Siedziałam tak, krztusząc się piachem i czując jak z każdą sekundą moje ciało pokrywa coraz to więcej piasku.
∆∆∆
Gdy już myślałam, że bezkresna pustynia pochłonie mnie na zawsze, nagle poczułam, że coś podrywa mnie w górę.
Były to czyjeś silne dłonie.
Zostałam posadzona, a raczej brutalnie wrzucona na grzbiet prawdopodobnie konia.
Owen.
Zwierzę zaczęło galopować, przedzierając się przez szczypiący piach, który wirował na silnym wietrze.
Niestety moja pozycja, w jakiej znajdowałam się na koniu, wcale nie pomagała mi utrzymać się na nim.
Wisiałam na brzuchu, przerzucona przez grzbiet konia.
Moja głowa, ręce i nogi bezwiednie zwisały po dwóch bokach wierzchowca, więc za każdym razem, gdy zwierzę uderzało kopytami o ziemię, moja twarz boleśnie zderzała się z ciałem konia.
Starałam się jakkolwiek uchronić moją głowę od bolesnych zderzeń z bokiem zwierzęcia, lecz było to prawie niemożliwe.
Już po chwili poczułam w ustach charakterystyczny, metaliczny posmak krwi.
Wierzchowiec wciąż gnał, a ja nie miałam pojęcia ile już to trwa, lecz po okropnym bólu głowy i całej twarzy, mogłam wywnioskować, że już długo.
Po chwili zakręciło mi się w głowie, moje powieki stały się ciężkie i zapadła wszechobecna ciemność.
∆∆∆
Otworzyłam oczy i obudziłam się na pustyni.
Na niebie, w szczytowym punkcie wisiało rozrzażone słońce.
Wstałam i rozejrzałam się wokół siebie.
Wszędzie był tylko piach i nic więcej.
Nagle poczułam, że ktoś przytula mnie od tyłu.
Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.
- Co jest, Stes? - mruknęłam i odwróciłam się w tył, lecz nie napotkałam tam tak dobrze znanej mi twarzy.
Przede mną stał Elias.
- E-Elias? Myślałam, że o mnie zapomniałeś - odezwałam się po chwili ciszy.
Szatyn jedynie uśmiechnął się do mnie swoimi czarnymi tęczówkami i przypatrywał mi się.
Nagle ktoś dotknął mnie w ramię.
Odwróciłam się zaskoczona i ujrzałam moich rodziców.
- Mamo, tato! Co wy tu robicie?
- Kochanie - zaczęła szybko kobieta. - Bez względu co się teraz wydarzy, nie ufaj IM! Oni kłamią... Rodzina jest najważniejsza. Bez względu na wszystko, nigdy nie zostawia się rodziny!
- A-Ale o czym ty mówisz, mamo? Nie rozumiem - nagle poczułam, że Elias łapie mnie za rękę.
- Nie idź z nimi - szepnął do mnie. - Są niebezpieczni.
- Cz-Czemu? - zdziwiłam się i kątem oka zauważyłam, że za mną stoi jeszcze Stes, Brian, Nel i Myron.
- Oni chcą cię od nas odciągnąć! Nie wierz im! - krzyknęła moja rodzicielka i szarpnęła mnie za rękę w swoją stronę.
Nagle zauważyłam coś na jej ramieniu.
Zastygłam.
Na ręce moja mama miała wytatułwany symbol Mahdi'ego.
Otworzyłam szerzej oczy i odskoczyłam, czołgając się w tył, jak najdalej od matki.
- Mamo?! - zmierzyłam wzrokiem kobietę. - A ty, tato?! Nie! Proszę! To... Nie! - poczułam, że ktoś mnie podnosi.
Był to Elias.
- Abigail - zaczęła agresywnie nagle moja mama.
- Nie! Nie chcę was znać! - krzyknęłam, a blondwłosa podeszła do mnie szybko i złapała za ramiona.
- Rodziny tak szybko się nie pozbędziesz.
∆∆∆
Cześć, miśki! (?xD)
Znów miałam przerwę, ale po prostu w tym tygodniu jestem w górach, bo mam ferie, więc nawet nie wiem, czy będę miała na tyle internetu, żeby opublikować ten rozdzialik.
W każdym razie trzymam kciuki za mój grat zwany telefonem i słaby internet, by jednak zrobili wyjątek i pozwolili mi opublikować rozdzialik dla Was <3
~SiasiaJM
Ps: Kiedy macie ferie?
(460 słów bez końcówki)
CZYTASZ
W pustyni i w puszczy...Współcześnie
AdventureNazywam się Abigail Ravilson i jestem kuzynką małej Nel Ravilson. Żyję w Egipcie, choć jestem rodowitą Angielką. Zupełnie przez przypadek znajduję się w złym miejscu, o niewłaściwej porze i zostaję wciągnięta w konflikt wagi światowej. (Pierwsza pub...