4. Już nie wiem, czy taki dzień dobry...

709 30 24
                                    

Przed moim namiotem stał pies.

Albo lew.

Lub ewentualnie jakiś mutant.

Przyjmijmy, że był to pieso-podobny lew. Tak więc, pieso-podobny lew spojrzał w moją stronę. Cała zesztywniałam. Bałam się wielkich zwierząt.

- Hej! Saba! - do bestii podbiegła Nel i ją przytuliła.

- Abby, zapomniałem ci powiedzieć, że na Wigilię Nel dostała psa - Staś zwijał się ze śmiechu, jak i reszta osób, które siedziały przy stole wystawionym na zewnątrz.

- Gdybyś widziała swoją minę - podszedł do mnie Brian i poklepał mnie po ramieniu ze śmiechem. - Żałuję, że nie zrobiłem zdjęcia! - chłopak ze śmiechu ocierał niewidoczne łzy.

Przewróciłam oczami i usiadłam przy stole, uspokajając swoje tętno. Spojrzałam na wujka i pana Tarkowskiego, którzy ze wszystkich sił próbowali się nie roześmiać, ale totalnie im to wychodziło.

Zjadłam kolację milcząc i słuchając przekomarzań Stasia z Nel oraz planów budowy inżynierów. Podziękowałam i wstałam od stołu, a idąc do mojego namiotu, szerokim łukiem ominęłam tego mutanta, Sabę.

•••

Siedziałam już w łóżku ubrana w zielono-białą piżamę w misie koala i kontynuowałam czytanie mojej książki. Nie miałam pojęcia, która jest już godzina, ale jedno było pewne - wszyscy już spali, gdyż hałasy na zewnątrz ucichły i słychać było jedynie bzyczenie owadów.

Mój namiot stał między namiotem Stasia i Brian'a.

Obok namiotu Stasia był namiot Nel, później namiot opiekunki Nel, kolejne trzy to kuchnia, jakaś graciarnia i namiot służby, a na samym początku było "biuro" i sypialnie pana Tarkowskiego i wujka Ravilson'a.

Wychodziło na to, że wujek i pan Tarkowski dali wolną rękę młodzieży, gdyż byliśmy rozstawieni kawałek dalej od dorosłych.

Nagle usłyszałam szelest i otwieranie prowizorycznych drzwi z materiału do mojego namiotu. Podniosłam wzrok znad książki.

- Co ty tu robisz?! - szepnęłam, widząc Brian'a w moim namiocie o tej godzinie.

- Ja? Zupełnie nic - brązowooki wzruszył ramionami.

- Jeśli przyszedłeś się tu eksponować - wskazałam głową na jego tors - to możesz mi powiedzieć ,,dobranoc" i iść do swojego namiotu! - podniosłam głos i poprawiłam się nieco na materacu.

Brunet miał na sobie jedynie dresy. Wyglądało, jakby właśnie się obudził, bo włosy miał roztrzepane we wszystkie możliwe kierunki i dość ospały głos.

- Cicho, bo obudzisz innych - chłopak podszedł do mnie i usadowił się obok na łóżku. - Co tam czytasz? - zapytał, zaglądając mi przez ramię.

- ,,Głuchy krzyk" - westchnęłam. - Interesują cię książki? - spojrzałam na niego.

- Interesują mnie inne rzeczy - brązowooki objął mnie ramieniem, a drugą ręką zaczął bawić się moim łańcuszkiem od Elias'a.

- Zostanę przy książkach - spojrzałam na niego z ukosa. - Idź spać i mnie zostaw, czytam - zdzieliłam chłopaka po dłoni i próbowałam wydostać się z jego objęć, ale ten jeszcze mocniej mnie objął. - Brian, cholera jasna!

- Ciszej! A poza tym, księżniczko, nie mów, że jest ci niewygodnie - uśmiechnął się.

- Jesteś tak irytujący.

- A ty tak sztywna - zaśmiał się chłopak. - Żartuję przecież.

- Zacznę krzyczeć, jeśli nie zabierzesz ode mnie tej łapy - ostrzegłam chłopaka.

W pustyni i w puszczy...WspółcześnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz