Rozdział 4

3.9K 64 4
                                    

Wyglądałam żałośnie w jego oczach. W ogóle cała ta sytuacja była żałosna. Ledwo co go poznałam, a siedziałam w jego kuchni i płakałam przez mój marny los. To jest tak strasznie pokręcone. Niby poczułam ulgę, ale znów zaczęłam czuć na sobie jego dotyk, widziałam przed sobą jego twarz. Żadne wspomnienia tego nie wycisnęły ze mnie tyle emocji i nieprzyjemnych wrażeń. To było okropne. Całe moje życie to porażka.

- Na prawdę nie wiem, co mam powiedzieć, ani jak mogę tobie pomóc. Ale jeśli jest jakiś sposób, to mi powiedz. Postaram się zrobić wszystko, co w mojej mocy. - starał się mnie uspokoić, ale ja nie potrafiłam być opanowana w tym momencie. Poza tym nie było nic, co mogłoby mi pomóc. Nie da się tego od tak puścić w niepamięć. Jeśli w ogóle jest możliwość zapomnienia tego.

- Na to nie ma sposobu. Tu nie można pomóc. Ale dziękuję za dobre chęci. - powiedziałam, kiedy byłam już trochę bardziej spokojniejsza. Justin podał mi pudełko chusteczek, a ja otarłam swoje łzy.

- Zawsze jest jakieś wyjście. Nie rezygnuj tak szybko. - och, no tak. Łatwo jest mu mówić. Kiedy jest się bogatym i wszystkie sprawy załatwia się gotówką. Tacy ludzie nie sięgają problemów, czy rozpaczy. Pieniędzmi potrafią zatkać jakąś pustkę, zdobyć kobietę i sukces. Siedząc za biurkiem i patrząc na powielające się zera na koncie, łatwo jest umoralniać innych w sytuacjach, w których nigdy się nie znajdowali i nie znajdą.

- Łatwo jest to tobie mówić, kiedy każdy problem rozwiązujesz pieniędzmi. - odparłam wycierając ścieżki łez, a przy tym mój makijaż. Widziałam jak mężczyzna kręci głową. Może trafiłam w punkt? Nie chcę przyznać się do tego. Będzie próbował to ukryć, że tak nie jest.

- Jesteś w wielkim, ale to bardzo wielkim błędzie moja droga. To nie jest tak, że jeśli masz pieniądze to problemy omijają ciebie szerokim łukiem. To nie polega na tym żeby mieć na wszystko i wszystkich wyjebane i patrzeć na to, aby tylko przybywało pieniędzy. Gdyby moje życie tak wyglądało, już dawno dostałbym pierdolca. - patrzyłam na Justina i słuchałam tego, co miał mi do powiedzenia.

- Ale no nie wiem, masz dom jak z marzeń, samochód, pracę, pieniądze. Czego chcieć więcej? Kobietę też masz. Zero ograniczeń, zapewne spełniasz się też w zawodzie.  - zaczęłam bawić się chusteczką w moich dłoniach. Odczuwałam lekki dyskomfort rozmawiając na ten temat.

- I co to ma do tego? Ty też masz mieszkanie, pracę, myślę że na brak pieniędzy nie narzekasz. - zwrócił uwagę na te fakty. Oczywiście, była to prawda. Ale jednak on był mężczyzną zapewne wysoko postawionym. A ja tylko striptizerką, co w tym rankingu plasowało się na niskim miejscu. - Czy twój problem skupia się na braku którejś z tych rzeczy? Rozwiążesz go pieniędzmi, mieszkaniem, czy samochodem? Żadną z tych rzeczy nie przywrócisz życia swojemu chłopakowi, nie cofniesz też czasu. W życiu bogatych ludzi nie zmieniają się zasady. Trudne sytuacje nie myślą w sposób "och, to ten wielki pan Bieber, prezes korporacji, ma najnowsze auto, duże mieszkanie, no i pokaźną sumę na koncie. To niech dalej żyje sobie szczęśliwie z pieniędzmi, idę gdzieś indziej". Nie sądzisz, że to jest nieco dziwne? Problem się nas nie pyta, czy może wejść do naszego życia teraz, czy później. Po prostu wchodzi. - mówił naprawdę mądrze, aż zrobiło mi się głupio, że myślałam w taki sposób. - Każdy ma problemy, mniejsze, czy większe. - po raz kolejny usłyszałam to stwierdzenie. Poprzedniej nocy padło ono z ust Zuzi. Czy teraz każdy, kogo spotkam na swojej drodze, będzie drążył temat moich problemów? Och, no błagam.

- Czuję się teraz zażenowana. - zakryłam twarz swoją dłonią. Mężczyzna złapał mnie za tą rękę i położył ją na blacie.

- Nie masz powodu ku temu. Większość ludzi myśli w taki sposób, jaki przedstawiłaś. Ja tylko wyjaśniłem ci to. - wtedy jego telefon zabrzęczał na znak nowej wiadomości. Zerknął na ekran swojego smartfona i chwilkę spędził stukając o jego klawiaturę. - Będę miał kolejnego gościa. - Justin posłał mi uśmiech chowając swój sprzęt do kieszeni. To jest już ten konkretny znak, że powinnam już stąd iść. Jestem tu już zbyt długo. Zapewne ma mnie dosyć i wymyślił to, żebym sobie poszła. Rozumiem. Czuję się jeszcze bardziej głupio, zapewne jestem dla niego skończoną kretynką. Vicky, dlaczego nie znasz umiaru do cholery?

On My BodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz