część IV

4K 217 29
                                    

Akcja na Nokturnie nie należała do najlepszych, jakie przeprowadzili. Kingsley został odbity, ale wrócili cali okaleczeni. Cud, że nikt nie zginął.

Hermiona opadła na łóżko wycieńczona z poparzonym barkiem, ale naprawdę nie miała ani sił, ani ochoty, aby z nim cokolwiek zrobić.

— Nie zamknęłaś drzwi. — Odwróciła głowę. Luna stała w progu jej pokoju w osmolonym, błękitnym swetrze.

— Jak się czujesz? — spytała zdezorientowana Granger.

— Dobrze, Syriusz właśnie robi mi herbatę. — Rozejrzała się i powoli weszła do środka. — Może również chcesz? — Spojrzała się za siebie i przymknęła drzwi.

— Nie, dziękuję. Coś się stało?

— Mam dla ciebie notkę od Draco.

Granger podniosła się gwałtownie i jęknęła, gdy poczuła palący ból w ramieniu.

— Słucham?

Luna zajrzała w przednią kieszonkę pomarańczowych ogrodniczek, które nosiła na golfie i wyciągnęła mały fragment kartki. Podała go dziewczynie, a ta mocno ścisnęła papier, gniotąc go w pięści. Luna zauważyła ten szelest.

— Chyba zostawię cię samą. — Wycofała się, zamykając drzwi. Hermiona z ciężką głową i towarzyszącym bólem rozwinęła notkę.

„Porozmawiajmy. O drugiej w kuchni.

Draco"

x


Biła się z myślami, ze sobą. Rozważała za i przeciw.

Kilka minut po drugiej zeszła na dół.

Usłyszała świst czajnika, odgłos napełnianego wrzątkiem kubka i zatrzymała się przed samym wejściem. Co w ogóle chciał jej wyjaśnić? Skończy się to tak, że będzie wpierał jej swoją wersję zdarzeń. Tak przypuszczała.

Draco czuł czyjąś obecność, jednak chciał dać jej przestrzeń, więc powoli zaparzył im dwie filiżanki mięty pieprzowej i posłodził miodem.

Odwrócił się, gdy stała przy krześle, wyprostowana, z dłońmi ułożonymi na oparciu.

— Chciałeś spotkania.

— Tak, chciałem rozmowy. — Postawił parujące zioła na stół i otarł dłonie w ścierkę, lustrując Granger wzrokiem. Nie wyglądała dobrze.

Hermiona siedziała w milczeniu. Założyła, że to on zacznie temat, nie spodziewała się tej niekomfortowej ciszy. Natomiast Malfoy zdawał się kompletnie rozluźniony. Doskonale wiedziała, że blefował. Zbyt dobrze się znali. Usiadł naprzeciw.

— Od trzech tygodni Astoria oficjalnie jest moją żoną — zaczął, a dziewczyna nie mogła się powstrzymać.

— Och, więc ja jestem kochanką, tak? — parsknęła krótkim śmiechem, zganił ją za to wzrokiem i kontynuował. Komentarz był niepotrzebny i spontaniczny.

— Wiem, że było to kurewsko nieczyste zagranie, postąpiłem nie w porządku, nie powinienem. Ja to wszystko wiem, Granger, uwierz mi. — Rozpiął dwa guziki koszuli, tuż przy szyi. — Znasz mnie, wiesz, jak mnie wychowano i jaki jestem. Zdawałem sobie sprawę z tego, że mocno zaboli. Czy mnie cieszyło twoje nieszczęście? Niekoniecznie. — Wyprostował nogi pod stołem i rozejrzał się po pomieszczeniu, by znów skupić całą swoją uwagę na Hermionie. — Przy podwójnym życiu są również podwójne standardy. Kiedy jestem w domu — te słowo zostało zaakcentowane, jakby próbował przekonać siebie, co do jego znaczenia — muszę dbać o Narcyzę. To moja matka, dużo jej zawdzięczam. Troszczę się o nią, zwłaszcza teraz, kiedy ojciec łyka każdą, pierdoloną bzdurę, jaką ktoś mu podsunie. Całkowicie postradał zmysły. — Pokręcił głową. — Zaproponowałem Astorii małżeństwo. Tak, to ja wyszedłem z inicjatywą. Greengrassowie wezmą moją matkę pod skrzydła jako rodzina, a ja wnoszę spory posag. Każdy jest szczęśliwy.

— Oprócz mnie? — wtrąciła złośliwie ze smutnym uśmiechem na twarzy. Malfoy westchnął ciężko.

— Oprócz nas, Granger. Mogę coś do ciebie czuć, możesz być dla mnie naprawdę ważna, mogę cię kochać, ale jakie ma to znaczenie w obliczu wojny?

x

O tej porze dom był pusty, ale mimo wszystko chciała zaczerpnąć świeżego powietrza, odpocząć. Noce robiły się coraz chłodniejsze, miała nadzieję, że to ją orzeźwi. Zwłaszcza po pracy. Cały dzień ślęczała w składziku, gdzie były wszystkie możliwe składniki do eliksirów i z każdą minutą robiło się mniej ciekawie. Zapasy kończyły im się w zatrważającym tempie.

Wyszła na taras i pierwsze, co rzuciło się w jej oczy to rozżarzona końcówka papierosa.

— Syriusz?

— Mam w sobie trochę z Blacka — Malfoy zaśmiał się zachrypniętym od papierosów głosem.

— Mogę się przysiąść?

— Pewnie. — Usiadła tuż obok, na drewnianej, dwuosobowej huśtawce. Należało zachować dystans. Czuła, jak lustrował ją wzrokiem. Padało na nią światło z kuchni. — Granger, sieroto. — Pokiwał głową z dezaprobatą i wstał, by zdjąć z siebie skórzaną kurtkę i okryć jej ramiona.

— Dziękuję.

— A ty dziwisz się, że co tydzień chorujesz.

— Jak było w domu? — Była to ich pierwsza rozmowa od spotkania w kuchni, od jego wyznania. Tak bardzo chciała to nazywać w ten sposób.

— Astoria chce dziecka. — Popiół poleciał na jej bose stopy.

— A ty?

— A ja jestem tutaj i nigdzie się nie śpieszę — zaśmiał się ponownie. — Masz minę jak spetryfikowana. — Szybko się zreflektowała. Zamrugała intensywnie i odwróciła wzrok.

— Ty z pewnością nie miałeś lepszej, gdy Astoria ci o tym powiedziała.

— W tym przyznam ci rację. Opieprzyłem ją, popłakała się. Być może byłem za ostry?

— Co jej odpowiedziałeś?

— Że ją popierdoliło, że jest za mało dojrzała, by zająć się psem, a co dopiero dzieckiem oraz to, że jest idiotką, ale to oczywiste nawet dla niej samej. — Znała Greengrass ze wspólnych lekcji. Była bystra, inteligentna, a pod koniec szkoły trzymała się bardzo blisko z Malfoyem oraz jego świtą, jednak obelgi o Astorii przemilczała. Ostatnio również nie wyrażała się pochlebnie o Ślizgonce podczas rozmów z Tonks. Choć zrobiło się jej przykro. Szczerze, nie chciałaby znaleźć się również w skórze Astorii.

— Małżeństwo na medal — stwierdziła kwaśno Hermiona i okryła się szczelniej kurtką. Czuła na sobie jego zapach.

— Co słychać u mojej kochanki? — Zabrzmiało to żartobliwie.

— Przestań, nie sypiam już z tobą — syknęła cicho, a on wstrzymał się przez chwilę, by ponownie zaciągnąć się papierosem.

— Nie złożyliśmy sobie małżeńskiej przysięgi.

— Słucham?

— Wszystko jest na papierku. Ona wie, że jej nie kocham, nie może mieć wobec mnie żadnych oczekiwań. Od zawsze byliśmy po prostu przyjaciółmi. — Potężny kłąb dymu wydostał się z jego płuc.

— Mnie też tam zawarłeś? — Posłał jej rozbawione spojrzenie.

— Oj, Granger, Granger. Myślę, że twoje nazwisko na akcie ślubu i umowie mogłoby trochę zepsuć atmosferę. — Pokręcił głową i zamyślił się na chwilę, spoglądając na rozkładające się na ziemi pierwsze liście. — Weasley rozdzielił się z Potterem. Idioci, mogą nie przetrwać zimy tym bardziej, że nie mamy pojęcia, co z naszym Wybrańcem.

— Wiem. — Przetarła zaróżowione od chłodu policzki. Harry i Ron nie dawali znaku życia od tygodni. Patrzyła się wprost na jabłoń, oświetlaną przez ogrodową latarenkę. Straciła już większość owoców. Black opowiadał, jak sam posadził ją w dzieciństwie, ponieważ uwielbiał szarlotki. Chłodne palce otarły zapłakaną twarz z łez. Całą swoją uwagę przeniosła na mężczyznę. Zamyślona, nie poczuła, kiedy zaczęła płakać.

— Przytulisz mnie? — Zabrzmiało to żałośnie, wypowiedziane słabym, cichym głosem.

— Chodź do mnie, Granger.

Nieoficjalnie [Draco x Hermione]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz