej ważniejszy.
- Ej! Takiego zachowania tu nie tolerujemy! - zawołał nagle tata, po czym chwycił Davida i wyprowadził go za drzwi. Może komuś jednak na mnie zależało? Tata bardzo rzadko stawiał na swoim. Zwykle siedział z boku i słuchał się mamy. Tylko, kiedy naprawdę przesadzała, delikatnie zwracał jej uwagę, co oczywiście doprowadzało ją do szału za każdym razem. A sytuacja taka jak ta, kiedy tata postąpił zupełnie inaczej niż ona, pokazała mi, że zawsze mogę na niego liczyć. Gdy z powrotem wrócił do kuchni, wtuliłam się w niego i rozpłakałam, jak małe dziecko.
- Nic ci nie zrobił? - dopytywał tata, dokładnie oglądając moją twarz. Już dawno nie czułam od niego takiego zainteresowania i troski. Od razu zrobiło mi się ciepło na sercu, mimo że byłam zdruzgotana.
- Nie, dziękuję – zapewniłam go, po czym spojrzałam na mamę, która wciąż siedziała. Nie potrafiłam wyczytać emocji z jej twarzy. Nie miałam pojęcia czy żałuje, że chciała zeswatać mnie z Davidem, czy nadal go lubi. Widziałam tylko obojętność, która była wyraźnie wymalowana na jej podłużnej twarzy. Podeszłam do niej bliżej i usiadłam obok.
-Jasne... Może powinnam powiedzieć wam wcześniej. Zerwałam zaręczyny z Davidem, bo nie potrafiłam wytrzymać psychicznie. Nie chciałam powtórki ze szpitalem psychiatrycznym. Z Michaelem czuję się bezpieczna. Nie rozumiem, dlaczego nie potrafisz go zaakceptować, ale jeśli zależy Ci na moim szczęściu, to proszę, mamo... Znów czuję się świetnie, więc byłoby miło, gdybyś wspierała mnie w moich decyzjach. Dam Ci trochę czasu na przemyślenia i wtedy porozmawiamy, dobrze? - zaproponowałam, jednak nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Ale tak właściwie, to czego ja się spodziewałam?
Potraktowałam ciszę, jako zgodę i poszłam do swojego pokoju. Nie było nawet dwunastej, a już wydarzyło się tak wiele rzeczy. Tych dobrych i tych złych... Dzień dopiero się zaczynał, a ja czułam się wykończona wszystkim tym, co miało dzisiaj miejsce. Jedyne o czym marzyłam i, co wiedziałam, że poprawi mi humor, to rozmowa z pewną osobą. Westchnęłam, po czym wybrałam tak dobrze znany mi numer.
- Halo?
- Cześć, Mike...
***
No i jest kolejny rozdział! ;) Nie taki długi, ale to dlatego, że niedługo pojawi się kolejny (serio postaram się niedługo :D). Oczywiście zapraszam do komentowania, głosowania i czego tam chcecie!
Rozdział miał pojawić się wcześniej, ale niestety, nie wyrobiłam się przez różne wyjazdy... W każdym razie...
29 sierpnia przyszła na świat legenda. Nikogo takiego nie było wcześniej. Wtargnął do świata muzyki już jako małe dziecko. Życie w blasku fleszy kosztowało go bardzo wiele. Dzieciństwo zostało mu odebrane bezpowrotnie, na rzecz sławy. Ale czy nie to czyni człowieka radosnym? Popularność... Pieniądze... Czego chcieć więcej?
W wieku 24 lat wydał najlepiej sprzedający się album wszech czasów.
Otrzymał 14 nagród Grammy.
Stadiony podczas jego koncertów były zatłoczone.
Krótko mówiąc, osiągnął wiele sukcesów w muzyce i nikt nigdy nie da rady go zastąpić.
Ale dla mnie Michael to nie tylko znany muzyk i Król Popu. To człowiek, który mnie inspiruje. Wiem, że ma wady, bo jak każdy z nas był tylko człowiekiem, ale codziennie zauważam w nim, coś, nad czym chciałabym popracować u siebie. Pomaga mi w trudnych sytuacjach, nawet jeśli o tym nie wie.
Mam nadzieję, że kiedyś prawidłowo docenimy jego pracę, a tabloidy dadzą sobie spokój.
STO LAT, MICHAEL!
CZYTASZ
You are my life
Fiksi PenggemarAmy, szesnastoletnia dziewczyna z depresją i przyszły Król Popu, spotykają się na swojej drodze. Czy nastoletnia przyjaźń przetrwa wiele prób? A może przerodzi się w coś więcej? "Once all alone I was lost in a world of strangers No one to trust On m...