20. Nie wierz im!

347 18 10
                                    

Siedziałam tak, krztusząc się piachem i czując jak z każdą sekundą moje ciało pokrywa coraz to więcej piasku.

∆∆∆

Gdy już myślałam, że bezkresna pustynia pochłonie mnie na zawsze, nagle poczułam, że coś podrywa mnie w górę.

Były to czyjeś silne dłonie.

Zostałam posadzona, a raczej brutalnie wrzucona na grzbiet prawdopodobnie konia.

Owen.

Zwierzę zaczęło galopować, przedzierając się przez szczypiący piach, który wirował na silnym wietrze.

Niestety moja pozycja, w jakiej znajdowałam się na koniu, wcale nie pomagała mi utrzymać się na nim.

Wisiałam na brzuchu, przerzucona przez grzbiet konia.

Moja głowa, ręce i nogi bezwiednie zwisały po dwóch bokach wierzchowca, więc za każdym razem, gdy zwierzę uderzało kopytami o ziemię, moja twarz boleśnie zderzała się z ciałem konia.

Starałam się jakkolwiek uchronić moją głowę od bolesnych zderzeń z bokiem zwierzęcia, lecz było to prawie niemożliwe.

Już po chwili poczułam w ustach charakterystyczny, metaliczny posmak krwi.

Wierzchowiec wciąż gnał, a ja nie miałam pojęcia ile już to trwa, lecz po okropnym bólu głowy i całej twarzy, mogłam wywnioskować, że już długo.

Po chwili zakręciło mi się w głowie, moje powieki stały się ciężkie i zapadła wszechobecna ciemność.

∆∆∆

Otworzyłam oczy i obudziłam się na pustyni.

Na niebie, w szczytowym punkcie wisiało rozrzażone słońce.

Wstałam i rozejrzałam się wokół siebie.

Wszędzie był tylko piach i nic więcej.

Nagle poczułam, że ktoś przytula mnie od tyłu.

Uśmiechnęłam się lekko pod nosem.

- Co jest, Stes? - mruknęłam i odwróciłam się w tył, lecz nie napotkałam tam tak dobrze znanej mi twarzy.

Przede mną stał Elias.

- E-Elias? Myślałam, że o mnie zapomniałeś - odezwałam się po chwili ciszy.

Szatyn jedynie uśmiechnął się do mnie swoimi czarnymi tęczówkami i przypatrywał mi się.

Nagle ktoś dotknął mnie w ramię.

Odwróciłam się zaskoczona i ujrzałam moich rodziców.

- Mamo, tato! Co wy tu robicie?

- Kochanie - zaczęła szybko kobieta. - Bez względu co się teraz wydarzy, nie ufaj IM! Oni kłamią... Rodzina jest najważniejsza. Bez względu na wszystko, nigdy nie zostawia się rodziny!

- A-Ale o czym ty mówisz, mamo? Nie rozumiem - nagle poczułam, że Elias łapie mnie za rękę.

- Nie idź z nimi - szepnął do mnie. - Są niebezpieczni.

- Cz-Czemu? - zdziwiłam się i kątem oka zauważyłam, że za mną stoi jeszcze Stes, Brian, Nel i Myron.

- Oni chcą cię od nas odciągnąć! Nie wierz im! - krzyknęła moja rodzicielka i szarpnęła mnie za rękę w swoją stronę.

Nagle zauważyłam coś na jej ramieniu.

Zastygłam.

Na ręce moja mama miała wytatułwany symbol Mahdi'ego.

Otworzyłam szerzej oczy i odskoczyłam, czołgając się w tył, jak najdalej od matki.

- Mamo?! - zmierzyłam wzrokiem kobietę. - A ty, tato?! Nie! Proszę! To... Nie! - poczułam, że ktoś mnie podnosi.

Był to Elias.

- Abigail - zaczęła agresywnie nagle moja mama.

- Nie! Nie chcę was znać! - krzyknęłam, a blondwłosa podeszła do mnie szybko i złapała za ramiona.

- Rodziny tak szybko się nie pozbędziesz.

∆∆∆

Cześć, miśki! (?xD)

Znów miałam przerwę, ale po prostu w tym tygodniu jestem w górach, bo mam ferie, więc nawet nie wiem, czy będę miała na tyle internetu, żeby opublikować ten rozdzialik.

W każdym razie trzymam kciuki za mój grat zwany telefonem i słaby internet, by jednak zrobili wyjątek i pozwolili mi opublikować rozdzialik dla Was <3

~SiasiaJM

Ps: Kiedy macie ferie?








(460 słów bez końcówki)

W pustyni i w puszczy...WspółcześnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz